Danielle przemierzała kolejne uliczki Paryża, trzymając córkę za rękę. Claudine w swojej małej rączce dzierżyła ukochaną lalkę. Zazwyczaj poruszały się po mieście powozem, jednak znajdował się on obecnie w naprawie, a że Danielle lubiła spacery, nie miała nic przeciwko temu, by udać się do modystki piechotą.
Claudine dreptała za matką niechętnie, rozglądając się po ulicy i cicho piszcząc, gdy tylko usłyszała rżenie konia.
— Maman, kiedy wrócimy do domu? — jęknęła.
Danielle spojrzała na nią ze zdumieniem.
— Przecież dopiero wyszłyśmy, perełko. Pójdziemy tylko do modystki i już wracamy.
— Dobrze, maman — westchnęła i dreptała za nią dalej.
Nawet jej ukochana, szmaciana lalka, którą niosła w rączce, nie przynosiła jej pociechy. Machała nią na wszystkie strony, udając, że jest jej córeczką, która idzie z nią na zakupy, tak jak ona właśnie udawała się ze swą maman.
Wtem tuż przed ich nimi z turkotem przejechała pędząca dorożka. Konie rżały głośno, bezlitośnie okładane przez swego pana szpicrutą. Claudine pisnęła i odskoczyła, wypuszczając lalkę z rąk. Danielle pociągnęła córkę za sobą, zupełnie nie zwracając uwagi na porzuconą zabawkę.
Ktoś jednak obserwował damę i jej córeczkę. Podniósł lalkę z chodnika i podążał za nimi wzrokiem. Widział, jak wchodzą do niedalekiego sklepu. Ich sylwetki odbijały się przez szybę. Patrzył tak na nie przez chwilę, aż w końcu kobiety wyszły ze sklepu.
Danielle prychała i złorzeczyła modystce pod nosem. Planowała spore zakupy, a tymczasem nie kupiła absolutnie niczego. Wszystko było okrutnie brzydkie i, jej zdaniem, przesadnie jarmarczne. I choć zawsze lubiła dużo biżuterii i innych ozdób, zdobień na najnowszych kapeluszach czy rękawiczkach było zdecydowanie zbyt wiele.
— Maman, czy widziałaś Lisette? — zapytała nagle Claudine.
Danielle spojrzała na swą córeczkę z niepokojem. Jej samej lalka zbytnio nie obchodziła, lecz wiedziała, ile znaczyła dla malutkiej dziewczynki.
— Nie, kochanie, nie widziałam. Musiałaś ją zgubić... Ale nie płacz, perełko, kupię ci nową.
— Ale ja chcę moją Lisette! — jęknęła.
— Czy to nie należy do ciebie, młoda damo? — zapytał nagle mężczyzna, który przy nich przystanął.
W jego rękach Claudine dostrzegła swoją lalkę. Rzuciła się na nią i wyrwała ją dżentelmenowi z piskiem, po czym zaczęła tulić ją do siebie i całować. Mężczyzna zaśmiał się.
Danielle spojrzała na niego. Od razu go rozpoznała. Philippe de La Fere był pierwszym mężczyzną, w którym szaleńczo się zakochała. Miała wtedy szesnaście lat, głowę pełną marzeń i wątpliwe poczucie przyzwoitości. Philippe, wysoki szatyn o mocno zarysowanej szczęce, trzy lata od niej starszy, potrafił przekonywać jak nikt inny, a ona nie potrafiła mu odmówić...
Teraz, gdy ujrzała go po latach, uderzyło ją to, jak przystojny był. Czas tylko się mu przysłużyć i z młodzieńca o nieco mdłych rysach twarzy Philippe przeistoczył się w mężczyznę o nieco mrocznej urodzie, który przyciągał do siebie nutką tajemniczości w spojrzeniu. Uśmiechnęła się do niego zalotnie.
— Claudine, słonko, podziękuj panu za odnalezienie twojej Lisette! — zwróciła się do córeczki.
Claudine natychmiast przywarła do nóg Philippe'a i ścisnęła go mocno.
YOU ARE READING
De La Roche'owie
היסטורי בדיוניI miejsce w konkursie literackim Splątane Nici w kategorii Historyczne De La Roche'owie niegdyś byli sławnym rodem, jednak w 1805 roku z ich dawnej świetności pozostały marne resztki. Senior rodziny, pięćdziesięcioletni François, nie może się z tym...
LXXVIII. Spotkanie w mieście
Start from the beginning