10 'No,Wershhille,mamy problem'

65 5 23
                                    

Po odczytaniu sms od Jake'a mimowolnie się uśmiechnęłam, po czym schowałam telefon do torby i ruszyłam w stronę wejścia na pokład.

___________

- Good morning, I'm so glad that you all here - rozpoczęłam przemowę, jak na stewardessę przystało. Opowiadałam ludziom, że chętnie wysłucham ich podczas lotu, odpowiem na każde nurtujące ich pytanie, o ile będę znała odpowiedź, oraz żeby za chwilę uważnie skupili się na oglądaniu filmiku, który wyświetli im się na ich telewizorkach. Widziałam po ich oczach, że nie są zmartwieni, na czym mi bardzo zależało.

Dzięki, Charles.

- Okay, film starting now! - powiedziałam szybko, po czym wyłączyłam mikrofon.

- Naprawdę potrafisz rozmawiać z ludźmi - szepnęła do mnie z uśmiechem Diana. - Po twojej przemowie nawet starsza pani Johnson się uspokoiła, chociaż na początku lotu była okropnie zestresowana.

- Charles mnie nauczył, jak podchodzić do ludzi - odpowiedziałam. - Dużo mu zawdzięczam...

- Chan, nie wspominajmy go na pierwszym locie - powiedziała szybko Diana, uciszając mnie ruchem dłoni. - Nie chcemy, żebyś się rozkleiła.

- Fakt. - zaśmiałam się.

- Please fasten seatbelts - usłyszałam głos Blair, jednej ze stewardess. Widziałam, jak w jednej sekundzie ze zwykłego zachowania w samolocie rozpętał się armagedon.

Ten nie miał odłożonej torby, ta nie miała czerwonej szminki i musiała ją sięgnąć AKURAT PRZED STARTEM, jakieś dziecko rozsypało kredki i je zbierało... totalna porażka.

- Przepraszam, mogłaby pani już usiąść? - zaczęłyśmy z dziewczynami uspokajać ludzi na pokładzie. Dlaczego oni panikują akurat przed startem?

____________

- Wershhille, do pilota - podczas rozdawania napoi, podbiegła do mnie Susan.

- Ja? - spytałam zdziwiona.

- Tak, powiedzieli, że potrzebują opanowanej sztuki - uśmiechnęła się pod nosem. - No leć, czekają na ciebie!

Szybko odsunęłam się od wózka, dając dziewczynie pełny dostęp do uchwytu, za który natychmiast złapała i pognałam na przód samolotu. Samolot akurat był w trakcie zmieniania wysokości lotu, bo czułam się jakbym wspinała się na Mount Everest. I jeszcze te szpilki. Naprawdę dziękuję Susan za to, że zmieniła mnie na zmianie i to ona pcha teraz wózek. Serio, wbrew pozorom to jest bardzo ciężkie zajęcie. Wygląda tak normalnie: 2 kobiety uśmiechają się i podają kawę. Wiecie ile ten wózek waży w powietrzu? Około 150kg, które musimy pchać, chodząc na szpilkach, często podczas zmiany wysokości lotu i do tego obowiązkowo musimy się uśmiechać.

- Chcieliście mnie widzieć - weszłam do Downtowna i Sterleya, delikatnie zamykając za sobą drzwi do kokpitu.

- No, Wershhille, mamy problem... - zaczął Sterley, a ja poczułam gulę w gardle.

- Jak to: mamy problem? - spytałam. Nie no, napewno coś im się pomyliło.

- Widzisz tą czerwoną kropkę? - Downtown wskazał palcem na migającą kropkę gdzieś na pulpicie.

The life you dreamed about Where stories live. Discover now