my american saddnes

4.5K 478 246
                                    

Jimin


Nigdy nie sądziłem, że nie ucieszę się na widok Jina - mojego przecież najlepszego przyjaciela, czy mamy, z którą zawsze byłem blisko, czy nawet ojca, który choć zawsze był surowy to nadal pozostawał moim ojcem. Gdy wylądowałem na lotnisku w Busan byłem bardziej niż załamany. Praktycznie całą drogę przepłakałem, przez co stewardessy co chwile pytały czy czegoś mi nie potrzeba. Ale po co miałem im mówić, że potrzebuję jedynie wrócić do Ameryki, do Hallowell, do swojego chłopaka skoro ona i tak nie mogła nic na to poradzić.

W domu było mi jeszcze gorzej, bo wszystko wydawało mi się obce. Pościel pachniała proszkiem, a nie Jeonggukiem, a na ścianach brakowało zdjęć i plakatów jego ulubionych zespołów. Początki były trudne. Pisałem ze swoim chłopakiem praktycznie non stop. Na głowie miałem egzaminy, ale gdyby nie wcześniejsza nauka to chyba w ogóle bym do nich nie podszedł. Nie miałem chęci do nauki.

Przefarbowałem się na brąz na czas chwilowego powrotu do szkoły. Egzaminatorzy niezbyt przychylnie patrzyli na zdających z blondem na głowie. Ale po zdaniu koreańskiego od razu udałem się do fryzjera.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tęskniłem za nim, bo przecież nie chodziło już tylko o przyzwyczajenie, a o coś dużo głębszego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tęskniłem za nim, bo przecież nie chodziło już tylko o przyzwyczajenie, a o coś dużo głębszego. Potrzebowałem Jeongguka do normalnego funkcjonowania. Coraz częściej myślałem o tym, co zrobić, by znów go zobaczyć, a najlepiej już w ogóle się z nim nie rozstawać. Po jakimś czasie nasze rozmowy stały się rzadsze, ale nie na tyle, bym zaczął się jakoś specjalnie martwić. Ale gdy Jeongguk nie odzywał się od kilku dni pomyślałem, że coś musiało się stać. Wydzwaniałem do niego, jak nienormalny, pisałem jak kiedyś pisały do niego te wszystkie głupie fanki, ale on milczał. Milczał do pewnej nocy, kiedy zadzwonił do mnie kompletnie pijany.

- Wiesz, którą mam godzinę? - zapytałem od razu zerkając na zegarek. Było przed pierwszą.

- U mnie ósma rano - odparł roześmiany Jeongguk. - Sorry, złotko, ale leże na trawniku u Jasona i... - czknął do słuchawki, a ja tylko pokręciłem głową z niedowierzaniem. - I nie odzywałem się - wykrztusił zaraz, przez co chciałem go okrzyczeć. Trzy dni może nie były jakimś rekordem, ale dla mnie to była długa przerwa. - Ale to dlatego, że byłem w szpitalu - dodał, powodując, że prawie natychmiast zerwałem się z łóżka, jakby to miało jakkolwiek pomóc.

- Coś z nogą? - zapytałem spanikowany, prawie upuszczając komórkę na podłogę.

- Nie chodzi o nogę - znów się zaśmiał. - Chodzi o Jose. Dałem mu w mordę. - Znów śmiech, potem pijacka czkawka. W tle słyszałem głos Jasona.

- Co się stało?

- Mówił o tobie źle - wyjaśnił, przez co trochę i mi zmiękło serce, ale nadal zdecydowanie przeważał strach i niepewność. - Więc dostał w pizdę. Ale mi oddał, a mój gips nie nadaje się do kopania dupy. Więc się wyjebałem. No i uderzyłem głową o chodnik. Żałosne, co? Ale wiesz, ostatecznie wylądowaliśmy na tej samej sali, bo gdy Scott zobaczył, jak ląduje na ziemi to tak wleciał w Jose, że złamał mu szczękę i lewą rękę. Dlatego się nie odzywałem. W szpitalu nie miałem telefonu, bo mój się zbił.

- Mogłeś się z nim nie bić - westchnąłem zszokowany całą historią, zaraz słuchając jeszcze kilku przekleństw na Jose. - Ale nic ci już nie jest? Czemu jesteś na trawniku u Jasona?

- Bo jestem najszczęśliwszym gościem na świecie - odparł, znów się z czegoś śmiejąc. - U nas jest już ranek, wiesz?

- Jeongguk, daj spokój z tym rankiem, czemu jesteś na trawniku? Czemu nie w swoim łóżku?

Przez chwilę chłopak tylko się śmiał, odpowiadając pokrótce na coś Jasonowi, ale po chwili ogarnął się i zanim odpowiedział jeszcze odchrząknął.

- Bo dzwonili do mnie z ligi hokeja. Dostałem się do profesjonalnej drużyny.

- O matko! - ucieszyłem się, zaraz uśmiechając najszerzej jak umiałem. - Gratuluję! Jeny, jestem z ciebie taki dumny, kochanie!

- Nie zapytasz dla jakiego klubu będę grał? - zapytał, w czym wyczułem pewien podstęp. Może sprawdzał, jak dobrze go znam i dla jakiego klubu chciał zawsze należeć?

- Dla jakiego? - zapytałem ostrożnie, drżąc, gdy w słuchawce usłyszałem jego ciężki oddech.

- Dla Taepyo - odparł, po chwili pociągając nosem. Kiedyś już ta nazwa obiła i się o uszy. - To najlepszy klub. Koreański. Będę grał dla Korei - dodał zaraz, powodując, że dosłownie wstrzymałem oddech. - Będę mieszkał w Korei, będę miał znów obywatelstwo. Pierdole tą Amerykę. Jest nic nie warta, jeśli nie ma w niej ciebie. Poczekaj na mnie. Jak tylko wakacje się skończą będziemy znowu razem.


| Ostatni rozdział jutro |

ice ice bby | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz