2. To nie religia, Nelson.

1K 65 17
                                    

„Człowiek silny jest dobry, tylko słaby jest zły."

Napoleon Bonaparte 










Następnego ranka ponownie wysiadłam kawałek wcześniej, mimo namów Lachlana na to, żebyśmy się przyznali do bycia rodziną, bo na razie wiedziała tylko Carmel.

Dzisiaj postawiłam na neutralne kolory, czyli szary sweterek i czarne spodnie.

Szłam z uśmiechem, który zniknął natychmiastowo po ujrzeniu Christine.

— Ej, Nelson! — zawołała, a ja starałam się nie reagować. — Słyszałam, że lubisz fioletowy! — zaczęła się szyderczo śmiać, a ja bać, więc przyspieszyłam kroku.

Dotarłam do szafki bez większego zwracania na siebie uwagi. Przy swojej stała już Carmel i bała się jej otworzyć.

— Cześć, wszystko w porządku? — zapytałam, widząc jej twarz pełną obaw.

— Nie. — odwróciła się do mnie. — Z mojej szafki wystaje jakaś czerwona wstążka. Boję się, że kiedy ją otworzę, coś wybuchnie, albo gorzej. — spochmurniała.

— Daj spokój, przecież nikt nie jest aż tak wredny. — wzięłam jej kluczyk i ostrożnie otworzyłam drzwiczki, zaciskakając powieki, w razie gdyby coś miało wypaść, ale jedyny co wypadło, to białe pudełko z czerwoną kokardką. Podniosłam je i podałam zdezorientowanej Carmel.

— Wciąż uważam, że to jakaś zasadzka. — spojrzała na mnie niepewnie, przeniosła wzrok na pudełko, znów na mnie, na pudełko, na mnie, aż wreszcie je otworzyła.

W środku znajdowało się nic innego, jak nowiutkie okulary. A jednak informacje o tym, jak wyglądały i jaką wadę wzroku miała Carmel się przydały, chociaż Lachlan tak bardzo ich nie chciał.

— Identyczne! — pisnęła uradowana.

Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok.

— Czekaj, maczałaś w tym palce?

— Czy to ważne? — przewróciłam oczami i zaczęłam otwierać swoją szafkę. — Cieszmy się, że w ludziach jest jeszcze odrobinę... — wtedy prosto na moje ubrania i twarz wystrzeliła jakaś fioletowa maź.

Nie obyło się oczywiście bez śmiechów uczniów, którzy mieli ze mnie niezły ubaw.

— Mówiłam, że będziesz mieć kłopoty z tym chłopcem. — powiedziała Carmel.

— To nie Cameron. To Christine. — strzepałam z siebie, jak się okazało, mus jagodowy. — Co za żmija. — warknęłam zdenerwowana.

— Lizzy? — odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Lachlana wraz z Cameronem, który nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu i Toddem, który miał wyrąbane na wszystkich i wszystko.

— Kto to zrobił? — zmarszczył czoło.

— Chri... — chciała powiedzieć Carmel, ale przyłożyłam jej dłoń do ust, jednocześnie ją brudząc.

— Nie mam pojęcia. — uśmiechnęłam się, żeby tylko sobie poszedł. — Nic się nie stało, poradzę sobie.

— Stało się. — odparł zbulwersowany. — Nie pozwolę — zaczął, ściągając bluzę przez głowę — żeby moja siostrzyczka chodziła po szkole, wyglądając jak shake. — podał mi bluzę i puścił oczko.

— Siostra? — powtórzył Cameron z niedowierzaniem. Dzisiaj wyglądał inaczej, jego włosy nadal opadały na czoło, ale wyglądały lepiej, choć jak potargane przez wiatr. Ubrany był cały na czarno, a jego spodnie miały dziury na kolanach. Wcale nie tak, że przyglądałam się jego stroju nawet na zdjęciach z Facebooka.

Bad LiarDonde viven las historias. Descúbrelo ahora