DWA, wystarczy słuchać.

23 3 0
                                    

Wyobraźcie sobie, że siedzicie w ławce, piszecie w nie-myślniku i nagle czujecie coś mokrego na włosach. I co, co czujecie, jak reagujecie? Skulicie się, poskarżycie, a może pobawicie się w alfę i postanowicie zadziałać, zemścić się, cokolwiek? No i fajnie. To normalne, strach, agresja czy coś. A ten nasz Julek to chyba raczej kamień. Nawet nie wywrócił oczami, prychnął lub się zaśmiał, żeby pokazać jak są żałośni. Wziął długopis, dopisał w notatniku Aha., po czym westchnął. Miejmy nadzieję, że tym razem z powodu głupoty rówieśników lub własnego losu. Bo tak wzdychać bez powodu? Znowu?

O, pytanie czy nauczycielka zwróciła na to uwagę? Ano zwróciła, każdy się zaczął śmiać, więc musiała to zobaczyć. Czy coś z tym zrobiła? Tak, przecież nie była takim potworem, żeby zlać sytuację:

- Zachowujecie się jak przedszkolaki - i kontynuowała swój monolog na temat... Czegoś, nie wiem czego, bo Julek nie słuchał, co prowadzi do tego, że nie mógł mnie uświadomić co ona tam mamrotała. Logiczne? Mam nadzieję. 

Może jeszcze siedzi wam głowie kto i dlaczego to zrobił? A niech wam siedzi, naszego kruka to nie interesowało i nie bawił się w detektywa. Czyli nie poznamy osobistości świetnego psikusiarza.

Po szkole, wracając do domu, zaczepiła go 7-letnia dziewczynka.

- Ma Pan śliczne oczka, mamusia mi mówiła, że osoby z ślicznymi oczkami są dobrzy. A ja potrzebuję dobrego człowieka, wie Pan? Bo się zgubiłam. I nie wiem gdzie iść. 

W takich momentach na jego twarzy pojawiał się uśmieszek, taki prawie niezauważalny, ale jednak. A, i w oczach mu tak jakoś błyszczało. Rzadko, ale zdarzało się, tak jak wtedy. 

- Dziękuję - kucnął przy małym rudzielcu. - Masz bardzo mądrą mamusię, ale nie wszyscy z pięknymi oczkami mają piękne duszyczki. Ja jestem tego przykładem, widzisz? - pokazał na siebie palcem. - A teraz, gdzie chciałabyś iść? - wstał i podał rękę Aniołkowi. Tak, ta urocza istotka będzie dla niego jak Anioł. Zresztą, zobaczycie... Kiedyś. Może. Nie wiem.

- Na plac zabaw, to tam zaczęłam gonić psiaka - chwyciła zimną dłoń niebieskookiego. - Jestem Zosia, a Pan?

- Julian - odpowiedział i zaprowadził małą do parku, na plac.

I zgadnijcie jak został przywitany, kiedy zobaczyła go elegancka pani z rozpaczoną miną?

- A pan to kto? Dzwonię po policję! - i zadzwoniła. - Porwał mi córkę! Po czym jakby nigdy nic ją tutaj przeprowadził! Pewnie wczepił mojej Zosience jakiś czip i będzie chciał nas okraść!

- Pana godność?

- Julian...

- Mamusiu, to nie tak! - przerwała mu dziewczynka.

- Spokojnie, Zosienko, zaraz będziemy bezpieczne.

- Jak pan to wytłumaczy, panie Julianie? 

- Cokolwiek.

- Proszę dowód osobisty. Jest pan niepełnoletni, proszę numer do rodziców. A teraz proszę za mną.

- Pan Julek nic mi nie zrobił!

- Zosienko, nie kłam!

- Proszę poczekać, tłumacz dziecko.

- Pan mi pomógł. Zgubiłam się, goniąc tego słodkiego pieska, który biegał koło placu zabaw. 

- To prawda, proszę pana?

- Prawda.

I tak cały czas. Sytuacja się wyjaśniła, choć matka rudzielca i tak postawiła na swoim i o "porwaniu" zostali powiadomieni Państwo Prawda. Biedny ten Julek, chciał tylko pomóc.

- Ma Pan śliczny uśmiech i oczka, niech pan się częściej uśmiecha - usłyszał na odchodne i wreszcie wylądował w domu, w pokoju, bez obiadu, bo tak.

Rodzice Julka dali mu szlaban na wychodzenie, a na ulicy patrzyli i szeptali o nim jak o porywaczu. Tak przedstawiła go tamta... Nie wiem jak ją nazwać, zakazał mi ją obrażać. No, wiecie, ta babka, nie lubię jej.

Słuchał kłótni rodziców. Wywnioskował, że za kilka dni pojadą do siostry ojca. Miał czas przygotować plan ucieczki (do lasu koło ciotki). I choć zawsze mówili, że nie wolno podsłuchiwać to on i tak swoje. Choć to nie było dokładnie podsłuchiwanie (nie tym razem), po prostu głośno... Rozmawiali.

A później będzie:

- Jedziemy do...

- Wiem.

- Huh?

- Słuchałem.

Księga RozpaczyWhere stories live. Discover now