36

871 59 11
                                    

„Who we are without Love?"

   Czarny samochód, spokojnym tempem poruszał się główną aleją Oxford Street. Luke delikatnie gładził dłonią kolano brunetki, chcąc w ten sposób chociaż trochę, pozwolić się jej odprężyć. Doskonale wiedział, jak wiele kosztuję ją to wszystko co teraz się dzieje, jak mocno niszczy to jej psychikę. Niebieskie żyły, które były zobrazowaniem całej jej tragedii, delikatnie rysowały się pod jej skórą, jednak z każdym dniem coraz wyraźniej. Luke wiedział, że nie mają zbyt wiele czasu, aby coś z tym wszystkim zrobić, dlatego miał nadzieję, że ta podróż nie pójdzie na marne. Chciał dorwać jej brata, tak samo jak i Lively, jednak ta ciągła pogoń za nim, wykańczała ich zbyt mocno. Kiedy zjechał z drogi, wjeżdżając w wąską alejkę w Blacktown, brunetka odetchnęła głęboko, ściskając mocno dłoń chłopaka. Miała nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała oglądać tego domu, tego nieszczęsnego miejsca, w którym wycierpiała trzynaście lat poniżania, strachu i bólu. Kiedy zatrzymali się pod białym domem, Luke zgasił silnik i odwrócił się w stronę dziewczyny, gładząc kciukiem jej, wciąż trzymaną dłoń.

- Jeśli nie czujesz się na siłach, mogę wejść tam sam, to zajmie tylko chwilę - blondyn zwrócił się do Lively, z wyczuwalną troską w głosie.

- Nie - brunetka zaprzeczyła stanowczo i szybko odpięła pasy bezpieczeństwa. - Miejmy to już za sobą - wysiadła z pojazdu, nim Luke zdążył to zrobić i skierowała się pod drzwi białego domu. Blondyn wyskoczył z auta tuż za nią i otworzył zamki w drzwiach, prowadzących do wewnątrz. Ciemny korytarz, przywitał ich nieprzyjemnym zapachem wilgoci i kurzu. Lively zatkała dłonią usta, czując jak pył nieprzyjemnie gryzie ją w gardło. Zakaszlała kilka razy i szybko zakryła usta kawałkiem rękawa swojej bluzy, tak aby kolejne drobinki nie przedostał się do jej gardła. Obydwoje nie wiedzieli, czego mają dokładnie szukać. Johny nie do końca wyjaśnił Lively, o co chodziło z dziwnymi dokumentami, o których opowiadał jej dwie noce temu. Dziewczyna uznała jednak, że to może być naprawdę istotna rzecz, która w końcu będzie mogła im pomóc. Elyas był coraz bardziej zdesperowany, chciał ją mieć za wszelką cenę, właśnie ze względu na to, że to ona miała mu pomóc w jego tajemniczych interesach. Luke miał nadzieję, że nowy przyjaciel brunetki nie kłamie. Byli naiwni, łapiąc się każdej najmniejszej poszlaki, blondyn doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak jak mieli tego nie robić, kiedy była to ostatnia rzecz, która dawała im tą nadzieję? Długim ciemnym korytarzem dostali się do holu, w którym postanowili się rozdzielić. Dla Lively jedynym miejscem, którego do tej pory nie przeszukała dobrze, był gabinet ojca. Czuła ogromny strach i coś w rodzaju nienawiści do osoby, której obraz mimowolnie odtworzyła w swojej głowie. Przekroczyła niepewnie próg jasnego pokoju, wciąż czując w sobie niepokój, który towarzyszył jej od samego wyjazdu z centrum Sydney. Jasne przestronne pomieszczenie, w zupełności nie pasowało do osoby, jaką był Louis Blackthorn. Niskie ciemne biurko i duże obrotowe krzesło, ustawione było na samym środku pomieszczenia, na przeciwko dużego okna, z którego widok rozpościerał się na ogród, po drugiej stronie domu. Lively usiadła w fotelu, wzrokiem obejmując pozostałe części gabinetu. Żadna rzecz, nie zwróciła jej szczególnej uwagi, dlatego wstała szybko, czując nieprzyjemne uczucie w żołądku, kiedy zdawała sobie sprawę, ile razy w tym fotelu zasiadał jej ojciec. Zgrabnie przedostała się do starej sypialni ojca, która z małym gabinetem, w którym obecnie się znajdowała, połączona była osobnymi drzwiami. Granatowe, wręcz czarne ściany oddawał prawdziwy charakter zmarłego Louis'a. Pokój był tak ciemny, jak jego dusza. Brunetka nie potrafiła w nim, wyzbyć się uczucia obecności kogoś oprócz niej, jednak szybko zbyła to uczucie, zdając sobie sprawę, że głupieje. Odsunęła grube rolety, tak aby chociaż trochę światła słonecznego, mogło wpaść do ciemnego pomieszczenia. Było urządzone minimalistycznie, tak jak dziewczyna pamiętała. Duże łóżko, na wprost okien koło których stała, dwie niskie komody i małe drzwi do garderoby. Żadnych zdjęć, pamiątek czy innych rzeczy, które mogłyby świadczyć o tym, że ktoś tu naprawdę mieszkał. Louis wypierał z siebie pamięć o żonie, córce czy innych ważnych dla niego osobach, wierząc że to osłabia jego patrzenie na świat, że miłość osłabia jego wolną wolę. Lively nie potrafiła tego zrozumieć. Gdyby nie jej miłość do Luke'a już dawno dzieliłaby los ojca, poddając się w walce o własne życie. Jak również gdyby nie uczucie którym Luke ją darzył, którego mimo że nie rozumiała jeszcze do końca, było na tyle silne, aby on sam starał się wyrwać ją od Elyas'a.

Revenge | l.h (EIDS cz.II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz