5. Śniadanie po studencku

1.1K 135 31
                                    


Przez te wszystkie nocne rewelacje, udawanie osobistego lekarza i stróża, śnił mi się nie kto inny jak Spider-boi, który sobie leżał zaledwie pokój obok. W sumie Pajęczak potrafił mi się czasem przyśnić również i bez wyraźnego powodu, chyba że już nawet nie pamiętałem, że o nim myślałem przed zaśnięciem. Nie moja wina, że jestem taki kochliwy! Generalnie przyśniła mi się trochę nudna i randomowa scena z życia, gdy to ja miałem go odwiedzić w jego mieszkaniu (ciul, że nie wiem, jak wyglądała jego kryjówka, moja wyobraźnia poradziła sobie z tą barierą). Trzymałem w ręku kwiaty i wszedłem do domu pachnącego naleśnikami. Pająka zauważyłem w kuchni, gdzie smażył dla nas tę górę pysznych placków. W dodatku miał na sobie świetną sukienkę. Wręczyłem mu kwiaty, ale nagle w przejściu stanęła jego matka (której też nie znałem, ale przypominała mi moją nauczycielkę z czasów szkoły). Teoretycznie nie emanowała nienawiścią do mnie i nie przeszkadzała, ale sama obecność już psuła nasze niecne plany. Dlaczego śniłem o tym w ten sposób, jakbyśmy byli już parą? Całkiem miłe marzenie! Pomijając to, że prawie gościa nie znałem, a jego życie prywatne to dla mnie największa zagadka.

Obudziło mnie szczekanie psa. Uchyliłem zaspane oczy, ale że zasnąłem w masce, przetarcie ich było trudne. Wolałem nie straszyć Spider-Mana swoim ryjem, jakby jednak chciał mnie po coś budzić. Spojrzałem na zegar, było przed dwunastą. No tak, pies pewnie chciał żreć. Ja zresztą też. Zwlokłem się z łóżka, przeciągnąłem i skierowałem się do kuchni.

– Zamknij się, Tabu. Zaraz cię nakarmię, nie musisz się tyle powtarzać – burknąłem, wciąż zaspany. Przetarłem znowu oczy przez maskę, a wtedy ujrzałem, że przy blacie stał mój pajęczy gość i coś sobie robił do jedzenia, a piesek szczekał właśnie na niego.

– Och, cześć, Słoneczko. Myślałem, że już uciekłeś – usiadłem przy stole i patrzyłem na niego od tyłu, gdy kończył robić kanapki. Cholera, jak można mieć tak zajebisty tyłek? Plecy też miał niczego sobie...

– Cześć, Pool. Taa, trochę długo mi zeszło to spanie, wybacz. Ledwo co wstałem, a że pozwoliłeś mi dobrać się do żarcia, to skorzystałem. Też chcesz kanapki?

– Chcę. Jak się czujesz? Wyglądasz żywo.

– I czuję się żywo. Jeszcze raz dzięki za pomoc – odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Chyba. Nadal miał na sobie maskę, ale gest był całkiem jednoznaczny.

– Luuzik, młody. Przynajmniej zjem śniadanie z kimś innym niż z tym pchlarzem. Trochę go rozpieściłem, dlatego tak na ciebie szczeka. Potem dam mu żarcie z puszki, nie przejmuj się nim. Ej, chcesz kawę czy coś? – i tak wstałem, by zagotować wodę i wziąć dwa kubki.

– Chętnie.

– Wolisz kubek z Darth Vaderem czy z dinozaurem? – spytałem poważnie, pokazując mu oba naczynia. Zaśmiał się i pokręcił głową.

– Sądziłem, że spytasz, czy wolę rozpuszczalną, czy sypaną.

– Zadaję w tym domu tylko poważne pytania. To wybór życia, Pająku.

– Uch. Może być dinozaur. I sypana.

– To dobrze. I też dobrze, bo mam tylko sypaną – parsknąłem – Whoaa, ale super robi się z kimś śniadanie! Czujesz to? Jakbyśmy mieli jakąś super nockę, razem wypili piwo i obejrzeli dobry film. Prawie tak było, pomijając akcję ratunkową twojego ramienia. Ale czujesz to, no nie? Bo ja tak. Moglibyśmy zrobić sobie jeszcze jakieś fryzury i pomalować paznokcie, a potem wyskoczyć na zakupy!

– Ygh, lepiej nie – koleś nie miał poczucia humoru zupełnie jak Weasel. Spojrzałem w jego stronę, czekając, aż woda się zagotuje. Zrobił całkiem niezłą górę kanapek, na których rysował coś keczupem. Był nawet keczupowy pająk!

Zwariowałeś, Parker |SPIDEYPOOL|Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα