Rozdział I

7.4K 347 79
                                    

Jasne niebo przecięła czarna smuga. Wielkie skrzydła rozpaczliwie łopotały na wietrze. Jedno było lekko naderwane i sterczała w nim czerwona strzała. Siedząca na smoku dziewczyna odwróciła się delikatnie.

— Wytrzymaj jeszcze chwilę, maleńki — poprosiła. — Na szczęście nie uszkodzili ogona.

Smok odpowiedział jej tylko lekkim pomrukiem. Lot już i tak nie był łatwy. Zwierzęciu ciężko było utrzymać równą pozycję, jednak dziewczyna mocno trzymała się w siodle.

— Już niedaleko — zapewniła, widząc kawałek lasu dosłownie kilkanaście metrów przed sobą. — Dasz radę. — Położyła smokowi dłoń na łbie i pogładziła uspokajająco czarne łuski. Pochyliła się, by zmniejszyć opór powietrza. Robili to wiele razy. Niemal przylgnęła do zwierzęcia całym ciałem, tylko jej głowa lekko wystawała i kontrolowała drogę. Lecieli teraz szybciej, ziemia była już coraz bliżej. Dziewczyna starała się obniżyć lot smoka, by wylądować chociaż w miarę poprawnie jak na obecną sytuację, ale i tak oboje skończyli wywijając salto i tocząc się chwilę po nierównym gruncie.

— Ugh — jęknęła ciemnowłosa, masując sobie lekko tył głowy. Gdy oszołomienie już minęło, podbiegła do leżącego kilka metrów dalej stworzenia.
— Trzymasz się jakoś, maleńki? — zapytała cicho, przejeżdżając dłonią po smoczych łuskach. Odpowiedział jej delikatny pomruk bólu. — Wiem, wiem — westchnęła i przyłożyła swoje czoło do lekko uniesionej głowy smoka. Czuła przyspieszony oddech zwierzęcia. Widziała jego przerażone, rozbiegane źrenice. Zauważyła też to, że gdy tylko przyłożyła swoją dłoń do smoczego pyska, stworzenie zamknęło powoli oczy. Wiedziała, co to znaczy. Dzięki niej czuło się bezpiecznie. Nieważne, co by się działo. Tym bardziej zabolało ją to, że musi je zostawić. Czuła się rozdarta, ale wiedziała też, że sama nie jest w stanie go uratować.

— Sprowadzę pomoc — szepnęła po chwili. Smok zaprotestował rykiem. — Zaraz będę — obiecała. Wyciągnęła z pochwy, umieszczonej przy czarnym stroju, sztylet. Nie miała pojęcia, gdzie dokładnie wylądowali. Wiatr zaniósł ich dużo dalej, niż się spodziewała. Wiedziała jednak, że liczył się czas. W końcu gdzieś tutaj musiał ktoś mieszkać. Ruszyła przed siebie, po drodze robiąc nacięcia na pniach drzew. Po dłuższej chwili wyszła na dość wydeptaną ścieżkę. Przykucnęła przy niej i zmarszczyła brwi. Lekko sprawdziła ją palcami. Gleba była świeżo wgnieciona, ślad wyglądał na smoczy — Śmiertnika Zębacza, tak na jej oko. Ruszyła ścieżką. Była przekonana, że tam, gdzie mieszkają smoki, tam znajdzie i ludzi. W czasie lotu kątem oka dostrzegła kilka chat, stojących przy wysokim klifie.

Ktoś tu musiał mieszkać.

Ktoś tu musiał jej pomóc.

Gdy po chwili wędrówki przy śladach Śmiertnika zauważyła ślady Zębiroga Zamkogłowego, wiedziała, że idzie w dobrym kierunku. Wydawało jej się nawet, że za zakrętem dostrzegła zielonkawy ogon, ale po chwili nasłuchiwania uznała, że musiało jej się przywidzieć.

Za tym samym zakrętem ślady zniknęły. Stanęła na środku ścieżki, nie bardzo wiedząc, co robić. Iść dalej? A może wrócić i spróbować samemu coś zaradzić? Nie wiedziała nawet, jak daleko doprowadziły ją ślady, a już tym bardziej, gdzie znajduje się najbliższa wioska. Już prawie podjęła decyzję, by iść dalej, gdy w krzakach obok usłyszała szmer i... chichot? Instynktownie mocniej zacisnęła dłoń na sztylecie. Jej mięśnie były okropnie spięte, gdy zrobiła krok w stronę nietypowych roślin.

— Złaź z mojej stopy, kretynie! — Usłyszała nagle pełen oburzenia szept i przystanęła ze zdziwieniem. To nie był smok.

— To moja stopa! — odezwał się drugi głos. Dziewczyna uniosła brwi ze zdziwieniem i nawet nie zauważyła, kiedy opuściła sztylet.

Blask nocy || Jak Wytresować Smoka fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz