14: Błękit nieba

445 34 3
                                    

*

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

*

Podążała przed siebie; przed sobą zaś miała obrazy wbijające się w pamięć i pozostające w umyśle na zawsze; wypalające się na matrycy mózgu. Krok za krokiem wlokła poranione stopy niczym nekromanckie zombie. Jej oczy opustoszały, gdy dusza została wyrwana na zewnątrz. W środku wyrwa rosła, rozszerzając swe wpływy niczym nieskończony wszechświat.

Niewidzące oczy dostrzegały twarze, ręce, nogi, tułowie jedyne w swoim rodzaju dla każdej z kiedykolwiek poznanych przez nią osób.

W morzu krwi, gdzieś na lewo od przewróconego stołu, pływał rudy skalp długich włosów, obok zaś piętrzyła się mazista kupka niegdyś będąca Shantalą. Daemona przeszła obok obojętnie.

Mlask.

Mlask.

Mlask.

Bose stopy odrywały się od lepkiego od posoki podłoża, wydając charakterystyczny dźwięk. Pył z rozkruszonych murów dalej opadał – mimo że bitwa dawno dobiegła końca – tworząc brunatne błoto lśniące wilgocią w poświacie księżyca wdzierającej się przez rozbite, witrażowe okna.

Potknęła się. Ktoś podłożył jej nogę. A nie... to jednak nie była noga. Vromianka przyjrzała się dokładniej. To ręka złapała ją za kostkę. Przesunęła spojrzeniem od kościstych palców przez przedramię ze ślepczym tatuażem, aż do ramienia przytwierdzonego do męskiego torsu. Przechylona w bok głowa Theodora trzymała się tylko na kręgosłupie, przypominając kobiecie dziwiącego się czemuś psa. Skóra i mięśnie szyi zostały rozszarpane na strzępy. Z ust nieboszczyka wystawał bezceremonialnie spuchnięty język – nie mieścił się w ustach. Kopnęła, strzepując sztywne palce.

W oddali widziała swój cel – złoty, błyszczący puchar stojący na ołtarzu. Przyspieszyła.

Nie utrzymała długo żwawego tempa. Serce w jej piersi stanęło, a gdy ono się zatrzymało, nogi odmówiły posłuszeństwa.

C'Than, pomyślała, patrząc na powykręcaną w groteskowej pozie postać. Członki wiły się ze sobą, jakby zrobione były z gumy, a nie kości i mięsa. Głowa przekręcona o sto osiemdziesiąt stopni patrzyła na drogocenny kielich, ręce zaś przełożone za plecy dusiły przód szyi.

Wnet ciąg z próżni zassał cały tlen, a ona padła na ziemię, trzymając się za gardło. Pozbawione życia oczy wychodziły na wierzch, palce próbowały rozluźnić niewidzialne, duszące liny. Nagle pojęła, iż to bez sensu, bo w gruncie rzeczy cały czas była martwa.

***

– Nie! – krzyknęła Daemona, spadając z więziennej pryczy.

Obmacała klatkę piersiową, szukając rozedrganymi palcami uderzeń serca; gdy ich nie wyczuła, dłonie przeniosły się na szyję. Tętnica, waląc mocno o badające ją opuszki, oznajmiła, że kobieta wciąż żyje. Daemona rozbieganymi oczyma rozejrzała się dookoła, gotowa zobaczyć krew i pokryte nią trupy. Koszmarnych wizji nie dojrzała; były tylko oświetlone gwiazdami wraz z połówką księżyca puste ściany, toaleta, stolik, krzesło, prycza, drzwi oraz okno, a żadna z tych rzeczy nie wydawała się nawet w procencie tak straszna, jak pobojowisko po bitwie.

Złote Kajdany / Złota Tiara [fantasy/romans][+18]Where stories live. Discover now