10. Mam dość ciebie, a nawet cię nie znam.

12.6K 774 609
                                    

- Co masz na myśli? - Spytałam, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. 

- Mam na myśli to, że nie chcesz wkraczać do mojego życia - powiedział spokojnie. Pieprzony bipolarny idiota. Przy nim naprawdę nie wiadomo jak się zachowywać, bo może go zdenerwować dosłownie wszystko. 

- Skąd, do kurwy nędzy, możesz to wiedzieć? - Warknęłam, zaciskając szczękę. 

- Jak będziesz tak zaciskać zęby, to w końcu ci się pokruszą - przewróciłam oczami na jego bezsensowny komentarz. - A wiem to, bo zawsze tak jest, Parker. Każdy kto mnie poznaje, odchodzi bo nie wytrzymuje. 

- Mam dość tych zagadek. Mam dość ciebie, a nawet cię nie znam. 

- Widzisz? - Zaśmiał się nieszczerze. - O tym mówię. 

Wyczułam w jego głosie smutek, choć może to tylko głupie przywidzenie. Sama już nic nie wiedziałam. 

- Powiesz mi chociaż, dlaczego ostatnio tak zniknąłeś? - Spytałam cicho, skubiąc skórki przy paznokciach. Poczułam jak jego mięśnie się napinają, a oddech przyśpiesza. Okej, czyli temat, którego nie należy poruszać. Jak miliona innych tematów. 

- Coś mi wypadło - warknął i podniósł się z podłogi. Spojrzał na mnie ze złością, a ja westchnęłam tylko ciężko i skinęłam głową. Nie było sensu ciągnąć tego tematu. Nie miałam zamiaru znowu się kłócić. Chociaż to i tak było nienormalne. Przed chwilą wyzwałam go od kutasów, a teraz rozmawiałam z nim normalnie. 

Ten świat był coraz bardziej popieprzony, a ludzie z dnia na dzień coraz bardziej dziwni.  

Blake ponownie syknął, gdy przez przypadek dotknął swojej ręki. Dobra, nie byłam lekarzem, ale ewidentnie coś było nie tak. 

- Co się stało z twoją ręką? - Spytałam, patrząc chłopakowi prosto w oczy. 

- Nic - burknął, poprawiając nerwowo rękaw. Pokręciłam tylko głową na boki i niezdarnie podniosłam się z podłogi. Szybko podeszłam do chłopaka i chwyciłam jego obolałą rękę. Syknął i gwałtownie mi się wyrwał. 

- Co robisz? Przecież nic ci nie jestem, więc chyba mogę cię dotknąć. 

- Spierdalaj. 

- Daj mi tą rękę - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Blake popukał się palcem w głowę, robiąc przy tym dziwną minę, jakby stał przed nim co najmniej jakiś kosmita. - Daj. Mi. Tą. Rękę - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Brooks przewrócił oczami i wyciągnął ostrożnie rękę w moją stronę. Chwyciłam ją delikatnie, cały czas patrząc na jego poobijaną twarz. Cóż, ktoś albo naprawdę go nie lubi (co wcale by mnie nie zdziwiło), ale Blake jest pizdą i nie potrafi się bić. Stawiam na to pierwsze, bo no, nie raz pokazał a co go stać. 

Uniosłam rękaw jego bluzy, a moim oczom ukazała opuchnięta i cholernie zasiniona ręka. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, a w głowie mi się zakręciło. 

- Nie mdlej mi tu, halo - pomachał mi drugą ręką przed oczami. - Już? Skończyłaś tę obdukcję? 

- Ona jest złamana, Blake - szepnęłam, odwracając wzrok. Fuj, to było ohydne. - Dlaczego nie pojedziesz z tym do lekarza? Kurwa mać, ona może źle ci się zrosnąć i... Zaraz zadzwonię po Briana i pojedziemy do szpitala... 

- Nie, nie pojedziemy nigdzie - warknął ostro. - Nie wpierdalaj się. 

- Czyli wracamy do punktu wyjścia - westchnęłam. - Blake, mówię naprawdę. Musisz jechać z tym do szpitala. 

- Mhm -mruknął tylko. - Posłuchaj, Victoria - zaczął. - Wprowadźmy w życie pewną zasadę, hę? Wszystkim nam to wyjdzie na dobre. 

- Co? 

Zagrać z diabłem ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz