30. Nienawidzę się za to, co się stało.

9.5K 622 432
                                    

Ostatni dzień wakacji nie zapowiadał się zbytnio dobrze. Od rana padało, a gdy już przestawało to tylko na chwilę, dlatego też prawie cały dzień spędziłam siedząc na parapecie z nosem przyklejonym do szyby.  

Nigdy nie lubiłam takiej pogody. Sprawiała ona, że miałam doła i często w takie dni chodziłam jak struta. Dzisiejszego dnia nie było inaczej. Było już po czternastej, a ja przez cały dzień tylko raz wyszłam z pokoju do łazienki i by wziąć z kuchni słoik z nutellą i chipsy. 

Usłyszałam dźwięk wiadomości, która przyszła mi na messengerze. Westchnęłam cicho i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Tak jak myślałam, Brian napisał na grupie, którą utworzyliśmy razem z Cassie. 

Cep: Laaaaaski

Cass: co

Cep: kino. ja i wy. co wy na to?

Vi: chętnie

Nie wytrzymałabym dłużej w tym pokoju. Tak bardzo jak go kochałam, tak dzisiaj mnie przytłaczał i to cholernie. 

Cep: przyjadę po was o 17

Czyli miałam jeszcze trzy godziny. Przewróciłam oczami i odrzuciłam telefon na bok. Wstałam z parapetu i rozejrzałam się dookoła. Potrząsnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia, kierując się do pokoju brata. Spodziewałam się, że zapewne będzie leżał i grzebał w telefonie lub znowu będzie grał w te swoje durne gierki. Taylor miał obsesję na punkcie zombie. Większość jego gier miała w sobie zombie lub chociażby jakieś powiązania do nich. 

On sam czasem, gdy wychodził z pokoju wyglądał jak zombie. Ale co się dziwić, jeśli potrafił przegrać równe dwadzieścia cztery godziny z chwilowymi przerwami, aby wyjść do łazienki lub pójść po coś do jedzenia. 

Bez pukania weszłam do pokoju brata. Odór śmierdzących skarpetek porozwalanych po całym pokoju dotarł do moich nozdrzy. Skrzywiłam się lekko, widząc w jakim stanie jest jego pokój. Okej, ja zbytnio czysto też nie miałam, ciuchy u mnie walały się po podłodze, razem z podręcznikami i zeszytami od szkoły, które mama kupiła mi dziś rano (tak, mama robiła mi zakupy do szkoły), ale Taylor przebijał wszystko. 

- Czy ty tu hodujesz grzyby? - spytałam, patrząc na niego ze śmiertelną powagą. 

- Ja nie, same się tu hodują. Ja wyhodowałem tylko tego pod łóżkiem w kartonie po pizzy. 

-  Jesteś obleśny - mruknęłam i weszłam w głąb pokoju. Tak jak myślałam, Tay leżał na łóżku, a głowę opierał o zagłówek. Położyłam się obok niego, kładąc mu głowę na ramię. Westchnęłam cicho, zamykając oczy. 

- Dobra, co chcesz? - spytał, odkładając telefon na bok. - Zawieźć cię gdzieś? 

- Czy to, że do ciebie przyszłam musi oznaczać, że coś chce? - prychnęłam. 

- Nie, ale zawsze tak było. Przychodziłaś do mnie tylko jak czegoś potrzebowałaś - zauważył. Podniosłam głowę i posłałam mu złowrogie spojrzenie. 

- Ale z ciebie dupek - burknęłam, podnosząc się do siadu. Taylor zaśmiał się cicho i również usiadł na przeciwko mnie. - Po prostu mi się nudzi. 

W tym samym momencie drzwi do pokoju się otworzyły. W progu stanęła mama, a widząc nas razem, otworzyła szerzej oczy. 

- Wszystko w porządku? Jesteście chorzy? 

- Mamo - jęknęliśmy w tej samej chwili. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Kobieta przyglądała nam się uważnie, jakby chciała wyszukać czegoś w naszych twarzach, co pomogłoby jej zrozumieć, dlaczego siedzimy razem w jednym pokoju. 

Zagrać z diabłem ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz