4

6.9K 250 19
                                    

Co di Ferro tutaj robił?! Przekleństwa same cisnęły mi się na usta i, jakby to mogło mi w jakiś sposób pomóc, odsunęłam się zwinnym ruchem od okna. Zanim to zrobiłam, zdążyłam zauważyć „pakera" w czarnym garniturze, który podszedł do natręta i zamienił z nim kilka słów. Skinąwszy mu głową - zapewne di Ferro był jego szefem, czy jakoś tak i bezbłędnie wybrał właściwą klatkę schodową, prowadzącą do zajmowanego przeze mnie mieszkanka.

W panice rzuciłam się do drzwi wyjściowych, by je zamknąć na klucz. Nie mogłam sobie wybaczyć brzemiennego w skutki, pomysłu wycieczki do „Oazy", gdzie bawili się, powiedzmy to sobie szczerze, różni  ludzie. Na cholerę wybrałam akurat ten klub i w jego efekcie, napatoczyłam się na Włocha, który nie rozumiał słowa „nie"?!

Odruchowo przycisnęłam do brzucha kopertówkę z moimi dokumentami oraz portfelem, nie myśląc, co robiłam. Nie miałam absolutnie żadnego pomysłu na ucieczkę i sposobu uniknięcia  spotkania z upartym mężczyzną i jego podwładnym. Nie było gdzie się przed nimi schować. Wnioskując z zachowania obu mężczyzn, nawet, gdybym wlazła do mysiej dziury, szukaliby mnie tak długo, aż by mnie wyłuskali z niej i ...

Zaledwie chwilę później rozległ się łomot do drzwi. Dziwne, że żaden z sąsiadów nie ruszył tyłka, by zobaczyć, co się dzieje i ratować damę w opresji! Przepadłam z kretesem - uświadomiłam sobie z cała mocą. Co miałam robić???

Za plecami miałam ścianę sypialni, po lewej okno bez wyjścia, prowadzącego na balkon czy taras i ... Cholera, telefon!

Musiałam wykorzystać moją jedyną szansę na ocalenie i powiadomić policję o rozpaczliwym położeniu, w jakim się znalazłam.

– Signorina! – Zza drzwi dobiegł mnie poirytowany głos, który niewątpliwie należał do mężczyzny. – Proszę otworzyć te ... drzwi albo inaczej załatwimy sprawę!

Brzmiał nieprzyjemnie i zgrzytliwie. Z mocą młota pneumatycznego, wdzierał się do mojej mózgownicy, potęgując dodatkowo strach i przerażenie. Przez sekundę, zastanawiałam się, gdzie są moi odważni i ciekawscy sąsiedzi?

Zazwyczaj wygadani, gdy sytuacja naprawdę wymagała cywilnej odwagi z ich strony, pochowali się w swoich mieszkaniach, dbając wyłącznie o własną skórę. Tchórze!

Trzęsącą się jak galareta, dłonią, wystukałam właściwy numer, prosząc dobrego Boga, by dyżurujący funkcjonariusz poważnie potraktował swój zawód i jak najszybciej odebrał telefon .

W słuchawce usłyszałam szumy i trzaski, a gdy wreszcie połączenie mogło zostać zrealizowane, bo odezwał się po drugiej stronie kabla rzeczowy głos policjanta - pracownik pana di Ferro, właśnie skutecznie sforsował drzwi wynajmowanego przeze mnie mieszkania potężnym kopniakiem.

Smartfon wypadł z mojej dłoni, potoczył się pod łóżko, a ja z szeroko otwartymi z przerażenia oczami, wpatrywałam się w potężnie zbudowanego faceta.

– Signorina, pójdzie pani ze mną – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i rozdeptał mój telefon na miazgę, uprzednio wyszukując go wzrokiem.

Spojrzał na mnie groźnie i aby stłamsić dalszy opór z mej strony - uchylił połę marynarki, pod którą znajdowała się broń.

Nie miałam ochoty przekonywać się, czy jest naładowana i czy mężczyzna jest skłonny wypróbować na mnie jej skuteczność. Nie było innego wyjścia, musiałam udać się z nim, prosto w paszczę lwa, gdzie, jak się spodziewałam, nie spotka mnie nic dobrego.

DrańOù les histoires vivent. Découvrez maintenant