28: Exo'listice

249 26 11
                                    

Co ona tutaj robi? – pytanie to Daemona zadawała sobie, odkąd otworzyła oczy w ten zimny, późnopaździernikowy, wtorkowy poranek. Straszliwie ciągnęło od niewielkiego okna. Z całą pewnością dużo brakowało mu do akceptowalnej szczelności. Pani Draagonys siedziała więc na pryczy owinięta w koc i zadawała ciągle to samo pytanie, wpatrując się w kąt po prawej stronie drzwi.

Widziała coś, czego widzieć nie powinna. Widziała coś, czego nie widział nikt inny na czele ze strażniczką, która jak co dzień zaprowadziła Daemonę do łazienki na odświeżenie po poprzednim dniu i nocy, nie zwracając uwagi na nadprogramowego lokatora celi.

Oparta o pożółkłą ścianę celi stała Śmierć. Jej czaszka skrywała się pod kapturem, a światło wydobywało z ciemności tylko wyszczerzony kościsty uśmiech żuchwy i górnej szczęki. Kostucha wbrew pozorom nie dbała o zęby; wielu brakowało, a kilka wyraźnie zostało wyszczerbionych. Peleryna zmory łopotała pomimo braku wiatru; powietrze hulać musiało po drugiej stronie – po stronie, w której żyła (o ile żyła) Śmierć. Łowczyni Dusz jak zwykle przybyła ze swoim nieodłącznym atrybutem w postaci wysokiej na około dwa metry kosy o pięknie wyżłobionym drzewcu; drzewiec owy otaczały ciernie, szkielety, a także nagrobna roślinność; bukszpan, bluszcz, chryzantemy. Przy każdym ruchu ostrze odbijało na swej idealnej powierzchni blask chłodnego, srebrzystego księżyca, pomimo że w rzeczywistości Daemony trwał dzień.

Śmierć nie odwiedziła swojej podopiecznej dawno, a podopieczna wydawała się obrażona tym niedopatrzeniem. Wszak jak mogła wybaczyć, że ta nie wspierała jej podczas rzezi w kuchni? Że nie stała za nią murem podczas mordów na zdrajcach? Że nie była świadkiem ostatecznego upadku Daemony, gdy ta w pełni świadomie podjęła decyzję o rzuceniu zaklęcia Ven Mortem na Elenę? Porzuciła ją, jak dziecko porzuca zabawkę, gdy traci nią zainteresowanie. Nudna została wciśnięta w kąt i jedyne, co jej pozostało, to ucieczka w nadzieję, iż Kostucha kiedyś wróci. No i wróciła; ale po co? Czy Vromianka odzyskała uwagę Łowczyni Dusz którymś z niegodnych czynów? A może mara postanowiła ją przypilnować, aby nie uciekła przed parszywym losem? Czy węszyła spisek? A jeśli Śmierć przybyła, aby nasycić się strachem?

Kobieta przechyliła głowę, mrugając parokrotnie. Widmo nie zniknęło. Podrapała się po skroni, szukając odpowiedzi. Próżny trud. Czego chciała Śmierć, mogła wiedzieć tylko ona sama, a Śmierć mówić nie lubiła; wolała śpiewać, a w tym przypadku mruczeć wesołe mruczando. Mruczando nie dostarczało odpowiedzi, wręcz nastręczało kolejnych pytań. Melodia wydawała się dziwnie znajoma, ale czy na pewno? Coś w niej sprawiało, że Daemona nie potrafiła przyporządkować jej do żadnej wcześniej słyszanej pieśni, mimo silnego uczucia deja vu.

Mijały godziny, a więźniarka wciąż tkwiła w jednym miejscu, wybałuszając oczy na iluzję. Iluzja nie bledła, nie rozpływała, nie rozmywała, ani się nie przemieszczała. Iluzja była. Iluzja towarzyszyła. Iluzja przyzwyczajała do siebie. Bardzo prawdopodobne, że iluzja była prawdą.

Daemonie zrobiło się to obojętne, czego chce stara przyjaciółka. Z pewnością nie chciała jej skrzywdzić. Skrzywdzić kobietę mogła tylko inna istota; i nie była to Śmierć.

Puk.

Puk.

Tylko dwa.

Przeniosła oczy na okratowane drzwi, jednocześnie pukając w ścianę po raz trzeci, bo w innym wypadku nieidealność nie dałaby jej spokoju. Przecięty żelaznymi prętami stał Moore. Obok strażniczka siłowała się z zamkiem.

Brzdęk. Trzask. Zgrzyt.

Drzwi zsunęły się, wpuszczając gościa do środka.

– Na pewno nie chcesz wysłuchać oskarżenia? – zapytał bez zbędnych wstępów, opierając się o framugę. Strażniczka czaiła się w przyzwoitej odległości za plecami Charliego. – Nie chcesz usłyszeć wyroku?

Złote Kajdany / Złota Tiara [fantasy/romans][+18]Where stories live. Discover now