25

2.7K 95 1
                                    

Do Nowego Yorku wróciliśmy państwowymi liniami lotniczymi, ponieważ Marcello uznał, że „tak będzie lepiej". Czyżby obawiał się scen zazdrości z mojej strony?

Po odprawie, gdy zmierzaliśmy już do wyjścia z terminalu, zaproponował, że prześle na dowolnie wskazany przeze mnie adres, część garderoby, którą mi kupił.

- To prezent - stwierdził niczym ostatni kretyn, nim odwrócił się na pięcie, by znaleźć dla nas tragarzy. - Żegnaj, Raven.

Przez moment sprawiał wrażenie, że ma ochotę pocałować mnie w usta i coś powiedzieć, lecz nic takiego nie nastąpiło. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak odejść z godnością. Czy było mnie na nią stać?

Wsiadłam do taksówki, którą dla mnie złapał Marcello.

- Bym zapomniała - wychyliłam głowę z taryfy, zanim zamknęłam za sobą jej drzwi. - To należy do pana, sir di Ferro!

Po czym cisnęłam w niego pierścionkiem zaręczynowym, który mi kupił. Zatrzasnęłam za sobą drzwiczki z hukiem, aż kierowca taksówki dziwnie na mnie spojrzał.

- Czy możemy już ruszać? - Podałam mu jedyny adres, pod którym mogłam się schronić na czas „żałoby po nieudanym związku".

Wiedziałam, że byłam opryskliwa wobec taksówkarza, lecz nie dbałam o to, jak postrzega mnie obcy facet. Zresztą, jaki to był związek?

Po prostu, kilka chwil skradzionego szczęścia, nic więcej. No i trochę seksu, okraszonego drogimi prezentami. Sprzedanie swego ciała bogatemu mężczyźnie o podejrzanej reputacji, w zamian za odrobinę luksusu. Zawoalowany sponsoring?

- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam głos taksówkarza po upływie kilku kwadransów, które mi zdawały się być wiecznością.

Zorientowałam się wówczas, iż musiałam przysnąć, bowiem z trudem rozumiałam, co do mnie mówił. Powieki ciążyły mi niczym ołów.

- Już? - Zdziwiłam się otwarcie, rzucając wokół niespokojne i półprzytomne spojrzenia.

- Owszem, proszę pani. - Potwierdził taksówkarz i pomógł mi wnieść moje bagaże na werandę niewielkiego domku, który miał się stać moim nowym miejscem zamieszkania.

Zapłaciłam za kurs i wręczyłam taksówkarzowi napiwek, a gdy odjechał i jego auto zniknęło w oddali, odetchnęłam z ulgą. Pragnęłam być teraz sama, nikogo nie potrzebowałam do szczęścia. Marcello. Pan di Ferro, nawet gdyby chciał, nigdy by mnie tu nie szukał. A chciałby?

Przecież zostanie ojcem i pewnie ożeni się z Elisabeth, miłością swego życia!

„A jednak ona wygrała" - pomyślałam ze smutkiem, gdy wyjmowałam niewielki kluczyk do wejściowych drzwi domku ze skrytki.



DrańOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz