Rozdział 1

2.8K 222 44
                                    

Wsunąłem na siebie koszulkę z logo szkolnej drużyny, choć o wiele bardziej wolałbym nosić tę, którą noszą zawodnicy. Kiedy przecisnąłem ją przez głowę, przeczesałem dłonią włosy, odgarniając je na bok. Spojrzałem w dół na szkolny symbol, który zdobił mój tors. Znów, byłbym o wiele dumniejszy, gdybym reprezentował go na boisku. Zamiast wbiegać na murawę, niosąc butelki wody i ręczniki przewieszone przez ramię, mógłbym wybiegać razem z zespołem i być dopingowany tak jak reszta chłopaków. Nie byłem tak jak reszta chłopaków, ale przecież mogłem marzyć o byciu jednym z nich.

Czasem podczas lekcji, to wszystko, co robię. Lubię myśleć, że jestem wystarczająco mądry, żeby nie uważać i używać mojego mózgu do dużo bardziej przyjemnych rzeczy. Jest tam skandujący tłum, w mojej głowie, kiedy próbuję skupić się na lekcji i poddaję się mojemu osobistemu uwielbieniu. Gdy odpływam całkowicie, zaczynam żywo wyobrażać sobie biegnące nogi, korki i tę zieloną trawę, która je barwi. Widać tyły koszulek – numery i nazwiska zawodników, jakby znaczyły więcej niż zwykłe symbole. Numer 82 biegnie obok numeru 36.

Numer 82 okazuje się być kapitanem drużyny i gwiazdą zespołu. Chłopak, który biegnie z nim w perfekcyjnej harmonii, numer 36, to ja. Kiedy drużyna zbiera się w kupę, Harry Styles, kapitan, obraca głowę i mruga do mnie, czasem sugestywnie. Tak, w tej sztuce też jest miejsce na zauroczenie.

Ale, znów, w rzeczywistości wybiegam jako ostatni i nie uczestniczę z drużyną w rytualnym zgrupowaniu. Siadam na ławce, obrócony plecami do kibiców. Na mojej koszulce nie ma mojego nazwiska ani numeru. Jest raczej zwyczajna, tak jak ja. Nikt nie wie, kim jestem. Wiedzą tylko, co robię. Otrzymuję zero wiwatów za bycie praktycznie matką zespołu. Żeby nie zanudzić się na śmierć, czasem udaję, że tłum jest ze mnie dumny za podanie ręcznika Louisowi Tomlinsonowi, żeby mógł nim wytrzeć swoją spoconą twarz lub kiedy, nerwowo, rzucam Harry’emu Stylesowi butelkę wody. Patrzę wtedy, jak wlewa ją sobie do buzi, czekając aż rzuci butelkę na ziemię, żebym mógł ją podnieść. Raz oblał sobie wodą twarz, kiedy było gorąco. Zmrużył oczy i zmarszczył nos. Pozwijcie mnie za gapienie się, ale spróbujcie wyobrazić sobie to i obserwowanie, jak woda spływa po jego twarzy. Wtedy potrząsnął głową i pobiegł z powrotem na swoją pozycję. Bycie chłopcem od wody ma czasem swoje zalety.

Tak jest tylko na boisku, na widoku. Wspomniałem już o tym, jak drużyna naprawdę mnie traktuje, tylko dlatego, że im na to pozwalam, ale nie potrafię zmusić się, żeby powiedzieć o tym trenerowi, bo nie chcę zawieść chłopaków albo wpakować ich w kłopoty. Poprawka, właściwie to nie chcę zniszczyć piłkarskiej kariery z powodu nastoletniego znęcania tylko jednego chłopaka.

To jest prawie takie same jak oglądanie zdolnego i potężnego tancerza. Jego praca nóg jest niewiarygodna, a jego zwinność jest tak dopracowana, że jest on prawie nie do zatrzymania, jeśli naprawdę zaangażuje się w mecz. Kiedy Harry popełni choćby najmniejszy błąd, jest na siebie zły. Jego palce zaciskają się na włosach i ciągną za nie, gdy przeczesuje dłońmi potargany mop na czubku swojej głowy. Wyraz jego twarzy nie jest jednym z tych, które przybiera zazwyczaj – skupiony czy znudzony. Nie jest to również uśmiech z dołeczkami, który pojawia się za każdym razem, gdy dzięki niemu piłka trafia do bramki, pokazujący zęby z radością bijącą od całej jego istoty.

Okej, może po prostu trochę za dużo gapię się na Harry’ego. Kiedy widzisz kogoś atrakcyjnego, co innego możesz robić? Ukrywanie tego jest prawie niemożliwe, bo rozmarzone spojrzenie i zastygła twarz są dosyć oczywiste. Równie dobrze można by wejść prosto w słup tuż przed swoją 15-sekundową sympatią. Więc wszystko, co mogę robić, to wyglądać i zachowywać się jakbym po prostu oglądał mecz lub czekał aż ktoś będzie czegoś ode mnie potrzebował, jak każdy normalny chłopiec od wody.

The Water Boy (Narry) » tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz