14 '... nie należy to do jego obowiązków'

90 5 0
                                    


następny rozdział w grudniu

__________


- Chan, kurwa - syknęła Madrid, kurczowo łapiąc mnie za ręce, próbując jakkolwiek je spleść, aby mnie podnieść. - Miałaś już nigdy tego nie robić...

W odpowiedzi usłyszała tylko mój coraz cichszy śmiech, gdyż odpływałam. Cholera, co to było za cudowne uczucie.

- Chan, ile tego kurwa wzięłaś? - widziałam przez mgłę jak kobieta gorączkowo szuka woreczków. - Kurwa, Chan! Sześć?! Nie obejdzie się bez szpitala niestety...

Po chwili byłam już tak zmęczona, że musiałam zamknąć oczy. Nie miałam na nic siły i wsłuchiwałam się tylko w głos Madrid, która rozmawiała przez telefon. Kurwa mać, jej głos jest tak zajebiście usypiający...

____________

- Wershhille? - usłyszałam. Nie no, to mi się chyba śni. To nie jest...

- Charles? - otworzyłam szybko oczy i rozejrzałam się po pokoju. W kącie na siedzeniu spała tylko Rose, Madrid widocznie gdzieś poszła. Nikogo poza śpiącą Rose nie było w pokoju.

- Pani Chanell Wershhille, w końcu pani do nas wróciła - uśmiechnęła się starsza kobieta, która wniosła jakąś tacę z jedzeniem, a raczej czymś co miało to jedzenie przypominać. - Jak się pani czuje?

Na widok uśmiechu starszej kobiety jakoś podniosłam się na duchu.

- Bardzo dobrze, dziękuję - odparłam mimo zawrotów głowy, które towarzyszyły mi co jakiś czas. To nic takiego.

- Coś się dzieje? - powiedziała szybko kobieta, kiedy zobaczyła moją minę, jak podawała jedzenie.

- Nie, nic - powiedziałam, i z udawanym uśmiechem przyjęłam tacę z jakąś breją.

_____________

- Obudziłaś się - pół godziny później przyszła Madrid. Wykąpana, wymalowana, widać, że była w domu. - Nic ci nie jest? Zawołać lekarza? - podeszła do mnie szybko, uśmiechając się na widok śpiącej Rose.

- Nie, dzięki. Wszystko jest okej - zapewniłam kobietę, momentalnie chwytając jej rękę. - Nie masz się o co martwić.

- Chan, kurwa! - podskoczyłam ze strachu, słysząc krzyk. Rose przebudziła się i natychmiast zaczęła się na mnie drzeć. - TY idiotko, mendo, stara krowo! Jak mogłaś?! Jak mogłaś do chuja?! - zaczęła okładać mnie swoją torebką.

Nie powiem, wyglądało to komicznie. Jej pół tłuste, blond włosy latały dookoła, a jej rozmazany makijaż wyglądał jak charakteryzacja klauna. Madrid, która siedziała obok nie mogła wytrzymać ze śmiechu, praktycznie się dusząc. Po dłuższej chwili ja również parsknęłam śmiechem i zawtórowałam Madrid. Rose, która już się zmachała biciem mnie, spowolniła ruchy i też zaczęła się śmiać.

- Chan, kurwa... - powiedziała szeptem. - Nigdy więcej tego nie rób, proszę - dodała mi cicho do ucha, a mnie ogarnęły wyrzuty sumienia.

Jak ja mogłam być taka głupia? To, że zabiłabym się nadmiarem narkotyków nikomu nie pomoże. Nie przywróciłabym życia Jakowi, a tylko przysporzyłabym problemów i cierpienia Rose, Dianie i reszcie znajomych. A przecież nie chcę, żeby przechodzili znowu to samo co z Jakiem. I w ogóle dlaczego wróciłam do dragów? Jestem stewardessa, tyle na to czekałam. Spełniam właśnie swoje marzenia i chciałam zruinować to w parę minut? Całe lata pracy?

- Chan, nie złość się, ale zadzwoniłam do tej twojej Diany... - zaczęła Rose, a ja spojrzałam się na nią z zaciekawieniem.

- No i? Co jej powiedziałaś? - spytałam, a dziewczyna spojrzała się na mnie i spuściła głowę w dół.

- Że powinnyśmy powiadomić Charlesa... Nie o dragach czy coś, bo to zruinowałoby ci pracę, ale powinnaś mieć kogoś, kogo kochasz przy sobie. Możesz się drzeć na mnie, możesz wierzgać i bić, ale laska - nie oszukujmy się, kochasz go.

W tym momencie zamurowało mnie. Rose ma rację. Nie powinnam udawać niedostępnej ani nic, skoro naprawdę kocham Charlesa.

- I co? Przyjedzie? - spytałam, starając się być obojętna.

- Niestety... Jest zawalony robotą, nie ma czasu na, cytuję: "Odwiedziny chorej pracownicy i nie należy to do jego obowiązków" - spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. - Przepraszam, nie wiem po co ci to mówiłam...

W tym jednym momencie moje serce sie rozpadło. Ale jak to Charles nie chce się ze mną widzieć? Kurwa, no nie powiem, zabolało. Nie wiem co ja sobie myślałam. Znamy się chwilę, dosłownie lekko ponad miesiąc, jest moim szefem. Co ja sobie kurwa myślałam, ja się pytam.

- Diana zaproponowała, że weźmie twoje loty, w sumie i tak się jej nudzi - zapewniła mnie Rose. - Masz cały wolny miesiąc w Londynie.

- Dziękuję wam - powiedziałam, łapiąc obydwie ważne dla mnie kobiety, które stały koło mojego łóżka szpitalnego. - Nie wiem, co ja bym bez was zrobiła.

____________

Po paru dniach na spokojnie mogłam wyjść. Chciałam wyjść od razu na własne rządanie, ale dziewczyny mi nie pozwalały. Bardzo dbają o moje zdrowie. Pielęgniarka, która codziennie przynosiła mi jedzenie przyniosła wypis.

- Proszę tu podpisać - podała mi kartkę i przysunęła stolik. Wzięłam papier do ręki, szukając pola do podpisu. Kiedy znalazłam, szybko podpisałam i podniosłam się z łóżka.

- Bardzo dziękuję - powiedziałam z uśmiechem, oddając kobiecie długopis.

- Nie ma za co - wzięła długopis po czym udała się do wyjścia.

____________

- Kupiłam po drodze maka - weszłam do domu Madrid, wymachując dwoma torbami jedzenia. Kocham fast foody, szczególnie Mcdonalds. Mogłabym wyjść za McWrapa albo Cheeseburgera.

Nie usłyszałam odpowiedzi, co oznaczało, że kobieta jest w pracy. Szkoda w sumie, pogadalabym sobie z nią. Rose jest w pracy, Diana w LA, z nikim innym w Londynie niż Rose i Jake nie utrzymywałam kontaktu. Teraz nie mam Jaka, co znaczy, że została mi tylko Rose i Madrid.

- Trudno, zjem to sama - wzruszyłam ramionami i zamknęłam drzwi nogą, wchodząc do domu.

Od razu udalam się na lewo, wchodząc do ogromnego salonu, i mijając salę bankietową weszłam do domowego kina. Puściłam sobie LaCasa de Papel i usiadłam, otwierając torbę z burgerami.

___________

W ciągu jednego odcinka zjadłam wszystko, nadal byłam głodna. Kiedy brzuch mnie rozbolał, wiedziałam co się święci. Natychmiast podniosłam się i pobiegłam do toalety. Przypomniało mi się, że Madrid już dawno skończyła ten okres, co oznacza, że jestem zdana na siebie. Wybiegłam z toalety, modląc się o to, aby w mojej torbie znalazł się chociaż jeden tampon. Wbiegłam do pokoju gościnnego i zaczęłam grzebać w rzeczach.

- Jest! - krzyknęłam rozradowana, wyciągając tampona spośród części mojego uniformu.

Po zażegnaniu kryzysu napisałam do Rose, aby przyjeżdżając tutaj kupiła parę paczek. Od razu otrzymałam wiadomość potwierdzającą i oczywisicie wyśmiewającą mnie.

- Debilka - szepnęłam z uśmiechem, pisząc sms na aplikacji jakiejś pizzerii z zamówieniem, a kiedy skończyłam, rzuciłam telefon na łóżko i ruszyłam w stronę kina domowego, aby dokończyć kolejny sezon.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 04, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The life you dreamed about Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz