I. Wielka szansa Ann

1.4K 144 241
                                    

Słońce właśnie chowało się pod pierzynką z kłębiastych chmur, jakby chciało udać się na drzemkę, gdy smukła blondynka przemierzała ulice Paryża, postukując swoimi wysokimi, czerwonymi obcasami. W dłoni trzymała elegancką torebkę od Chanel, szyję zaś obwiązała jedwabną apaszką w grochy. Beżowy płaszczyk podkreślał jej szczupłą figurę. Spięte w wymyślne uczesanie jasne włosy sprawiały wrażenie zdrowych i zadbanych. 

Ktoś, kto nie miał okazji jej poznać, rzekłby zapewne, że ta bardzo pewna siebie, elegancka kobieta musi być aktorką lub modelką, która na swoim wyglądzie zbijała co miesiąc ogromną fortunę. Ten ktoś nie mógłby się bardziej pomylić. 

Kobieta podeszła do eleganckiej kamienicy przy Avenue Montaigne i zaczęła przeglądać spis lokatorów. Musiała przyznać, że okolica była bardzo malownicza. Niedaleko znajdowały się Pola Elizejskie i Pałac Elizejski, w którym rezydował prezydent Francji. Po przejściu przez Place de la Concorde trafiało się do pałacu i ogrodów Tuileries, a stamtąd było już niedaleko do Luwru. Spod kamienicy można było też powędrować nad Sekwanę, przejść przez most Aleksandra III i przespacerować się do Muzeum d'Orsay. 

Znalazła poszukiwane nazwisko i pchnęła drzwi. Uznawszy, że nie ma sensu czekać na windę, raźnym krokiem weszła na trzecie piętro i stanęła przed drzwiami z tabliczką „Państwo Ward". Zadzwoniła i wbiła wzrok w ścianę. Postukiwała cichutko obcasem, starając się nie zacząć obgryzać pomalowanych na czerwono paznokci. 

Zdawało się jej, że czeka na jakąkolwiek reakcję gospodarzy godzinami, lecz w rzeczywistości nie upłynęła nawet minuta, gdy w progu pojawiła się ciemnowłosa kobieta. Jej twarz sprawiała wrażenie tak symetrycznej, że trudno było się powstrzymać od choćby pomyślenia, że korzystała z usług chirurga plastycznego. „Śmiało mogłaby konkurować z Gretą Garbo, gdyby ktoś urządził konkurs na najbardziej idealną twarz" — pomyślała blondynka. Spięte na czubku głowy loki stojącej przed nią piękności lśniły kruczą czernią. Krwistoczerwone usta kusiły, by je pocałować. Na nadgarstkach kobiety iskrzyły się diamentowe bransoletki, które dodawały jej szyku. Nawet czarna, aksamitna sukienka, zupełnie pozbawiona talii, przypominająca kreacje sprzed trzydziestu lat, nie ujmowała jej uroku, a jedynie go dodawała. 

— Panna King, jak mniemam? — zapytała melodyjnym głosem. 

— Tak, to ja. Bardzo mi miło panią poznać, pani Ward. — Uśmiechnęła się i wyciągnęła ku niej dłoń. 

Pani Ward uścisnęła ją i zniknęła w głębi mieszkania. Kobieta podążyła za nią. Gdy tylko przekroczyła próg mieszkania, uderzyła ją dusząca woń perfum przemieszana z zapachem papierosów. W przedpokoju szybko spojrzała w duże, kryształowe lustro. Nie wyglądała źle, ale onieśmielająca prezencja gospodyni sprawiła, że panna King poczuła się szara i nijaka. Nie mogła się nawet umywać do piękności, jaką bez wątpienia była odwiedzana przez nią dama.

Zostawiła w przedsionku swój płaszcz oraz apaszkę i podążyła za panią Ward do salonu. Pokój zdawał się żywcem wyjęty ze świata, który już dawno przeminął. Panna King pomyślała, że jej rozmówczyni w swej dawno już niemodnej sukni idealnie się w niego wpasowywała. Brakowało jej tylko opaski z piórkiem na czoło, bo długi sznur pereł na szyi już miała. 

Centralne miejsce w przestronnym pokoju o czerwonych ścianach zajmowała duża, beżowa sofa w stylu art deco. Leżące na niej poduszki w ciemnych poszewkach obszytych złotą nicią wprost zapraszały, by się na nich ułożyć, lecz jednocześnie sprawiały, że panna King bała się usiąść na kanapie. Po bokach stały dwa fotele obite tą samą tapicerką, co wersalka. Pomiędzy nimi ustawiono mały czarny stoliczek do kawy ze złotymi ornamentami. Na sporej komodzie z ciemnego drewna ustawiono ramki z czarno-białymi zdjęciami, z których wyglądali eleganccy dżentelmeni w smokingach i damy w fikuśnych kapelusikach. Najbardziej podobał się jej złocony żyrandol z kryształkami. Ciężkie kotary przysłaniały okna, nie wpuszczając do pomieszczenia ani odrobiny światła. Panna King uznała to za naprawdę smutne. Za oknem czekał przecież tak piękny świat...

W blasku reflektorówWo Geschichten leben. Entdecke jetzt