8

3.6K 152 33
                                    

Zdjęłam z siebie bluzę i wyszłam na balkon odpalając papierosa. Zaciągnęłam się mocno i przyglądałam ulatującemu dymowi. Spojrzałam przed siebie, jednak zobaczyłam jedynie dachy domów i brzydkie, szare niebo. Zanosiło się na deszcz.

Z hipnozy wyrwały mnie ruchy przed bramą i jakieś krzyki z tamtej strony. Stanęłam na palcach i wychyliłam się lekko, aby zobaczyć kto tam stoi. Ujrzałam grupkę około pięciu dwunastoletnich chłopców na rowerach, którzy najwyraźniej czekali na kogoś z naszego domu.

-Czego chcecie?- krzyknęłam w ich stronę.

-Zawołasz Friza?

-To nasz prywatny teren, nie przychodźcie tu!- usłyszałam krzyk obok siebie i ujrzałam Krzycha, który właśnie wchodził na balkon.

-O co tu chodzi?- spytałam, wskazując na grupkę odjeżdżających dzieciaków.

-Widzowie ciągle przychodzą po zdjęcie albo autograf. Nigdy do nich nie wychodzimy, ale oni dalej się zjawiają, więc musimy ich wyganiać- westchnął.

Pokiwałam jedynie głową, przyglądając się twarzy chłopaka. Miał kilku dniowy zarost i włosy, roztrzepane na wszystkie strony świata. Jak zwykle po jego twarzy błąkał się uśmiech, a w niebieskich oczach gościły iskierki szczęścia. Ubrany był w czerwoną bluzę z logiem jakiegoś klubu piłkarskiego i zwykle, jasne jeansy z kilkoma przetarciami na udach.

-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej- zaśmiał się, gdy zobaczył, że lustruje go wzrokiem. Zarumieniłam się lekko i odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, mając nadzieję że nie zobaczył moich czerwonych policzków- Znowu nie masz na sobie bluzy.

-Spokojnie, nie rozchoruje się- mruknęłam, po czym dodałam, widząc że zaczął ściągać z siebie górną część garderoby- O nie, nawet nie waż.

-Cała się trzęsiesz, daj sobie pomóc.

-Kamil, jestem już dużą dziewczynką.

-Dlatego wychodzisz na balkon w samym podkoszulku, gdy na dworze są cztery stopnie- zironizował, a ja przewróciłam oczami. Nie lubię gdy ktoś się za bardzo mną przejmuję.

-Uspokój się już- rzuciłam, zaciągając się po raz kolejny papierosem. Zaśmiałam się cicho, gdy chłopak zatkał sobie nos, czując drażniący dym. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam białego Mercedesa, wjeżdżającego na nasz podjazd. Szybko odwróciłam się w stronę parapetu i zgasiłam papierosa w popielniczce Mateusza, nie chcąc być zauważona przez Karola. Domyślam się, że nie byłby zadowolony z faktu, że znowu wróciłam do nałogu.

Weszłam do swojego pokoju, zakładając na siebie czerwoną bluzę z jakiejś sieciówki. Zauważyłam obok swojego łóżka trzy reklamówki z Ikei, które najwyraźniej Kamil musiał tutaj wnieść. Podziękowałam mu cicho i podeszłam do nich.

-Wiesz, może zajmiesz się tym później? Pojedźmy teraz ze wszystkimi na obiad, a jak wrócimy to ci z tym pomogę, obiecuję- powiedział chłopak, siadając na krześle od mojego biurka.

-No nie wiem- westchnęłam, zaglądając do jednej z reklamówek. Było tego naprawdę dużo.

-Nie daj się prosić. Będzie fajnie, serio.

-Tak bardzo nie chce mi się tego rozpakowywać, że chyba się zgodzę- zaśmiałam się cicho, podchodząc do szafy- Tylko nie mam się w co ubrać.

-Jedź tak jak jesteś- powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. Miałam dziś na sobie stare jeansy i zwykłą bluzę. Niezbyt elegancka stylówka- Nie rozumiem co cię tak śmieszy, dobrze w tym wyglądasz.

-Przecież nie pojedziemy na obiad do maka, tylko do jakiejś restauracji. Muszę tam wyglądać chociaż trochę ładniej.

-Wymyślasz. Chodź, reszta już zaraz wychodzi- powiedział, jednak widząc moje sceptyczne nastawienie westchnął ciężko- Aż tak ci zależy na wyglądzie?

trudna jesteś/ poczciwy krzychuWhere stories live. Discover now