3

7.7K 273 16
                                    

Zapłaciłam za kurs i nie oglądając się na boki, weszłam do holu budynku gdzie mieściło się wynajmowane przeze mnie i do bardzo niedawna, również i przez Harry'ego, mieszkanie. Miałam nadzieję, że nie zastanę w nim ani jego, ani dziewczyny mego wiarołomnego faceta.

Z pulsującym bólem głowy, wtarabaniłam się do portierni. Zwróciłam się z pytaniem do portiera, który pełnił również funkcję ochroniarza, czy Harry oddał mu klucze od mojego - od teraz - lokum. Miałam nadzieję, że obędzie się bez problemów i mój były zastosował się do wydanego mu polecenia.

– Proszę. – Portier oddał mi klucze i chociaż widziałam, że różne pytania cisną mu się na usta, nie zadał żadnego, życząc mi miłego dnia.

Gdy wreszcie znalazłam się w sypialni, gdzie przyłapałam Harry'ego na zdradzie, poczułam się samotna i opuszczona jak nigdy dotąd. Harry stanowił do dzisiejszego dnia, albo jeśli ściśle na to spojrzeć do wczoraj, stanowił jasny punkt w moim życiu. A ten drań sobie zakpił ze mnie, z mojego szczerego uczucia oraz zaufania, którym go obdarzyłam, sprowadzając dziwkę do naszej sypialni!

Bałam się di Ferro i tego, czego ode mnie oczekiwał, cokolwiek miało to być. Jednakże czułam również przyjemne - o dziwo - ciarki rozbiegające się po moich plecach falami, gdy powróciłam myślami do mężczyzny z klubu „Oaza". Alkohol szumiał mi w głowie, więc zrzuciłam winę za moje poplątane myśli na nadmiar wypitego trunku.

Rzuciłam się na łóżko w ubraniu, nie zaprzątając sobie głowy ani uczelnią i zajęciami, ani Harrym. Nie wiedząc kiedy, płynnie przekroczyłam cienką granicę pomiędzy snem a jawą. Śnił mi się dziwny sen - majak, w którym niepodzielnie dominowała osoba mężczyzny o hipnotycznym spojrzeniu piwnych oczu, którego miałam wątpliwą przyjemność spotkać w „Oazie". Szedł w moim kierunku, nieuchronnie zbliżał się coraz to bliżej oraz szybciej, ubrany w biały podkoszulek, który opinał ściśle jego tors i w szare spodnie. Te z kolei ukrywały kształtne i długie nogi di Ferro. Zaklęłam szpetnie, budząc się, bowiem sen kończył się w najlepszym momencie - di Ferro miał zamiar wziąć mnie w ramiona i ugasić szalejące w nas dwojgu pożądanie, gdy zaterkotał budzik, stojący na stoliku przy łóżku.

– Ku... rde – jęknęłam, czując, jak tępy ból rozsadza moją czaszkę.

Miałam rację, przewidując skutki jednonocnej znajomości z wyskokowymi napojami. Z wielkim trudem opuściłam przestrzeń łóżka oraz ciepłej pościeli, by prawie na oślep iść  przy ścianie w kierunku kuchni. Zamierzałam poszukać w lodówce kefiru. Tylko on mógłby złagodzić skutki wypicia kilku głębszych.

Ku mojemu zadowoleniu, znalazłam odrobinę tego „leczniczego specyfiku na kaca", na jednej z półek - tam, gdzie powinien być i był.

– Od razu lepiej – mruknęłam z ulgą do samej siebie choć ból w mojej głowie zelżał nieznacznie.

Cóż, żadne lekarstwo nie pomaga natychmiast. Paradowałam po mieszkaniu w pomiętym ubraniu, nim w końcu zdecydowałam się na chłodny prysznic oraz zmianę ciuchów. Nieestetycznie wyglądające ubranie, pamiętające moje klubowe szaleństwo, cisnęłam do kosza na brudy. Nie miałam ochoty, przynajmniej w tamtej chwili, na nic oprócz błogiego odpoczynku i odsypiania nadmiaru wypitego alkoholu. Niedługo cieszyłam się perspektywą przespania całej reszty dnia, gdyż zaraz, gdy przyłożyłam swoją głowę do poduszki zabrzęczał natrętny dzwonek w mojej komórce. Chcąc nie chcąc otworzyłam oczy i wyłuskałam smartfona z mikroskopijnej kopertówki, należącej do mej skromnej osoby.

– Halo? – rzuciłam do słuchawki zmęczonym tonem, zanosząc w myślach modły do niebios, by mój rozmówca - bądź rozmówczyni - nie gadał zbyt długo.

– Dzień dobry, signorina – po drugiej stronie kabla usłyszałam znajomo brzmiący męski głos.

Mimo tego nie umiałam przypiąć go do żadnego ze znanych mi facetów. A było niewielu przedstawicieli męskiego rodu, którzy zaliczali się do wąskiego grona moich znajomych. Głównie byli to koledzy ze studiów lub ci, z którymi pracowałam jako kelnerka w czasie letniej przerwy wakacyjnej, by sobie dorobić. Albo sąsiedzi, ale z nimi wymieniałam się wyłącznie zdawkowym „dzień dobry", gdy szłam na zajęcia, bądź gdy z nich wracałam.

Wszyscy interesujący mężczyźni, zarówno ci przystojni, jak i inteligentni, albo i jedni i drudzy razem wzięci, byli już zajęci. Nie zamierzałam pakować się z żadnym z nich w ryzykowne relacje.

– Nie sądzę, byśmy się znali – rzuciłam obcesowo do słuchawki, chcąc szybko spławić faceta i oddać się błogiemu lenistwu.

– Na twoim miejscu, signorina Davenport, nie kończyłbym tej rozmowy zbyt pochopnie – głos w słuchawce już nie brzmiał uwodzicielsko i seksownie, ale zawierał w sobie ostrzeżenie. – Mamy rachunki do wyrównania.

– Jakie, kurwa, rachunki?! – warknęłam, nie siląc się na uprzejmość. – Nie mam czasu ani ochoty na jałową gadkę z kimś, kogo nie znam, panie ...

– Ja również nie – usłyszałam. – Jak już wspominałem...

Nie zdążył niczego więcej dodać, ponieważ wcisnęłam symbol czerwonej słuchawki kończąc bzdurną wymianę zdań pomiędzy mną a tym obcym facetem. Serce waliło mi jak młotem, gdyż smartfon znów się rozdzwonił. I znowu, jak poprzednio - numer zastrzeżony!

Stalker, czy co??? Tacy nigdy nie zachowują się konwencjonalnie : mają swoje wyimaginowane powody, by dręczyć i osaczyć sobą upatrzoną wcześniej ofiarę. Pomyślałam, że to Harry w akcie zemsty postanowił mi dokuczyć i nasłał koleżkę, by ten mnie trochę powkurzał. Ale to raczej nieco naciągana teoria. Harry nie był na tyle odważny, by zdobyć się na wyżyny swoich możliwości. Wolał walnąć focha i nie odzywać się na tyle długo, bym to ja zaczęła szukać sposobu na pojednanie.

„Nie tym razem, kochany" – pomyślałam złośliwie, znowu odrzucając połączenie.

Podeszłam na paluszkach do jedynego okna w sypialni, by zerknąć przez szybę i przekonać się, że Harry nie wystaje pod moim blokiem.

Na niewielkim podwórku stało czerwone ferrari - dość niecodzienny widok jak na tę okolicę - sportowe auto wyglądało na bardzo drogie, a tutaj mieszkali zwykli ludzie. Głównie pracujący na państwowych posadach lub młodzi studenci, wynajmujący tanie mieszkania. Ja również się do nich zaliczałam.

Ale... Sportowy wóz był niczym w porównaniu do mężczyzny, który opierając się o drzwi pojazdu, stał w niedbałej pozie i patrzył prosto w moje okno. Skoro tylko nasze spojrzenia spotkały się, o tyle, o ile to było możliwe, pomachał ręką do mnie, niczym dawno nie widzianej przyjaciółce.

DrańWhere stories live. Discover now