4. Romantycznie, ale tak tylko trochę

1K 112 16
                                    


Wciągnąłem szybko powietrze przez usta i zerwałem się do siadu, ale rwący ból w ramieniu powstrzymał mnie. Skrzywiłem się i spojrzałem na zabandażowane miejsce. Potrzebowałem chwili, by ogarnąć sytuację i w ogóle miejsce, w którym się znajdowałem. Pokój oświetlony przez jedną lampkę na oddalonym kredensie nie był pomieszczeniem, które znałem. Złapałem dłonią oparcie kanapy, na której leżałem i z której chciałem wstać, ale powstrzymała mnie nagle ciężka dłoń, która położyła się na moim zdrowym ramieniu. Odwróciłem szybko głowę i spojrzałem na Deadpoola w bluzie z piwem w ręku i z maską na twarzy (no ale usta miał odsłonięte, musiał jakoś pić).

– Ło, ło! Nie wstawaj tak szybko, Spidey! Znowu się potłuczesz – leżałem więc, ale wciąż nie mogłem wyjść z szoku przebudzenia. Złapałem się dłońmi za twarz zakrytą maską. Odetchnąłem cicho. Dobrze ją na sobie mieć.

– Ręka mi płonie. Kurde, co się stało? Co ja tu robię? – zapytałem cicho, nadal trzymając dłonie na oczach. Do głowy wciąż napływały mi kolejne fakty, które dostrzegałem i odczuwałem. Zostałem przykryty kocem, nie miałem na sobie górnej części stroju, cholernie chciało mi się pić i była chyba późna noc. W dodatku na moich nogach spał jakiś uroczy pies.

– Wszystko po kolei, zaczekaj, zaraz ci opowiem! Głupia to historia, Pająku, serio. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie wkurzony, ale no tak jakby to przeze mnie jesteś tak urządzony, bo nie mogłem od razu dołączyć do walki i ci pomóc z doktorkiem, który mocno ci przywalił. Postrzelił cię jakimś laserem, a jeszcze zleciałeś z paru metrów na asfalt i, Bóg mi poświadczy, przestraszyłem się, że koleś cię zabił! No to najpierw zająłem się doktorkiem, a potem tobą. No, wracając, wziąłem cię do siebie, bo nie miałem lepszego pomysłu, gdzie można by cię poskładać, a było z tobą kiepsko.

O rany, za dużo tego naraz. Położyłem sobie dłonie na brzuchu i wgapiłem się w sufit, zaraz jednak zmarszczyłem brwi, myśląc o tym, co Pool mi powiedział.

– Dobra, nie mam ci za złe. Powinienem być zły na siebie, że tak zawaliłem sprawę. W sumie gdybyś się nie pojawił, byłoby gorzej. Uch, dzięki za ratunek, ale czekaj! W jaki sposób "zająłeś się" doktorem? Ty chyba go nie... nie? Powiedz, że nie!

– Masz na myśli, że "nie żyje"? To wtedy dobrze myślisz.

– Deadpool!

– No co?! I tak był stary i tylko wadził swoim istnieniem światu. Przynajmniej szybko mi poszło – wzruszył ramionami, a ja patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Zaraz jednak znowu westchnąłem. Było nie mdleć, Parker.

– Dobra, to już twój problem, że nie umiesz załatwiać spraw pokojowo. Która jest godzina?

Najemnik spojrzał na ekran telefonu.

– Szósta rano. Trochę ci się pospało.

– Uch, przepraszam. No i dziękuję za połatanie mnie. Nie chcę ci robić więcej problemu, będę się zwijać... – podniosłem się, ale jego ręka znowu mi przeszkodziła.

– Nie przeszkadzasz mi tym, że sobie spokojnie leżysz, przyjacielu! Po coś cię tu przywlokłem, to się teraz wykuruj na tyle, byś nie padł na ulicy, a widzę, że ledwo się podnosisz. Nie przesadzaj, wyśpij się trochę, dam ci coś jeść, to wtedy spierdolisz przez okno na tych swoich sieciach – powiedziawszy, wyciągnął przed siebie ręce i zaczął udawać, że ma w nadgarstkach pajęczyny jak ja. Uśmiechnąłem się niemrawo.

– Dzięki. Spałeś coś w ogóle?

– Prawdziwy ninja nigdy nie śpi.

Stęknąłem z dezaprobaty. Głupio mi, że po pierwsze musiał mnie do siebie taszczyć, zszywać mi ramię i jeszcze przy mnie czuwać, gdy byłem nieprzytomny.

Zwariowałeś, Parker |SPIDEYPOOL|Where stories live. Discover now