Rozwiązanie numer trzy

802 118 13
                                    

— Wiedziałem, że to nic nie da. Mówiłem ci zresztą, ale ty nigdy mnie nie słuchasz — mówię głosem pełnym wyrzutów.

Idziemy blisko siebie, przez opustoszały korytarz, w stronę wielkiej sali. Aktualnie jest pora na kolację, przez co większość uczniów siedzi właśnie tam. Nasze kroki słychać z daleka, ale nie przeszkadza mi to. Lubię je słyszeć. Moje kroki obok jego kroków.

— Oj skarbie, ja cię słucham — uśmiecha się do mnie zawadiacko. — Tylko zazwyczaj nie biorę tego co mówisz na poważnie.

Śmieję się cicho, mimo że nie powinienem. Ale zaczepki bruneta na mnie działają, co poradzić.

— Mam nowy plan — słyszę po chwili.

Mam złe przeczucia jeszcze zanim dowiaduję się jaki to wspaniały pomysł wykwitł w głowie mojego przyjaciela. Jak się okazuje potem, zupełnie słuszne. Kiwam lekko głową, na znak, żeby zaczął mówić.

— No więc, pójdziemy w sobotę, to znaczy jutro do Hogsmeade.

— Jutro jestem umówiony z... — Przerywam mu.

— Jak już mówiłem, pójdziemy jutro do Hogsmeade — powtarza Blaise, z tym pewnym siebie uśmieszkiem na ustach. — I kupimy temu małemu potworowi jego własne łóżko. To znaczy posłanie. Dzięki temu nie będzie już spać w moim łóżku. Plan genialny!

Drapię się po włosach, ze zrezygnowaniem i przecieram zmęczone oczy. Byłem pewny, że ślizgon wymyśli coś głupiego, ale nie spodziewałem się czegoś takiego.

— Jeśli chcesz wydawać galeony na mojego zwierzaka, proszę cię bardzo, ale mnie w to nie mieszaj. Poza tym, jak już mówiłem wcześniej, jestem umówiony z Pansy, na korepetycje z transmutacji. Nie mogę ich odwołać.

Ciemnoskóry chłopak nagle się zatrzymuje i łapie mnie za ramiona, stając ze mną twarzą w twarz. Czuję się trochę dziwnie, a moje policzki znów dostają dreszczy.

— Teodorze, mój ukochany Teodorze — zaczyna Blaise. — W takim razie pójdę sam do Hogsmeade i kupię najbardziej szykowne posłanie, jakie uda mi się znaleźć — puszcza mi oko.

A ja już wiem, że mogę się spodziewać różowego zamku księżniczki albo zielonego smoka z dziurą w paszczy, jako wejście dla kota. Patrzę jeszcze chwilę na plecy chłopaka, kiedy ten odchodzi w stronę wielkiej sali. Wzdycham cierpiętniczo.

Koci problem // Nott x ZabiniKde žijí příběhy. Začni objevovat