XIX. Co się wydarzyło po feralnej nocy

389 63 202
                                    

...James odjechał. Po prostu. Nie zważając na moje krzyki i na to, że prawdopodobnie zabił kobietę, odjechał. Mimo zmęczenia, krzyczałam ile sił w płucach, by się zatrzymał, by wrócił i sprawdził, czy tej osobie nic się nie stało, ale on jechał jak szaleniec, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Myślałam, że udławię się swoimi łzami. To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia. Premiera spektaklu, na który tak ciężko pracowałam. Nagroda ze cały trud włożony w przygotowania. Wreszcie, moja gwiazda miała zabłysnąć na firmamencie Broadwayu. A on to perfidnie zepsuł swoją głupotą. Człowiek, który uratował mnie od nędzy. Człowiek, któremu ufałam. Człowiek, którego zaczynałam kochać.

Kiedy zaparkowaliśmy pod jego kamienicą, wyskoczyłam z samochodu i popędziłam na klatkę. Nie chciałam na niego patrzeć. Serce biło mi jak oszalałe. Obawiałam się, że policja wejdzie do naszego mieszkania i zaaresztuje nas oboje, mimo że to tylko on był winien. 

— Faye, spokojnie... — wymamrotał, kiedy dotarł pod drzwi. 

Otworzył je i gestem nakazał mi wejść. Od razu poszedł pod prysznic. Chociaż bardzo chciałam się umyć, uznałam, że szybkie przemycie twarz wodą z kuchennego kranu mi wystarczy. 

Szybko przebrałam się w koszulę nocną i wsunęłam się pod kołdrę. Miałam nadzieję, że zaraz zasnę, ale byłam zbyt roztrzęsiona. Ciągle zastanawiałam się, co się stało z tą kobietą. Czy James naprawdę ją zabił? A może jednak udało się jej uciec? 

Miałam nadzieję, że tak właśnie się stało, ale nie czułam się przekonana. Jakiś głos z tyłu głowy mówił mi, że cała ta sprawa skończyła się tragicznie. 

Drgnęłam, kiedy poczułam, jak James kładzie się obok mnie. Przepasał mnie ramieniem w talii i wtulił głowę w zagłębienie między moim barkiem a szyją. Zesztywniałam. Nie chciałam, żeby był tak blisko mnie. Brzydziłam się nim. Spał, jakby nic się nie stało, a ja cała drżałam, choć nie miałam na rękach niczyjej krwi. 

To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. Walczyły we mnie dwa głosy — jeden mówił, że na pewno nic się nie stało, drugi, że ta biedna kobieta nie żyje, a ja nie zrobiłam nic, by zapobiec jej śmierci. 

W końcu James wypuścił mnie z ramion, na co odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam jeszcze wstawać i się z nim konfrontować. Nie miałam na to sił. 

— Faye, skarbie, śpisz jeszcze? — zapytał, dotykając mojego ramienia. Nie odpowiadałam. — Faye? Przecież nie piłaś. A zresztą...

Podniósł się z łóżka i podążył do łazienki. Gdy wrócił, włączył radio. Drgnęłam, gdy usłyszałam, że właśnie nadszedł czas na wiadomości w południe. 

— Dziś rano niedaleko jednej z willi na Upper East Side znaleziono ciało kobiety — mówił prowadzący beznamiętnym głosem. — Najprawdopodobniej potrącił ją samochód. Została zidentyfikowana jako Myra Roberts, aktorka sceniczna. Wczoraj miała miejsce premiera spektaklu, w którym występowała kobieta. W jednej z willi najprawdopodobniej odbywało się przyjęcie urządzone przez reżysera sztuki. Policja szuka sprawcy.

— Cholera jasna! — krzyknął James. 

Po tych słowach wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie miałam pojęcia, gdzie się udał, ale nie interesowało mnie to. 

Zaczęłam się trząść, jakby było mi koszmarnie zimno. James nie tylko zabił kobietę. Zabił Myrę. Myrę, która tak go nienawidziła. Myrę, przez którą Arlenne straciła jego dziecko. Nie wiedziałam nawet, dlaczego rozstał się z miss Powell, podejrzewałam jednak, że to jej poronienie było tego przyczyną. Myra zniszczyła mu życie, a teraz sama padła jego ofiarą.

W blasku reflektorówWhere stories live. Discover now