Ava cicho zagwizdała, jakby zadowolona moją odpowiedzią.

– Nasz syn wreszcie znalazł sobie kogoś porządnego – powiedziała z zachwytem, udając, że ociera dłonią łzę. – Pris, doczekałyśmy się.

– Muszę przyznać, jest dobrą fasolką, ale pamiętaj, Logan, zawsze masz jeszcze inne opcje. Rozejrzyj się, może znajdziesz kogoś innego, kto będzie do ciebie bardziej pasował.

Gdyby Pris nie miała swojego Lance'a, to może uznałabym, że do mnie zarywa. Ale ma, więc odpada. Przecież nie będę odbijać chłopakom dziewczyn... Dlaczego właściwie o tym myślę? To nawet nie jest opcja. To podejrzani. Żadnych niestosownych kontaktów z podejrzanymi, przypomniałam sobie.

Rozmowa szybko zeszła na resztę grupy. Ella podobno szła na bal z Willem (co?), a o Simone wiadome było jedynie, że wybiera się na bal tylko dlatego, że musi – inaczej jej rodzina by się wściekła (bogaci ludzie widocznie nie mają prawdziwych problemów, kto by pomyślał). Z tego, co wiedziałam, jedyną osobą, jaka z nią rozmawiała, był Beau; nie była to miła konwersacja.

Henke, Praveen i Dre idą sami. Może jako trio, kto wie? Mają jeszcze kilka dni na znalezienie sobie partnerów, oni jednak nie zdawali się tym zainteresowani. Za każdym razem, gdy przy Henke lub Dre padało słowo "bal jesienny", oboje wyglądali, jakby mieli zaraz zwymiotować. Praveen z kolei prawie w ogóle się nie odzywał, odkąd wrócił do szkoły. Jadł przy stoliku z nami wszystkimi, ale tylko żuł w ciszy i łypał na wszystkich podejrzliwie.

– A Bailey? – zapytała Ava, ściągając krótką szkarłatną sukienkę z wieszaka. – Ma kogoś?

Bailey. Śmieszne. Mój Bailey miałby kogoś mieć? Ten, który nie akceptuje niepostępowania względem protokołu w tej jednej konkretnej sprawie, którą jest utrzymywanie relacji z podejrzanymi na profesjonalnym poziomie. On? Och, chciałabym to zobaczyć. Może i zgodziłam się iść z Beau, ale to właśnie z Bailim spędzę więcej czasu. Jaka byłaby ze mnie partnerka, gdybym olewała go przez cały bal?

– Nic mi nie mówił – odpowiedziałam Avie zgodnie z prawdą.

Ava tylko wzruszyła ramionami i odeszła przymierzyć sukienkę, zupełnie jakby odpowiedź wcale się dla nie liczyła.

Gdy dziewczyna zniknęła za drewnianymi drzwiami przymierzalni, Pris podeszła do mnie z fiołkową suknią w dłoniach. Trzymała ją jak małe dziecko; jakby była jej skarbem.

– Jest idealna dla ciebie. – Uśmiechnęła się uroczo. To był uśmiech z serii: "Nie możesz mi teraz odmówić". – Po kilku poprawkach, ale tym zajmie się moja mama, nie masz się czym przejmować. To jej sklep, wiesz?

– Pris, nie mogę...

Ale ona wcisnęła mi sukienkę w ręce, ciągle się uśmiechając, co po krótkim czasie stało się poniekąd przerażające. Jej oczy nieco się rozszerzyły, a usta były wykrzywione jak u lalki, która nigdy nie może przestać się uśmiechać.

– To prezent. Nie możesz odmówić prezentu.

Bailey

To ja miałem chodzić za podejrzanymi i wydobywać z nich wiedzę, a nie na odwrót.

Will złapał mnie po matematyce w środę i odciągnął (czytaj: szarpnął) na bok. Ciągle rozglądał się na boki w paranoi bycia prześladowanym. Bądźmy szczerzy, kto mógłby go winić? Chłopak zjebał sprawę i dał się zaszantażować osobie, której nawet nie zna, a teraz próbuje się z tego jakoś wygrzebać.

Po upewnieniu się, że na sto procent nie ma nikogo w pobliżu i nikt nie ma w najbliższym czasie zajęć w sali matematycznej, głęboko odetchnął, wydając przy tym z siebie dziwny dźwięk – jakby warknięcie?

(keep it) UndercoverWhere stories live. Discover now