Rozdział XII

1.9K 142 8
                                    

Miko chciał jak najszybciej wrócić na Berk i powiadomić przynajmniej Matteo o porwaniu Amadei, jednak ranne skrzydło, nadwyrężone dodatkowo przez ucieczkę przed łowcami i ich pociskami, szybko dało o sobie znać. Po chwili machał już tylko jednym, budząc najbliższą okolicę głośnym rykiem. Jednak przyzwyczajeni już do takich odgłosów Wikingowie pogrążeni w głębokim śnie nie zwracali na niego zbytniej uwagi.

Jedynie Szczerbatek uniósł zaniepokojony głowę. Słysząc przejęty ryk przyjaciela, natychmiast podniósł się ze swojego legowiska. Podszedł do łóżka Czkawki i głową zaczął trącać jego bok.

— Mmm, mordko, idź spać. Jeszcze nawet nie świta — mruknął Wiking, głaszcząc Furię. Smok jednak nie dawał za wygraną. Złapał szczękami za kołdrę przyjaciela i zerwał ją jednym płynnym ruchem. Czkawka wzdrygnął się.

— Szczerbatek! O co ci chodzi?

Furia wpatrywała się to w Wikinga, to w drzwi. Szatyn zmarszczył czoło. W końcu Szczerbatek pociągnął go za nogawkę i dopiero wtedy Czkawka postanowił podnieść się z łóżka.

Miko tymczasem spadał. Znajdował się już niebezpiecznie blisko ogromnej wody, więc wprawił w ruch również bolące skrzydło, co ostatecznie pozwoliło mu wylądować mordką w ziemi. Zamiótł ogonem ziemię, podniósł się i rozejrzał. Tropienie nie było jego mocną stroną a nie bardzo wiedział, gdzie się znajduje. Chciał tylko znaleźć Matteo. Chciał znaleźć kogokolwiek.

— Miko? — Usłyszał nagle zdziwiony (i zaspany) głos. Podniósł głowę. Na rozgwieżdżonym niebie dostrzegł sylwetkę Czkawki. Znów zawył przeciągle. — Hej, hej, dobrze już, dobrze — zapewnił Wiking, natychmiast lądując na ziemi. Zsiadł ze Szczerbatka i wyciągnął dłoń w stronę przestraszonego smoka.

— Ufasz mi?

Miko zawahał się chwilę, jednak tylko chwilę. W końcu ważyły się tu losy Amadei. Szybko przyłożył głowę do dłoni Wikinga, by jeszcze szybciej ją zabrać.

— O co chodzi? — zapytał Czkawka, pochodząc, by obejrzeć jego nadwyrężone skrzydło. — Gdzie Amadea?

Smok wyrwał się i podskoczył niecierpliwie. Szatyn spojrzał na Szczerbatka.

— On chyba próbuje nam coś pokazać, mordko. Ale nie możemy lecieć — Zwrócił się znów do Miko. — Przeciążyłeś skrzydło, jeśli rana znów się otworzy...

Przerwały mu łapy smoka, nagle znajdujące się na jego klatce piersiowej. Po chwili leżał już na ziemi, a na twarzy czuł oddech Nocnej Furii. Jej ostre zęby z tej odległości wydały mu się wyjątkowo niebezpieczne. Zimny dreszcz przeszedł mu po karku, jednak Szczerbatek zareagował równie szybko. Wypluł w stronę Miko niebiesko-fioletowy pocisk i warknął ostrzegawczo. Smok przyjrzał się Szczerbatkowi i żaden z nich nie spuścił wzroku. W końcu jednak Miko odpuścił. Uwolnił Czkawkę, który natychmiast podniósł się do pozycji siedzącej. Rozumiał tego smoka. Był przerażony. W nowym miejscu, nie do końca wiedząc, co się dzieje z jego jeźdźcem i jeszcze nie mogąc latać... Każdy by zwariował.

— No już, mały, chodź, pójdziemy spokojnie do wioski, powiadomimy resztę, może Gothi lepiej cię zrozumie?

Smok zniżył głowę i ponownie zamiótł ogonem po ziemi. Czkawka zaśmiał się.

— Przeprosiny przyjęte.

***

Czkawka zatrzymał smoki przy Akademii.

— Mordko, leć po Astrid — poprosił Szczerbatka, zaglądając prosto w jego żółtozielone oczy. — Niech obudzi całą resztę.

Blask nocy || Jak Wytresować Smoka fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz