1. Nie powinnam wchodzić do tej sali.

22.8K 1K 1.4K
                                    

- Wstawaj, suko! - Usłyszałam krzyk nad uchem. Jęknęłam głośno, naciągając na głowę kołdrę.

- Odpieprz się, Brian - burknęłam prosto w poduszkę. Naprawdę wątpię, że zrozumiał z tego cokolwiek.

- Victorio Parker, jeśli zaraz nie wstaniesz, oznajmiam, że dosłownie za minutę, wyląduję na tobie kubeł zimnej wody - oznajmił poważnym tonem. Ponownie jęknęłam, obracając się powoli z brzucha na plecy. Oczywiście, jako że byłam życiowym przegrywem, po prostu wylądowałam na twardej, zimnej podłodze.

- To przez ciebie! - Wrzasnęłam, patrząc na niego z prawdziwym mordem w oczach. Jeśli wzrok, mógłby zabijać, to przysięgam, że mój przyjaciel leżałby już martwy na podłodze.

- Okej, masz dwadzieścia minut, żeby się ogarnąć. Za czterdzieści minut, musimy być już w szkole na zakończeniu - wyszczerzył się. Wytrzeszczyłam oczy, nagle uświadamiając sobie, że to właśnie dziś, kończyła się szkoła, a zaczynały się tak długo upragnione wakacje. Boże, od początku roku szkolnego odliczałam dni do nich, skreślając każdy dzień w małym kalendarzu, a gdy w końcu nadszedł tak wyczekiwany czas, zapomniałam o tym.

- Nie mogłeś mnie obudzić wcześniej!? - Wydarłam się, wyplątując nogi z pościeli.

- Och, przepraszam bardzo, śpiąca królewno, że nie mogłem cię dobudzić. Co ty, masturbowałaś się do późna, czy jak? - Zapytał, unosząc brwi. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, uderzając się z otwartej dłoni w czoło.

- Brian - warknęłam, a ten uniósł ręce w geście obronnym i poruszył sugestywnie brwiami, szczerząc się jak dziecko.

- Dobra, idź do łazienki, a ja wybiorę ci jakieś ciuchy - westchnął, a ja od razu wykonałam jego polecanie, niemal biegnąc do toalety.

Czasami jednak warto mieć przyjaciela geja. Brain był debilem, ale pod jednym względem był niesamowity, idealnie dobierał do siebie ubrania. Po prostu potrafił komponować idealne kreacje, robiąc coś, z niczego. Kilka razy mówiłam mu, a nawet namawiałam go, aby kształcił się jakoś w tym kierunku, jednak ten został nieugięty, mówiąc, że matematyka, to jego drugie imię.

Szkoda tylko, że w zeszłym roku, musiał pisać z niej poprawkę.

Westchnęłam cicho i stając przed lustrem, miałam ochotę się przeżegnać, widząc w jakim stanie była moja twarz i włosy. Na prawym policzku, miałam rozmazaną czekoladę i cholera, wiedziałam, że nie powinnam jeść jej w nocy, ale pragnienie było znacznie silniejsze od zdrowego rozsądku. Włosy odstawały mi w każdą możliwą stronę, przez co już jęknęłam na myśl, jak bardzo będzie bolało, gdy będę je rozczesywać. 

Szybko umyłam zęby i wycierając usta w mały ręcznik, wyszukałam w wiszącej szafce podkład i tusz do rzęs. Nie lubiłam się mocno malować, a raczej nie lubiłam się w ogóle malować, ale stan mojej twarzy, po prostu nie pozwalał mi na zrezygnowanie z tego "upiększacza". Musiałam w końcu zakryć jakoś te piegi na nosie, których tak bardzo nienawidziłam. 

- Vic, dziesięć minut! - Wydarł się Brain na cały dom, a ja przewróciłam oczami, gdy przez jego krzyk, włożyłam sobie prawie szczoteczkę od tuszu do oka. 

- Idę! - Odkrzyknęłam, chowając wszystko do z powrotem do szafki. Wolnym krokiem, skierowałam się z powrotem do pokoju, gdzie na łóżku leżał rozwalony Brian. - Gdzie ciuchy? - Zapytałam, zakładając ręce na biodrach. 

- Na krześle - mruknął, nie odrywając wzrok znad telefonu. Żałowałam, że nie miałam akurat przy sobie telefonu, bo widok śliniącego się do telefonu Briana, nie był częsty. - Co się patrzysz, idź się ubierz, bo nie mam zamiaru na ciebie czekać - zmarszczył brwi, wystukując coś na telefonie. 

Zagrać z diabłem ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz