7.

5.5K 186 13
                                    

Kiedy nadszedł niedzielny wieczór, musiałam zmierzyć się z rzeczywistością. Ze smutkiem wysiadłam do samochodu mojej siostry. Gdy pojazd ruszył, odprowadziłam wzrokiem miejsce, które kochałam całym sercem. Założyłam słuchawki i włączyłam playlistę z piosenkami przygotowanymi specjalnie na podróż. Po prawie 2 godzinach jazdy ujrzałam przed sobą wielki dom mojej siostry. Pora wrócić do codziennej monotonii. Nadąsana wyszłam z auta i skierowałam się w stronę drzwi.

-Kleofas! - krzyknęłam widząc mojego kota. Zaczęłam go głaskać, a zwierzę jak na zawołanie zaczęło mruczeć.

-Też chciałbym być tak witany. - usłyszałam przed sobą głos Alexandra. Uśmiechnęłam się na jego widok. Mimo, że mnie irytuje, stęskniłam się. Wprowadził w moje życie trochę nowych barw.

Uśmiechnęłam się i pomachałam mu.

-Witaj, Clementine. - przybliżył się, na co odruchowo zrobiłam krok w tył. Nie uszło to uwadze mężczyzny, ponieważ w jego oczach zauważyłam iskrę rozczarowania.

-Witaj Alexandrze! - pisnęłam radośnie jak małe dziecko. W sumie dość często się tak zachowuję.

Alexander na moje zachowanie zaśmiał się.

-Wybacz, ale jestem zmęczona. - mówiąc to rzuciłam się na kanapę.

Tym razem usłyszałam Eleanor.

Po chwili zajęli się rozmową, a ja wreszcie usnęłam myśląc o swoim życiu.

***

Następnego dnia obudziłam się w swoim łóżku. Postanowiłam nie wnikać w to jak się tam znalazłam. Znowu szkoła, kolejny taki sam dzień. Westchnęłam dość głośno. Po chwili postanowiłam zacząć się przygotowywać, ponieważ zostało mi 30 minut do wyjścia.

Ubrałam czarne spodnie oraz pomarańczowo-czerwony sweter w paski. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na dół. Wypiłam kakao, po czym założyłam moje kalosze, płaszcz i czapkę. Wzięłam plecak i wyszłam z domu. W domu nie zmieniłam z nikim słowa, ponieważ mój humor mi na to nie pozwala. Otóż moi kochani, nadszedł OKRES. Zmora każdej nastolatki, a w tym także mnie.

Wsiadłam do samochodu Alexandra.

-Dzień dobry. - powiedział promiennie mężczyzna na co tylko burknęłam.

Kiedy mam okres lepiej mnie nie denerwować. Potrafię być irytująca bardziej niż zwykle.

Wraz z Alexandrem wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę szkoły. Jak zwykle przyciągałam ciekawskich gapiów.

Nadeszła pora lunchu. Było dość ciepło jak na listopad, więc postanowiłam zjeść na dworze. Jak się okazało nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. Obok stolika, przy którym siedziałam było dość dużo ludzi, ale zignorowałam to. Dopiero gdy zaczęłam jeść usłyszałam dźwięki kłótni.

-Zobaczmy co nasz drogi MATT, ma w plecaku. - powiedział jeden ze szkolnych mięśniaków na co reszta zaczęła się śmiać. - O matko, cóż to? Czyżby podpaski? - jego przydupasy zaczęły się śmiać.

Znam Matta dość dobrze. Był kiedyś dziewczyną, ale źle się czuł w swoim ciele, więc teraz jest chłopcem. Naprawdę nawet teraz nie mogę w spokoju zjeść?!

Wstałam z miejsca i przecisnęłam się przez tłum ludzi, aby znaleźć się w samym środku kłótni.

- To było suche jak dziewczyny na twój widok. - powiedziałam.
Nagle wszyscy zaczęli się śmiać, a ja nadal miałam kamienną minę.

-Jakiś problem dziewczynko? - przybliżył się do mnie na co się cofnęłam.

-Jesteś tak zdesperowany, aby podnieść swoje ego, że znęcasz się nad innymi?

-To nie twoja sprawa, suko. - warknął do mnie.

-Zostaw go w spokoju. - rozkazałam.

-Bo co? - zaczął się śmiać.

-Bo zgon. - usłyszałam za sobą śmiech Alexandra. Przytoczył scenę z Narnii. Dobry jest - pomyślałam, po czym parsknęłam śmiechem. Przygłup widząc, że drwimy sobie z niego, podszedł do Alexandra z zamiarem ataku. Mężczyzna jednak był szybszy i jednym, sprawnym ruchem przygwoździł szkolną gwiazdkę do ziemii.

-Jeśli ktoś jeszcze ruszy Matta lub Clementine, skończy tak lub gorzej. - wskazał ręką na swoją ofiarę. Widownia jak na zawołanie rozproszyła się i wróciła do swoich zajęć.

-Nic ci nie jest? - spytałam Matta, który zbierał swoje rzeczy.

-Nie, dziękuję Clementine! - ten chłopak ma tyle energii.

-Nie ma sprawy, jak coś to wiesz gdzie mnie szukać.

-Jasne, to pa! - uciekł szczęśliwy Matt.

Odwróciłam się do mojego ochroniarza.

-Serio, Narnia? - zaczęłam się śmiać.

-No co? Nie powiesz chyba, że mi się nie udało. - parsknęłam śmiechem.

***

Ochroniarz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz