Rozdział XVI

1.4K 101 8
                                    

— Gdzie są te klatki? — zapytał natychmiast Matteo, ściskając chłopaka za ramię.

— Spokojnie. — Czkawka spróbował trochę uspokoić sytuację. Podszedł do nich i uśmiechnął się do obserwatora przyjaźnie. — Jak masz na imię?

— Cirillo — wyszeptał chłopak po chwili.

— Długo tu już jesteś?

Brunet zmarszczył brwi.

— Chyba... Na pewno znam tę wyspę bardzo dobrze.

— Pomożesz nam? Zaprowadzisz nas do tej klatki, przy której pracuje Amadea?

Cirillo spojrzał na nich przenikliwie.

— A wydostaniecie mnie stąd?

Jeźdźcy popatrzyli po sobie niepewnie.

— Słuchaj, ty mały... — zaczął Matteo, ale Czkawka natychmiast mu przerwał.

— Dobrze, zawrzyjmy umowę. My cię stąd wyciągniemy, a ty nas przeprowadzisz. Stoi? — Wyciągnął ku niemu dłoń, którą ten uścisnął z uśmiechem.

— Stoi.

***

Amadeus się niepokoił. Cirillo nie wrócił jeszcze z wybrzeża, choć dawno powinien już być w obozowisku. W dodatku jego wątpliwości budziło dziwne zachowanie chłopaka. Co prawda był tu najdłużej, ale do tej pory zachowywał się zgodnie z oczekiwaniami. Postukał palcami w kolano i nadął policzki. Co, jeśli hipnoza przestawała działać? Hersylia co prawda zapewniała, że ten efekt nie jest krótkotrwały, ale z drugiej strony wcale nie byli tu tak krótko. Zamyślony podniósł się ze stołka i podszedł do bani z zimną wodą. Potrzebował się orzeźwić, otrzeźwić trochę umysł. Przypatrzył się chwilę swojemu odbiciu na gładkiej tafli. Chcąc nie chcąc, dostrzegał w sobie niezwykłe podobieństwo do Amadei. Ten sam ciemnobrązowy, prawie czarny, kolor włosów, te same zielone oczy, oliwkowa cera, nos, malutkie znamię nad górną wargą... Oboje odziedziczyli po ojcu więcej, niż mogliby się spodziewać.

Westchnął i zanurzył głowę w chłodnej wodzie. Zimno działało na niego kojąco od... właściwie od dzieciństwa. Od momentu, w którym samica Wrzeńca tak dotkliwie go poparzyła. Mimowolnie nawet zanurzył również część poparzonej ręki.

Woda... Wodę uwielbiał od zawsze. Między innymi dlatego swego czasu chciał oswoić właśnie smoka wodnego. Woda go uspokajała. Oczyszczała jego umysł, pomagała mu myśleć i rozluźnić się. Wypuścił powietrze nosem i wynurzył się, czując łaskoczące go po twarzy bąbelki. Głęboko nabrał powietrza, suchą dłonią otarł oczy i odgarnął ciemnobrązowe kosmyki do góry. Sięgnął po leżącą nieopodal tkaninę i lekko przyłożył ją do policzków, wycierając tym samym krople wody. Opadł na podłogę, opierając tył głowy o ścianę. Oddychał ciężko. W rękach miął mokrą szmatkę. Patrzył na swoje pooparzeniowe blizny na ręce i części brzucha. Przejeżdżał po nich opuszkami palców, przypominając sobie wszystko. Wiedział, że nigdy tego nie zapomni. Mimo że blizny na jego ciele nie bolały już od dawna, te w sercu stawały się coraz bardziej bolesne z każdym dniem. Od początku udawał, że wszystko jest w porządku. Jako dziecko nawet starał się zapomnieć! Chciał być jak reszta. Chciał dalej beztrosko bawić się z innymi, podglądać ćwiczących żołnierzy, zgadywać rasy smoków po śladach łap, ogona czy skrzydeł. Tak, wiedział o tych stworzeniach dużo, zresztą jak każdy mieszkaniec jego miasta. Ba, wiedział nawet więcej. Obserwował je często, znał ich zwyczaje, potrafił rozpoznać każdą rasę jedynie po poszlakach. Ślady po ogniu, jeden ryk, pazur. To wszystko było dla niego oczywiste. Kiedy Amadeę fascynowały rysunki i opowieści jej babci, on bawił się z małymi Straszliwcami. Tym bardziej nie mógł zrozumieć, nie mógł się pogodzić z tym, że to właśnie jego smok po prostu odrzucił. Przecież nie musiałeś brać jaja! — mówiła wtedy Amadea. — Sam jesteś sobie winien, nie zwalaj na mnie!

Blask nocy || Jak Wytresować Smoka fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz