Polska plaża - stolica patoli

46 6 5
                                    

Na początek zaznaczę, że tytuł nie ma na celu obrazić nikogo, kto mieszka nad morzem. A więc o co chodzi? Ano, Dżast zachciało się napisać coś na wzór podsumowania swojego wakacyjnego wyjazdu (trzeba coś innego poza komentowaniem czyiś prac robić, żeby to konto żyło), bo czemu nie, ludzie zamieszczają na tym portalu bardziej absurdalne rzeczy ¯\_(ツ)_/¯

Otóż moi drodzy zjadacze chleba i mięsa, zanim przejdziecie dalej, przyznam się, że nad morze nie przepadam jeździć. Nie tylko polskie. Czemu? Dlatego, że jadąc nad morze, mam gdzieś kąpiele i opalanie się - nie przypadają mi one do gustu, wolę zwiedzać albo chodzić po restauracjach i sklepach. Kiedy jest brzydka pogoda, to jeszcze spoko, bo tacy typowi plażowicze nie mają nic do roboty i da się jakoś inaczej zaaranżować czas. Ale gdy słoneczko świeci, typowa polska rodzina nic innego nie robi, tylko siedzi pół dnia lub dłużej na plaży. Przynajmniej takie wnioski wyciągnęłam z poprzednich wyjazdów i dlatego nie miałam ochoty w takim miejscu wypoczywać.

Skoro nie lubisz, to czemu pojechałaś?, nasuwa się pytanie. Odpowiedź brzmi: pojechałam, bo to była moja jedyna szansa na wyjazd wakacyjny bez udziału moich domowników (którzy w tym samym czasie zresztą też pojechali nad morze, ale w inne rejony). W następnym miesiącu, jak się uda, pójdę sobie dorobić. Tylko muszę wyrobić książeczkę sanepidowską przed końcem miesiąca i wtenczas nie mogę urządzać zbytnio wyjazdów.

Wracając do sedna, w sobotę wieczorem wróciłam do domu po tygodniu spędzonym poza nim. Ale po kolei. Dnia 6 lipca Anno Domini 2019 z rana opuściłam swoje miasto w celu trwającej bite pięć godzin jazdy samochodem ku miejscu docelowemu. A nie, przepraszam. Po drodze były jeszcze Międzyzdroje.

Garść faktów:
Pogoda w danym dniu: Trochę zimno, wieje jak cholera
Wydarzenia bieżące*: Ostatni dzień 24. Festiwalu Gwiazd
Poziom zatłoczenia: Nawet nie pytaj

*dotyczy tylko Międzyzdrojów

Długo tam nie pobyliśmy, bo ciężko było wytrzymać. Udało nam się załapać na sesję autografową, ale stwierdziliśmy, że nie chcemy autografów od żadnej z obecnych tam sław, więc się zwinęliśmy. Szkoda tylko, że nie przyjechaliśmy tam w później, bo bym może się załapała na recital Krzysztofa Tyńca, czyli jedynej atrakcji tego dnia Festiwalu, która naprawdę mogła być fajna. Lubię tego aktora za jego role dubbingowe (Timon z Króla Lwa, Dżin z Aladyna), ma bardzo ciekawy głos. Ponadto, oglądając wywiad z nim na kanale Widzę Głosy (polecam) wydaje się naprawdę sympatycznym gościem.

W miejscu docelowym, czyli Dziwnowie pogoda nie lepsza, za to odbywał się Festyn Rybaka. Albo Festiwal Janusza, jak wydawało mi się przez pierwsze dwie czy trzy godziny. Skąd ten wniosek?

Rzucam hasłem: DARMOWE ŻARCIE

Staliśmy godzinę w kolejce po smażoną rybę, podczas gdy mąż pani stojącej przed nami co chwilę przynosił jej zupę lub śledzia z innego stoiska. A tam też była taka sama kolejka. Rozumiem, że gość miał wtyki. Trochę to chamskie że oboje stali w tej kolejce co my nadal, po tym jak zjedli tyle na oczach innych, uczciwie stojących, którym na poczekaniu obsługa dała do zjedzenia tylko pokrojone na kawałeczki wędzone sery** (co jak co, smaczniejsze od ryby). Innych, wpychających się lub awanturujących o miejsce, było wiele. Później, gdy serwowali tortillę i zupę tajską, kolejki znacząco zmalały i się uspokoiło. Ale pierwsze wrażenie negatywne.

** i tak nie każdy miał na nie ochotę, dzięki temu zjadłam kilka plastrów :) były jeszcze kromki chleba, ale do nich nie trzeba było stać w kolejce

Wieczorem odbył się koncert jakiejś grupy wykonującej głównie covery rockowych piosenek i pokaz fajerwerków, więc humor mi się poprawił.

Drugiego dnia wciąż zimno. W ramach festynu grała jeszcze orkiestra wojskowa, ale brak zainteresowania tym tematem sprawił, iż wybraliśmy się na rozeznanie.
Trzeci dzień pobytu wyglądał podobnie do poprzedniego, dlatego wrażenia z tych dwóch dni opiszę razem.

Dziwnów, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, okazał się nie być dziurą. To całkiem przyzwoicie wyglądające miasteczko, które ma do zaoferowania fajne miejscówki. Dało się przejść po plaży, bo nie była jeszcze wtedy tak okupowana przez ludzi. Poza mewami dużo widziałam wron.

We wtorek nagle się ociepliło. Poza tym zarys dnia niewiele się różnił od poprzednich (czyli dalej eksplorowaliśmy zakątki, do których wcześniej nie dotarliśmy, a że pogoda była lepsza, to szło nam lepiej). Udało nam się znaleźć miejsce, gdzie sprzedawali ten ser, który jedliśmy na festynie (łącznie w trakcie całego wyjazdu kupiliśmy 3 sztuki). Od tamtego dnia zaczęło się także regularne konsumowanie lodów bananowych z kawałkami czekolady (takie gałkowane z Carte Dora, polecam).

Przejdźmy do następnej doby. Tu przyda się nareszcie informacja, z kim pojechałam. Jak zdążyliście zauważyć (a może i nie), od opisu pierwszego dnia wypowiadam się po części w liczbie mnogiej. Przyznam, że towarzystwo miałam dość nietypowe, gdyż wybrałam się na ten wyjazd z... ciocią i dziadkiem :/

Naprzeciwko miejsca naszego noclegu znajdowała się wypożyczalnia rowerów, więc żalem było nie skorzystać. Dziadek z oczywistych względów został, podczas gdy ja wraz ciocią wybrałyśmy się w trasę ścieżką rowerową do Pobierowa, po drodze mijając Dziwnówek i Łukęcin. W obie strony wyszło jakieś 25 km + w samym Dziwnowie też jeszcze przejażdżka z jednego końca na drugi, specjalnie po to, by zobaczyć jakieś jezioro ukryte tam trochę za miastem w stronę Międzywodzia. Polecam taką konkretną jazdę rowerem, jest bardzo satysfakcjonującym sportem (a mówi to osoba, która większości form aktywności ruchowej nie znosi!), tylko tyłek trochę boli jak się poświęci temu kilka godzin (choć to też po części może być kwestia siodełka). Wysiłku też jakoś bardzo nie wymaga, przecież nie trzeba pedałować przez cały czas ;)

W czwartek pierwszy raz wybraliśmy się na plażę z perspektywą czegoś innego niż spacer brzegiem morza. Czyli w moim przypadku ukrycia się w namiocie i czytania książki. I tu następuje wyczekiwana chwila refleksji.

Nie skreślam wszystkich nadmorskich miejscowości w Polsce. Samym miastem da się jeszcze w miarę nacieszyć. Oczywiście zadupia nieznacznie ożywające w sezonie też się zdarzają i wtedy czuć tę całą komercyjną pokazówkę, choć ona na dobrą sprawę występuje też w innych miejscach, ale może nie aż w takim stopniu. Aczkolwiek ta plaża. To głównie dla niej Polaczki decydują się na wakacje na wybrzeżu.

Czy jest tu ktokolwiek, kto nie oglądałby filmu/anime ze sceną na plaży? Co nam się w nich pokazuje?
Sporo wolnej przestrzeni i atrakcyjnych młodych ludzi!

A jak jest w rzeczywistości? Hmm?
Labirynt z parawanów, a większość obecnych to leżące bezczynnie tłuściochy. Albo dzieci.

Odpowiedzmy sobie na pytanie: czemu ludzie wybierają się na polską plażę? Chyba głównie po to, by się opalić, zająć dzieciaki pluskaniem i piaskiem, oraz w celach wypoczynkowych.

Opalić można się równie dobrze w ogrodzie albo na balkonie. Ponadto dla mnie to żaden powód, bo nie podobam się sobie opalona, w upalne dni wyjątkowo ciężko mi wytrzymać dłuższy czas na słońcu, a ponadto prędzej moja skóra zmieniłaby kolor na czerwony niż brązowy.
Na dzieciach się nie znam, ale chyba są lepsze metody na chwilowy odpoczynek od nich. W plażowych warunkach trzeba i tak mieć na nie oko, bo jeszcze się zgubią w tłumie albo utopią.
Co do ostatniego - nie wiem jak wam, ale moim zdaniem ciężko wypocząć w tak zatłoczonym, pełnym Januszy, a czasem nawet zaśmieconym miejscu.

W czwartek i piątek zanudziłam się okropnie. Jeżeli gdzieś już szłam, były to miejsca odwiedzone wcześniej kilkukrotnie i nie widziałam zbytnio sensu, żeby do nich spacerować (nie licząc spożywczych, lodziarni i takiego jednego sklepiku z pamiątkami). Marzyłam, by wrócić już do domu.

Ostatniego dnia, zamiast po wymeldowaniu pojechać prosto do domu, skoczyło się do Międzywodzia (na krótko, bo to taka mała dziura) i znów do Międzyzdrojów. Właściwie nic ciekawego tam nie robiliśmy poza spacerem w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia.

Czy było warto tam jechać? Sama nie wiem. Do środy dało radę wytrzymać. Miejscowość spoko, o ile nie bierzemy po uwagę istnienia plaży. Na przyszłość nie będę wybierać się nad polskie morze, a skupię się na miejscach, które naprawdę chcę odwiedzić.

Jeżeli chcecie znać więcej szczegółów albo macie jakieś pytania czy inne uwagi, to komentujcie śmiało☺
Dajcie też znać, co sądzicie o takiej relacji (zaczynam chyba brzmieć jak jakiś żebrzący youtuber).



PS. Jakbyście nie mieli w najbliższym czasie pomysłu, komu przekazać nominacje, to ten tego... możecie mnie.

Mój Kochany ŚmietnikKde žijí příběhy. Začni objevovat