28. Kapitan dostanie gratulacje? [KONIEC]

1K 33 62
                                    

„Dzieliśmy ze sobą wiele pięknych chwil, a Ty uczyniłaś moje życie...uczyniłaś je prawdziwym życiem. Niczego nie żałuję. Ale jestem jedynie rozdziałem w Twoim życiu - będzie ich znacznie więcej. Zachowaj w pamięci nasze cudowne wspomnienia, ale proszę, nie bój się tworzyć nowych."


Cecelia Ahern - PS Kocham Cię












Dziwnie się żyło w przyjacielskich relacjach z Christine, ale nie narzekałam. Przynajmniej przestała się na mnie gapić wzrokiem mordercy i wrzucać do szafki dziwne rzeczy.

Lara nadal warczała na chłopaków, co mnie trochę bawiło, ale rozumiałam ją. Carmel dała sobie siana, będąc wierną swojej zasadzie dawania milion szans.

Rachel przestała pytać, o co chodzi, tata niepokoił się faktem, że mój związek z Cameronem tak szybko się zakończył, ale nie mogłam mu powiedzieć przecież prawdy.

Niebo było dziwnie zachmurzone, kiedy szłam na szkolne boisko, a raczej na trybuny. Dzisiaj był mecz lacrosse i cała szkoła się tam zebrała, żeby kibicować naszym. To było urocze, jak orkiestra grała, aby podnieść ich na duchu, a cheerleaderki skacząc piszczały, że zwycięstwo jest nasze.

Co prawda remisowaliśmy, ale bardzo dobrze nam szło.

— Już myślałam, że to przegapisz. Cameron przez cały czas szukał cię wzorkiem. — powiedziała do mnie Carmel, kiedy zjawiłam się z popcornem.

— Przepraszam, urwanie głowy w pracy. — machnęłam lekceważąco dłonią. Chłopak wtedy mnie zauważył, ale był zbyt daleko, żebym mogła zidentyfikować, czy się ucieszył. Lachlan siedzący na ławce na pewno, bo machał kijem jak potłuczony.

— Twój brat mimo wszystko jest całkiem słodki. — stwierdziła Lara, a ja uniosłam brwi zaskoczona.

— Wolny, bierz się śmiało. — odparłam przez śmiech.

— Nie, nie mój typ, ale myślę, że pasowałby do Carmel. — mrugnęła do niej porozumiewawczo.

— Nie ma opcji. — poprawiła okulary i wróciła do gapienia się w boisko.

Z czasem zaczął padać deszcz, ale nie na tyle mocny, aby ludzie zaczęli uciekać, chociaż i tacy się znaleźli. Po czterdziestu minutach padł oficjalny wynik.

— WYGRALIŚMY! — wrzasnęła Lara, wyrzucając w górę najpierw ręce, następnie całe ciało. Piszczałyśmy i cieszyłyśmy się tak bardzo, że prawie traciłam oddech.

Drużyna na boisku skakała w kole, podrzucając Camerona, który był przecież kapitanem. Dookoła nich krzyczały cheerleaderki i orkiestra, a trener drużyny był w siódmym niebie.

To był zdecydowanie jeden z najlepszych dni naszej szkoły.

Zbiegłam na dół prędko, kiedy ludzie już w miarę się uspokoili i rzuciłam się na szyję Lachlana, wciąż nie mogąc uwierzyć, że te ciamajdy wygrały. Chłopak złapał mnie za biodra i obrócił się wokół własnej osi trzy razy, a następnie posadził mnie na ziemi i złapał się za włosy.

— Lizzy! Wygraliśmy! Nie mogę uwierzyć! — skakał w miejscu jak piłeczka, a z jego oczu płynęły łzy szczęścia.

Deszcz sklejał mi włosy i przyklejał do twarzy, ale nie szczególnie mnie to obchodziło.

— Kapitan dostanie gratulacje? — Cameron podszedł do nas niepewnym krokiem z bladym uśmiechem, jakby nie cieszył...

— Jeżeli zobaczę uśmiech spowodowany zwycięstwem. — założyłam ręce na krzyż.

— Jasne, cieszy mnie to, aczkolwiek ciężko mi się uśmiechać wiedząc, że nie zwyciężyłem w jednej sprawie, która jest dla mnie ważniejsza. — jego wzrok wręcz przeniknął moją duszę.

Bad LiarWhere stories live. Discover now