Rozmowa

777 55 4
                                    

Akcja. To jedno słowo zmieniło ich życie w jeden wielki konflikt.
Zaraz po tym niefortunnym zdarzeniu obydwoje udali się do domu Janka, jednak nie tak jak zawsze. Nie było uśmiechów na twarzy z powodu kolejnego sukcesu, były łzy na twarzy i kurz. Zmęczone oczy i ich blade popękane usta. Nawet na siebie nie spojrzeli. Szli krok w krok, lecz nie wyglądali jak Ci którzy kiedyś tak bardzo cieszyli się życiem. Jeden obwiniał drugiego o śmierć jednego z kolegów, aczkolwiek nie było to winą ani jednego z nich. Wyszedł pierwszy i wszystko się zaczęło.

***
Akcja jak każda inna. Mieli wejść do kina i wyjść jakby nigdy nic. Udało się podłożyć gaz, ale zatrzymali Pawelskiego i zaczęło się. Strzały i bijatyka. Krzyk Niemca słychać było chyba wszędzie, ale mimo wszystko jeden z nich chciał być trochę lepszy. Wyskoczył pierwszy na przód i dostał prosto w pierś.

***

Bytnar o to wszystko obwiniał Zośkę, który był Bogu winien, ale dla niego to nie było ważne. Obwiniał go, obciążał jego głowę i sumienie śmiercią jednego z najbliższych przyjaciół.
Powinni się wspierać, być razem mimo wszystko, lecz oni woleli się spierać.
Ten dzień był dla nich istnyn koszmarem i od tego dnia wszystko się zmieniło...

***

Od tamtego dnia minęło już trochę czasu. Przez te dwa tygodnie ani jeden nie zdołał się do siebie odezwać.
Robili wszytko tylko, aby nie spotkać się ze sobą i to chyba ranił ich najbardziej.
Nikt nie zdołał im pomóc, albo po prostu nikt nie próbował.
Gdy przechodzili obok siebie, nie było już tych uśmiechów i słów przepełnionych szczęście, był tylko szorstki wyraz twarzy. Na początku Zawadzki obdarzał młodszego chłopaczka lekkim uśmiechem, ale gdy ten tylko zaczął znów obwiniać go o śmierć Kazimierza, nie potrafił zdobyć się na nawet mały uśmiech.
Miały dni a oni udawali, że się nie znają, ten widok bolał w oczy, ale nikt nic z tym nie robił. Nikt im nie pomoże, póki sami sobie nie pomogą.
Mimo zimy, która już od miesiąca panowała w Warszawie nic się nie zmieniło.
Te same twarze i Ci sami zamyśleni ludzie, najgorsze w tym wszystkim było to, że kiedy ktoś wpadnie na kogoś innego od razu jest strach. Boją się o to co może się stać.
Każdy żegna się, gdy tylko wychodzi z domu, bo wie, że może do niego nie wrócić.
Zawadzki siedział w domu, jakby oczekując zbawienia. Tym zbawieniem był oczywiście nie kto inny niż Bytnar do którego rzecz jasna odezwać się nie mógł. Nie to, że nie chciał tylko coś mu na to nie pozwalało.
Ilekroć razy szedł tamtędy myślał o chłopaku i o tym, aby mu wybaczyć lub po prostu wejść i porozmawiać.
Rudy też o tym myślał, ale czuł, że nie może. Obarczył Tadeusza śmiercią kolegi, ale wiedział, że to nie była jego wina.
Po kilku dniach Alek po prostu zaprosił kilku kolegów do siebie, znajdowali się tam oczywiście Janek i Tadeusz. Mieli grać w butelkę. Oczywiście nie obyło się bez ukratkowych spojrzeń tej dwójki.

-Tadek, co ty taki zamyślony? Przecież to nie była twoja wina i dobrze o tym wiesz- stwierdził Gruby. Andrzej zawsze potrafił poprawić komuś humor tak samo jak Alek czy Rudy, ale tylko ta ostania osoba mogłaby pomóc Zawadzkiemu. Może nie osoba, ale słowa które tak bardzo chciał usłyszeć.

-Uwierz mi, że wiem to. Czuję jednak, że po części było to moja winą. Akcja była źle zaplanowana, tak jak stwierdzili w dowództwie, ona była również w ogóle nie potrzebna- odpowiedział chłopak, patrząc gdzieś przed siebie. Widział tam obraz tamtego dnia, ten widok go przerażał. Widok umierającego kolegi, nie był tym który chciał widzieć.
Za to w drugim końcu pokoju siedział rudowłosy chłopak, czytając jedną ze swych ulubionych książek. Zawsze, gdy coś go trapiło czytał lub wieczorami wymykał się z domu po to, żeby popatrzeć w gwiazdy. Czytał teraz "Dotyk Samotności", książka opowiadała o stracie bliskiej osoby przez jakiś wielki błąd. Zżył się z tą książką, ale chyba tylko dlatego że sam znalazł się w takiej sytuacji.

-Gramy?- zapytał już lekko zniecierpliwiony Dawidowski. Nie lubiał za długo czekać, co wskazywało jego zachowanie.
Wszyscy usiedli w kółku, biorąc jakąś szklaną butelkę.
Początek tej gry nie wskazywał na to co stanie się za kilka minut.
Gdy nadeszła kolej w której to Zawadzki został wylosowany, wybrał wyzwanie.

-Musisz iść z jedną osobą z tego pokoju na pół godziny do innego pokoju a my nie możemy wam przeszkadzać- powiedział Baczyński. Tadeusz uznał to za łatwe, ale gdy tylko usłyszał imię kolegi, zamarł.

Dwójka chłopaków weszła do pustego pomieszczenia. Wszystko było uporządkowane, jakby nikt tutaj nigdy nie był. Kilka zdjęć, które przedstawiały Alka wraz z rodziną i Basią.
Bytnar znów zaopatrzony był w swą książkę, nie chciał nawet spojrzeć w stronę blondyna.

-Co czytasz?- zadał pytanie Zawadzki. Chciał zacząć jakąś rozmowę, cokolwiek byleby nie siedzieć tutaj i patrzeć się w biały sufit- Czyli wracamy do wersji "Przecież się nie znamy"?- zadał pytanie, patrząc na kolegę. Oboje mieli dość, ale także oboje tak bardzo nie chcieli, żeby któryś z nich myślał, że tak łatwo jest wybaczyć.
Janek podniósł wzrok z nad książki i spojrzał na kolegę.

-Czytałeś już- powiedział. Sam był zdziwiony, że tak po prostu odezwał się. Tadeusz uśmiechnął się lekko, czuł że wszystko może zacznie się jakoś układać.

-Janek, ale porozmawiaj ze mną. Proszę cię- powiedział i przysunął się w jego stronę.
Między nimi była lekka przerwa, która tak naprawdę dla nich stanowiła kilometry.

-Przepraszam- szepnął Bytnar- Przepraszam, że byłem taki głupi oskarżając cię o to. Dobrze wiesz, że nie chciałem, ja po prostu nie mogłem uwierzyć w tamtą sytuację. Obarczyłem cię tylko dlatego, bo byłeś najbliżej i planowałeś całą tą akcję. Przemyślałem to i naprawdę jest mi przykro, tak bardzo tego nie chciałem, ale coś mnie do tego zmusiło. Sam nie wiem co, ale to było silniejsze ode mnie- wyznał Bytnar i zamknął oczy. Za wszelką cenę nie chciał, aby Tadeusz ujrzał łzy które zgromadziły się w kąciku jego oczu.
Tadeuszowi ulżyło, ale nadal czuł, że on też jest winny, że on też powinien mu coś powiedzieć.

-Janek, to była moja wina. Źle to zaplanowałem i tyle. Cieszę się z tego co mi powiedziałeś teraz, ale to była moja wina. Mam dość. Chcę skończyć to wszystko, ale nie potrafię. Nie chcę tak żyć- powiedział Tadeusz. Odetchnął chwilę i kontynuował- Ta książka jest naprawdę ciekawa. Nie wiem czy doczytałeś już do końca, ale daje to naprawdę efekty i to duże.

-Czytam to już trzeci raz. Zawsze, gdy ją otwieram myślę o tobie. Ta książka przypominała mi ciebie, chyba dlatego że mi ją poleciłeś- powiedział Rudy i uśmiechnął się. Był to pierwszy szczery uśmiech od jakiegoś czasu.
Najważniejsze, że zdołali porozmawiać i wytłumaczyć sobie pewne rzeczy. Zrozumieli jeszcze kilka ważniejszych rzeczy, które dla nich były nowe. Doświadczyli nowych uczuć i nowych zdarzeń. Potrzeba było im czasu, aby znów mogło być tak samo, ale widać, że czas potrafi zdziałać naprawdę wiele.
Pewne rzeczy trzeba przemyśleć i oni tak zrobili. Przemyśleli co tak naprawdę zrobili i co powiedzieli. Słowa ich rozdzieliły, ale różnież złączyły.

Rośka~One ShotOn viuen les histories. Descobreix ara