28

2.9K 97 0
                                    

Gdy znalazłam się w służbówce nad lokalem, w którym pracowałam, usłyszałam dźwięk wibrującego telefonu. Przekopałam cała zawartość mojej torebki, by dowiedzieć się, kto śmie mnie niepokoić. Ale jeden rzut oka na wyświetlacz, wystarczył, bym odrzuciła połączenie. Marcello di Ferro.

– Czego ty znowu ode mnie chcesz? Po co dzwonisz? – zapytałam samą siebie. – Mało ci jeszcze zamieszania?

Smartfon zabrzęczał jeszcze raz i jeszcze, ale za każdym razem robiłam to samo. Odrzucałam połączenie. Wiedziałam, że jeśli odbiorę nic dobrego z tego nie wyniknie i że ... powiem Marcellowi o dziecku. Nie chciałam, żeby próbował się przede mną „wybielić",zarówno w swoich, jak i moich oczach.

Czwarty raz nie zadzwonił. No i dobrze! Ale, dlaczego w takim razie, byłam smutna i zniechęcona, czego żałowałam? Czemu nie potrafiłam zapomnieć o Marcello, ale jednocześnie bardzo go nienawidziłam?

Mężczyzny, który jako jedyny, wytrzymywał ze mną pod wspólnym dachem dłużej niż 5 minut.  Którego nadal pragnęłam, pomimo tego, że zachował się jak dureń i świnia. I choć powoli przyzwyczajałam się do bycia samotną matką, to czułam w swym sercu rozterkę. W jednej chwili byłam zdecydowana do zachowania w tajemnicy mojej ciąży, a w drugiej - że sama do Marcella zadzwonię i wszystko mu powiem.

Miałam sporo do przemyślenia:  co robić dalej, jak dam radę pogodzić pracę z wychowaniem dziecka, gdy ono przyjdzie już na świat, jak długo uda mi się uniknąć kontaktu (choćby tylko telefonicznego) z jego ojcem. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się pozbyć kłopotu i sprzedałam chatkę wuja George'a. Zrobiłam to z ciężkim sercem, lecz nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam pozwolić sobie finansowo na utrzymanie służbówki oraz domu wuja.

A tak, przynajmniej, moje konto zasiliła pewna suma pieniędzy, które mogę spożytkować na potrzeby dziecka oraz własne.

Tamtego dnia w lokalu mojej pracodawczyni, panował niezwykły ścisk oraz gwar. Jakby wszyscy ludzie z okolicy uparli się, żeby do nas zajrzeć! Kucharze i kelnerzy musieli się uwijać jak w ukropie, żeby nadążyć przyjmować oraz realizować zamówienia klientów.

Nie miałam czasu, by usiąść chociaż na chwilę, a co dopiero mówić o zwracaniu uwagi na twarze gości i zastanawiać się, kto jest kim. Właśnie przyjęłam zamówienie i miałam zamiar przekazać je naszemu szefowi kuchni, gdy znowu zabrzęczał dzwoneczek nad drzwiami w restauracji. Jęknęłam w duchu z rozpaczy, ale co mogłam poradzić? Taka praca i za to otrzymywałam kasę.

Odwróciłam się w stronę wejścia i zastanawiałam się jednocześnie, gdzie upchnę kolejnego głodomora, ale gdy tylko rozpoznałam twarz gościa, odruchowo się cofnęłam.

– Marcello. – Miałam ochotę wypchnąć go za drzwi. – Co ty tu robisz? Coś się stało?

– Tak i to całkiem sporo – odpowiedział mi z rozbrajającym uśmiechem, przyklejonym do jego ust. – Masz czas, gatta, żeby ze mną pogadać? Chciałbym ...

Jego spojrzenie zatrzymało się na dłuższą chwilę na moim widocznym już z lekka, ciążowym brzuszku. Na moment zamarł w bezruchu jak zahipnotyzowany, lecz odzyskał rezon,  gdy pokręciłam przecząco swa głową i zostawiłam go na środku sali. Wówczas  ruszył za mną.

–  Moje? – zapytał, gdy się zrównaliśmy, wskazując wzrokiem wypukłość mego brzucha.

Nie odpowiedziałam od razu, toteż ponowił pytanie.

– Moje? – powtórzył i chwycił mnie za ramiona, odwracając twarzą do niego.

–  Ludzie patrzą! – syknęłam ostrzegawczo, bo kilka głów już się odwróciło, żeby obserwować rozwój akcji.

–  Jesteśmy już na zapleczu – zauważył ze stoickim spokojem. – Nikogo tu nie ma oprócz nas.

– Ale widzieli, że wyszliśmy na zaplecze! A kamery, Marcello? – kontynuowałam.

Wówczas trochę blefowałam, bo dobrze wiedziałam, że na zapleczu żadnych kamer nie ma.

–  Gwiżdżę na nie. – Stwierdził Marcello, dla pewności jednak szybko omiótł spojrzeniem pomieszczenie. – Co mi powiesz, Raven?

– Tak, to twoje dziecko – odpowiedziałam ze ściśniętym gardłem, niepewna dalszego przebiegu naszej rozmowy.

Marcello zmarszczył brwi, usiłując zachować spokój, podczas gdy jego oczy płonęły gniewem.

– Noszę pod sercem naszego syna lub naszą córkę – wydukałam.

Wyjął z mojej dłoni notes, który wciąż kurczowo w niej trzymałam i nie zdawałam sobie z tego sprawy, po czym cisnął go gdzieś w kąt.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?? –  burknął.

– Po cholerę miałam ci mówić skoro nie zorientowałam się od razu ? – Wyrzucałam z siebie kolejne zdania. – Przecież zostawiłeś mnie dla Elisabeth! Zostaniesz ojcem jej i twojego dziecka! To ją wybrałeś, więc ... Po co miałam ciebie informować, że urodzi się drugie? Dam sobie radę bez ...

– Problem w tym, że Elisabeth i ja ... – przerwał mój słowotok i pochylił twarz niebezpiecznie blisko mojej –  ... że Elisabeth i ja ...

Marcello dawkował informacje, jak cenne i rzadkie lekarstwo, po czym - nie kończąc rozpoczętej przez siebie wypowiedzi, wycisnął na mych ustach, długi i namiętny pocałunek.

– Chodź do mnie, moja Raven. – Gdy się odruchowo odsunęłam od Marcella, czekał na moją reakcję, na jego nakaz.

A ja planowałam przemknąć obok natręta, zdumiona, iż nikt nie zainteresował się moim i jego, zniknięciem. Już miałam chwycić za klamkę drzwi, które prowadziły na tyły restauracji, gdy di Ferro objął mnie w talii, zamykając w uścisku swych silnych ramion.

–  Nigdzie nie pójdziesz – oświadczył mi stanowczo, przyciskając swe ciało do mojego.



DrańWhere stories live. Discover now