43: club

1.8K 44 73
                                    

Elektroniczna, specyficzna muzyka dudniła im w uszach. Dym papierosów drażnił oczy i wyjątkowo piekł nozdrza. Słabe oświetlenie, migająca żarówka, która wprowadzała rzekomy klimat, wszystko to sprawiało, że chciała już wyjść i nigdy nie wracać do tego miejsca. Już odegrała dzisiaj swoją rolę, zmusiła się do pójścia do klubu, dała się wraz z Shawnem świadomie przyłapać na ich ukartowanym pocałunku. Idealnie się spisała tego wieczora, ale miała ochotę wracać już do domu.

Przejrzała się w lustrze, ścierać z twarzy szminkę, która rozmazała się podczas ich pocałunku. Musiała przyznać, że Shawn świetnie całuje; z taką czułością i uczuciem.

Chciałaby to powtórzyć raz jeszcze.

Cholera, nie. Nie ma takiej opcji! – krzyknęła sobie w myślach. Za bardzo dała ponieść się pragnieniu.

Przejechała jeszcze matową szminką po wargach, chcąc naprawić zniszczony wizerunek i wyszła z łazienki. Cudem przepchnęła się przez tłum ludzi bez żadnej aroganckiej odzywki w ich stronę. Zaraz znalazła się w loży, gdzie zastała Shawna z... O nie.

— Co ty kurwa robisz?! — wytrąciła mu szklankę z bursztynową cieczą, którą trzymał w jednej ręce. Naczynie upadło na podłogę z hukiem, rozpraszając się na kawałki. Serce podskoczyło jej do gardła. — Byłeś przecież na odwyku! Dlaczego to znowu sobie robisz?! Po to zabrałeś mnie do klubu; aby się napić, tak?!

Wstał. Jego mina nie okazywała żadnych emocji, ale próbowała coś wyczytać z jego oczu.

— Mylisz się — oznajmił w końcu. — Zabrałem cię tutaj, bo chciałem stawić czoło nałogowi. Nie chcę, aby to on przejmował kontrolę w moim życiu.

Po tych słowach obszedł ją i wyszedł na zewnątrz. Chwilę odczekała, aż nerwy opuszczą jej ciało i postanowiła pójść za nim. Taras, na który wyszedł szatyn był przepełniony od ludzi, ale to nie odraziło ją od znalezienia swojego chłopaka. Nawet w głupim znaczeniu tego słowa, ale nie myślała wtedy o tym. Znajomą sylwetkę znalazła przy białej bariercę. Podeszła do niego i położyła rękę na jego ramieniu.

— Nie piłem ani łyka, nie bój się. Zamówiłem to, bo chciałem się przekonać czy rzeczywiście nie wrócę do tego bagna — uwierzyła mu, bo co innego mogła zrobić? Uzależnienie to była zmora każdego społeczeństwa. Nikt na to nie zasługiwał.

— Mogę się dowiedzieć dlaczego zacząłeś pić? — zapytała z czystej ciekawości.

Shawn przeniósł wzrok z panoramy ciemnej nocy na blondynkę, która patrzyła na niego z oczakiwaniem. Nie chciała na niego nalegać, ale pragnęła dowiedzieć się czegoś o nim, zwykłym Shawnie Mendesie a nie tym wykreowanym pod publikę.

— Miałem najlepszego przyjaciela, Scotta Dicksona. Przyjaźniłem się z nim od przedszkola, był przy najlepszych momentach w moim życiu. Był też chłopakiem Camili, bardzo ją kochał. Ostatniej jesieni wracalismy razem z koncertu i pokłóciliśmy się... Scott stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo. Zmarł na moich oczach. Boże, Lana, gdybyśmy się wtedy nie pokłócili to on nadal by żył. Może teraz siedzilibyśmy w jakimś pubie, popijając piwo i śmiejąc się, że nic nie jest w stanie nas rozłączyć.

Opowiadał to z taką pasją w głosie, ale ani razu nie zawahał mu się głos. Jakby komuś (a bardziej skłaniała się do opcji, że to on sam) wielokrotnie to  powtarzał.

— Nic mnie nie pocieszało, tylko alkohol. Przez wiele tygodni ignorowałem Camilę, bo kurwa — pokręcił głową — zabiłem jej chłopaka! A ona i tak chciała mnie wyciągnąć z tego dołka. Ale to mi nie pomagało, zraniłem dwie osoby, na których mi zależało i nie mogłem sobie tego wybaczyć.

— Shawn, to był wypadek. To się czasem zdarza. Jeszcze trochę poboli, będziesz jeszcze cierpieć do czasu aż nie przywykniesz. Ból nie minie, żal nadal w tobie będzie siedział, ale nauczysz się z nim żyć. Momentami dopadnie cię nostalgia, ale zmarli chcieliby, aby wspominać dobre chwile i przestać żyć przeszłością. Nie zmienisz wczoraj, ale zawsze można naprawić jutro.

Wszystkie słowa, które wybrzmiały z jej ust, wyszły prosto z serca. Wiedziała doskonale, co czuję Shawn. Mówi się, że najlepiej się dogaduje z osobami, co przeszły podobnie co my.

— Moi rodzice odeszli w podobnych okolicznościach, kiedy miałam osiemnaście lat. Jechali do szpitala do mojej nowonarodzonej wtedy bratanicy — powiedziała, chociaż nie nalegał na nią. Sama z siebie chciała to wyrzucić. Zbyt długo milczała na ten temat, udając że wszystko jest w porządku. — Jak to się mówi? Ktoś się rodzi, a drugi umiera. Trochę szkoda, ale cóż... Takie jest życie. Zanim się odwrócisz już go nie ma.

— Chcesz się przytulić? — zaproponował.

— Poproszę.

Szatyn objął ją w swoje ramiona, pozwalając uwolnić się negatywnym emocjom. Blondynka przymknęła powieki, a Shawn kołyskał ją w ramionach, czując jej owocowy szampon we włosach. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność.

Tamtej nocy poznali się lepiej. Niby tacy różni, a znaleźli coś co mieli ze sobą wspólnego.

• • •

Aaale mi się podoba ten rozdział, jest taki aww.

GOOD FOR YOU instagram ✔Where stories live. Discover now