21

2.9K 95 2
                                    

Gdy Carlos otworzył mi kluczem drzwi do zajmowanego przez Marcello i mnie apartamentu, podziękowałam mu i zażyczyłam sobie, by nikt mi nie przeszkadzał.

– Nie życzę sobie niczyjego towarzystwa – zakończyłam ostro, przerywając rodzącą się wymianę zdań i dodałam, że nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu z jego strony .

– A don di Ferro i jego polecenia już się nie liczą? – Carlos spojrzał na mnie z rozbawieniem. – W końcu to za jego kasę zajmuje pani ten apartament i korzysta z dostępnych wygód.

– Zdaję sobie z tego sprawę – odparowałam natychmiast, bo ochroniarz Marcella mnie wkurzył. – Don di Ferro może wejść i wyjść, ile razy i kiedy zechce.

Dopiero wypowiedzenie na głos tych słów uświadomiło mi ich podwójne znaczenie. Carlos wprawdzie się nie roześmiał, ale lekko drgający lewy kącik jego ust zdradził gadzinę.

– Czy oprócz świętego spokoju potrzebuje pani czegoś jeszcze? – zapytał przesadnie oficjalnym tonem.

– Żebyś sobie poszedł! – odburknęłam mu, dręczona wizją nagiego Marcella w ramionach gołej laski.

Carlos skłonił się nisko przede mną i  sobie poszedł. Miałam gdzieś, co sobie o mnie pomyślał człowiek Marcella, a niechby i śmieszyły go moje napady złego humoru i zazdrości, nie miałam wtedy głowy, by przejmować się poglądami ochroniarza i opinią na mój temat.
Zapomniałam też zupełnie o Harrym, który zdawał się oddalać ode mnie z prędkością światła. Był po prostu bledniejącym odbiciem czegoś, co było, a nie jest. Czegoś nieistotnego, niepotrzebnego w ogólnym rozrachunku.

Ale dlaczego, do jasnej anielki, zaczęło mi zależeć na mężczyźnie, którego niemal wcale nie znałam?

Niby wiedziałam, że nasz związek był prawdopodobnie tylko grą na użytek Marcella di Ferro, ale w końcu, gdy zmęczona płaczem padłam na łóżko tak jak stałam - w ubraniu i bez butów -  zapadłam w sen, w którym dręczyły mnie majaki. Czekałam w nich na Marcella przed kościelnym ołtarzem, ubrana w cudowną suknię ślubną, a on nie przyszedł.

– Gatta, obudź się! – Z trudem uniosłam powieki, zapuchnięte od płaczu, lecz  nie mogłam zlokalizować źródła głosu.

Objęły mnie z troską znajome męskie ramiona.

– Martwiłem się, bo płakałaś przez sen – powiedział Marcello łagodnym tonem. – Wujek George?

– Ty jeszcze pytasz?! – uniosłam się na narzeczonego, nagle rozbudzona i całkiem przytomna.

– Znam bardzo dobre lekarstwo na smutek i gniew. – Dłonie Marcella zaczęły błądzić po moim ciele.

– Powinienem inaczej zabrać się do działania? – zapytał zaskoczony, gdy się nie poruszyłam ani nie zareagowałam na pieszczoty jego dłoni.

Cofnął je natychmiast i spojrzał mi prosto w moje oczy.
– Nie wiem, co zrobiłem źle. – Poskarżył się cicho. – Powiedz mi, proszę. Pozwól to zrozumieć i naprawić.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? – Marcello spokojnie przytaknął i dodał, że musimy rozmawiać ze sobą nawzajem szczerze, bo inaczej w ogóle nie będziemy mogli się porozumieć.

Wyjaśniłam mu więc, co sądzę o męskich zdradach i niestałości w uczuciach.

– Nigdy ciebie nie zdradziłem. – Miałam ochotę obrócić w perzynę cały ten apartament i wszystkie auta Marcella di Ferro, byle przestał patrzeć na mnie z miną niesłusznie posądzonego o zarzucany mu czyn. 

Czy Marcello w ogóle znał znaczenie słowa „wierność" ? Czy leżała ona w jego naturze? Przynosił mi prawie wyłącznie ból i cierpienie, ale za to w pięknym opakowaniu.

– Zadowolony? – Zakończyłam w końcu  swój monolog, w którym zawarłam informacje na temat każdej bolączki w odniesieniu do swoich obaw co do niego, a Marcello ponownie zaprzeczył, że miałam rację.

– Przecież to z tobą – podkreślił ostatni wyraz – się ożenię i razem spędzimy wszystkie pisane nam dni ziemskiego żywota.
Wyglądał na zmartwionego, że ponownie oceniłam go tak niesprawiedliwie. Ja też bym tak patrzyła na Marcella, gdyby stracił do mnie zaufanie i gdybym wysłuchiwała ciągłych litanii skarg i zażaleń pod swoim adresem.
– Nie zdradziłem ciebie z żadną z moich rzekomo licznych kochanek. – Zapewnił mnie znowu. – Jedynie patrzyłem na tańczące na scenie dziewczyny. Nie rozumiem, o co tyle hałasu?
– Wierzę tobie, Marcello. – Usłyszałam swój własny głos, pragnąc w duchu, by narzeczony okazał się godny mojego zaufania i by go nie nadużywał. – Co ty robisz?

Nie zdążyłam dodać niczego więcej, gdyż przycisnął mnie do ściany swoim ciałem, pieszcząc każdy kawałeczek mego ciała swymi ustami oraz dłońmi. Oddychałam ciężko, myśląc, by magia chwili trwała jak najdłużej, ale on postanowił „szybko zakończyć sprawę" i  skończyło się na tym, że jednym szybkim ruchem znalazł się w moim wnętrzu.

Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia, ale podążałam za nim na szczyt, gdzie znaleźliśmy się niemal równocześnie.

– Gatta ...– szepnął Marcello, gdy już było po wszystkim i zapinał suwak swoich spodni. – Będziemy rozmawiać jak dorośli i cywilizowani ludzie?

– Oczywiście, że tak, szefie. –  Westchnął, ja patrzyłam z rozbawieniem na niego, bo nie mogłam znaleźć swojego biustonosza,  walającego się  gdzieś po dywanie, a di Ferro miał minę łakomczucha oczekującego na pokaźną porcję  ulubionego smakołyku.

W odpowiedzi usłyszałam jego stłumione prychnięcie.

– Lubię z tobą rozmawiać... – powiedział, ale to ja dokończyłam za niego zdanie, mówiąc „w ten sposób".

– Nie zrobimy „tego" po raz drugi w krótkim czasie, bo na pewno jesteś zmęczony i potrzebujesz odpoczynku. – Rzuciłam z błyskiem w oku. – Nie dasz rady.

– Ja? – zdziwił się niepomiernie, oblizując wargi koniuszkiem języka, patrzył przy tym prowokacyjnie nie na twarz, ale wpił się wzrokiem w mój ledwo okryty narzutą biust. – I tu się mylisz, skarbie. Chodź no do mnie, a przekonasz się, że plotki mijają się z prawdą. 

– Tak jest dobrze, kochanie. – Droczyłam się z nim, prowokując go jednocześnie swą śmiałością.
Wyciągnął ku mnie swoje ramiona i gdy już miał mnie nimi otoczyć jak letnia mgła o poranku otula rozgrzane pożądaniem ciała kochanków, ja się mu wywinęłam i wskazałam Marcellowi wzrokiem drzwi łazienki w niemym zaproszeniu.
Nawet nie oglądając się za siebie, słyszałam jak podąża moim śladem w oczekiwaniu na swoją nagrodę.

DrańWhere stories live. Discover now