JEDEN, czyli w sumie wstęp.

40 3 0
                                    

Zaczyna się wolno, kończy się szybko. No, wiecie jak to jest z tymi kontaktami międzyludzkimi. Ludzie odchodzą i przychodzą nowi. Lub nie. Zostajesz samotny, bo nie przyszli nowi, bo tak chcesz, bo ci tak wygodniej, bo masz uraz do społeczeństwa, bo reszta tak zdecydowała, bo siedzisz zamknięty w piwnicy. Nie wiem, bo tak. W każdym razie towarzyszy ci wtedy ten pająk w rogu pokoju, którego wcześniej nie doceniałeś. I albo się z tego cieszyłeś albo nie. Tak, tak jest.

I do czego dążę? A do przedstawienia metr siedemdziesiąt pięć chłopca, który... Cóż, powiedzmy sobie szczerze - był dziwny, inny i niezrozumiały. Dodajmy też, że miał dziwny tok myślenia, w zasadzie to czyniło go dziwadłem.

- To koniec.

- Okej.

Tak to wyglądało. Bez dlaczego?, bez nie da się tego naprawić?, bez pożałujecie tego. Wyluzowana postawa, obojętny wzrok (chociaż bardziej było można to nazwać wzrokiem po co marnujecie mój czas) i tykający zegar. Zegar w jego głowie, na co komu tykające coś w parku, przy fontannie?

Julek, bo tak się zwało to dziwadło, odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Nie potrzeba mu było wiedzieć z jakiego powodu przyjaźń się skończyła. Czasem tak się dzieje. I tyle. (Nawet jako dziecko nie pytał za co dostał karę, bo po co. Świadomość i tak nie zmieni zamkniętych na wyjaśnienia dorosłych decyzję.)

Wszedł do domu, starając się nie hałasować. Nie udało mu się, jak większość rzeczy. (Przez to później nie starał się w ogóle.)

- Julian, to ty?

- To ja.

- Za pół godziny obiad - skrzywił się. Widzicie jaki cudaczny, nawet jeść nie chciał za często, a rodzicielka talent do kuchni miała, oj miała.

Wlazł (bo wchodzeniem, skakaniem, a nawet czołganiem się tego nie nazwę) do pokoju, stanął przed lustrem, przeczesał kruczoczarne włosy i westchnął. Westchnął, bo tak, chociaż to tylko moje domysły. Miał zbyt nudne życie, aby wzdychać nad czymkolwiek.

Na obiad zaserwowano... A kogo to obchodzi? Ciekawsza była rozmowa przy stole:

- Byłeś ze znajomymi na mieście, prawda? - matka.

- Prawda.

- Nic nie braliście, prawda? - ojciec.

- Prawda.

- I wszystko dobrze, prawda? - matka.

- Prawda.

Tak, to zdecydowanie ciekawsze niż ich jedzenie.

A, nie zapomnijmy o planach niebieskookiego:

- Jest dopiero 16, nie będziesz się lenił, masz jakieś plany, prawda? - ojciec.

- Prawda.

A jego plany wyglądały tak:

💬 spakować notatnik, długopis, wodę, jakieś owoce,

💬 pójść w głąb lasu,

💬 zrelaksować się,

💬 wrócić do domu i na pytanie spędziłeś ten czas produktywnie, prawda? od któregoś z rodziców odpowiedzieć prawda.

Julian był bardzo kreatywny, tak.

O jego miejscu w lesie (na polanie) pod klonem nie wiedział nikt. (Dlatego też nie raz wzywali policję, bo nasz syn nie wrócił na noc, znajdziecie, go, prawda? Po prostu zasypiało mu się czasem pod drzewem. Każdemu się zdarza.) Siedział więc tam godzinami (na pewno się tego nie spodziewaliście) ze swoimi nie-myślami i kartkami nie-myśli. Na przykład po ostatniej kartkówce zapisał w notesie Mam złe oceny, bo tak. Mogę mieć dobre, ale po co? Prawda, że głupie podejście?

Cały jego dzień skończył się wpisem Dla mnie samotność to najlepszy prezent, jaki mogłem otrzymać od Losu., powrotem do domu, wyrzuceniem kolacji i pójściem spać. Gdybym ja to pisał, dopisałbym pewnie ... i pomyśleć, że inni by płakali po stracie. Ale on to on, co ja na to poradzę?

Księga RozpaczyWhere stories live. Discover now