XV. Przełom

324 67 173
                                    

Patrzyłam na Jamesa ze zdumieniem, nie wiedząc, co odrzec. Jego propozycja wzbudziła we mnie ogromną konsternację. Chciał mi pomóc... Powinnam się przecież z tego cieszyć! Dzięki niemu mogłam w końcu mieszkać w normalnych warunkach, a nie wegetować w garderobie, co przed premierą byłoby dla mnie korzystne. 

Tylko... Dlaczego miałam wrażenie, że jego propozycja nie była czysto bezinteresowna? Czy nie będzie chciał mnie uwieść? 

Spojrzałam w jego oczy. Błyszczały niebezpiecznie, choć mogłam dostrzec w nich też coś na kształt troski czy też współczucia. Przygryzł pełne usta, jakby zastanawiał się nad tym, dlaczego tyle zwlekam z decyzją. 

— Faye, naprawdę wolisz spać tutaj? W tej garderobie, już do samej premiery? 

— Może... —  odparłam, patrząc w sufit. 

Sama już nie miałam pojęcia, co byłoby dla mnie lepsze. Najchętniej chyba wróciłabym do domu... Ale nie. Nie mogłam tego zrobić. Poddanie się w takiej chwili byłoby moją życiową porażką. 

— Nie bądź głupia, Faye. Powinnaś mieć możliwość wypocząć. Dla dobra przedstawienia. 

— Dla dobra przedstawienia... —  wyszeptałam. 

Tak, ono było w tej sytuacji najważniejsze. Nie ja, nie James, nie nasze kłótnie, a przedstawienie. Wiedziałam, że jeśli spędzę tu kolejny miesiąc, nigdy się nie wyśpię i odpowiednio nie wypocznę, a to mogło mieć katastrofalne skutki dla spektaklu. Zdecydowanie powinnam podjąć kroki, które umożliwiłyby mi jak najlepsze przygotowanie się do spektaklu, a zgodzenie się na propozycję Jamesa zdecydowanie mogło mi pomóc...


— I zgodziła się pani? — Ann spojrzała pytająco na Faye. 

Ta wciąż wpatrywała się w zdjęcie w złotej ramce i gładziła je czule. Ann z daleka widziała, że przedstawiało ono kobietę i mężczyznę. Ona miała na sobie sukienkę zakończoną tuż przed kolanem, z której spływała kaskada frędzli, on zaś uśmiechał się szeroko do obiektywu, obejmując ją w talii. W eleganckim garniturze z szeroką marynarką prezentował się przystojnie i nonszalancko. 

James i Faye. Pamiętała, jak w dzieciństwie wielokrotnie przyglądała się ich zdjęciom w gazetach. Skrupulatnie je badała, mając nadzieję na to, że i ona kiedyś będzie tak piękna i znajdzie tak przystojnego męża. A tymczasem była już o wiele starsza niż Faye w chwili swego scenicznego debiutu, a wciąż ani nie odznaczała się urodą, ani nie znalazła jakiegokolwiek mężczyzny. Tego pierwszego zmienić się już nie dało, to drugie zaś... Coraz bardziej wątpiła w to, że się spełni.  

— Tak. To było trudne, ale... Miał mieszkanie, i to spore. Płacił za wszystko, czego sobie zażyczyłam, a w tamtej chwili to było mi najbardziej potrzebne. Sama rozumiesz... W tamtym czasie finansowa stabilizacja była dla mnie najważniejsza. 

— Tak, ten okres musiał być straszny. 

Chciała dodać, że sama nie może się na ten temat wypowiedzieć, bo urodziła się w roku Wielkiego Kryzysu, lecz uznała, że ta wzmianka by ją tylko rozsierdziła. 

— W istocie tak było. Ale cóż. 

— Czy to wtedy James i pani...

— Tak.


Nie wiedziałam, jakim cudem to wszystko się działo, ale im dłużej z nim mieszkałam, tym coraz częściej szukałam jego obecności. Dał mi osobny pokój, mały, ale przynajmniej własny. Mogłam w nim spędzać cały swój wolny czas. 

W blasku reflektorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz