7

4.7K 196 4
                                    

Następne dni mijały dość spokojnie. Na szczęście Lily miała rację i po kilku dniach wszyscy dali mi spokój. Przestali prosić o autografy i tym podobne. Dużo chłopców próbowało się ze mną umówić, ale zawsze odpowiadałam, że jestem zajęta albo nie mam czasu, co swoją drogą, jest prawdą. Dwa razy w tygodniu, przenoszę się do Bułgarii na treningi. Niedługo gramy kolejny mecz. Na początku trochę się stresowałam, ale potem wzięłam się garść. W końcu gram w Quidditcha od lat. Mimo to zawsze mam lekkiego stresa przed każdym meczem. Tak już mam. Nie wiem po co się stresowałam, skoro wygraliśmy. Co prawda to przeciwnicy złapali znicza, ale wygraliśmy przewagą punktów. Tym razem kapitan, nie dał mi tak szybko uciec i zrobiliśmy małą imprezę z której i tak uciekłam nieco przed pierwszą. Mecz był we wtorek, a w środę miałam być normalnie na zajęciach. W dormitorium byłam za nieco po pierwszej, więc poszłam się szybko umyć i poszłam spać. Długi sen nie był mi dany, gdyż Lily obudziła mnie o szóstej trzydzieści. Wzięłam mundurek i poszłam doprowadzić się do porządku. Wzięłam prysznic, nałożyłam mundurek i zrobiłam delikatny makijaż, aby zakryć wory pod oczami. Gotowa wyszłam z łazienki i razem z rudowłosą po szłam do Wielkiej Sali.

-I jak po meczu? – zapytała w połowie drogi.

-Nawet nie pytaj. Artur uparł się na imprezę po meczu i nie udało mi się wymknąć. Wróciłam dopiero po pierwszej.

-Jaki Artur?

-Kapitan drużyny.

-Jasne. – popatrzyła na mnie znacząco.

-Bez żadnych spekulacji Lily. – powiedziałam, grożąc jej palcem.

-No co? Musisz sobie kogoś znaleźć.

-Nawet tak nie mów. Ne jestem gotowa na związki, w szczególności po tym co się stało. – mruknęłam niemrawo.

-Cami, nie możesz cały czas o tym myśleć. – powiedziała patrząc na mnie ze współczuciem i troską.

-Tylko to nie jest takie proste. Zginął na moich oczach. Kochałam go, rozumiesz?

-Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz żyć dalej. On na pewno by ciał, abyś była szczęśliwa.

-Możemy o tym nie rozmawiać?

-No dobra. – w ciszy dotarłyśmy do Wielkiej Sali.

*Remus POV*

Widziałam jak Cami wychodzi z Lily z Pokoju Wspólnego. Szedłem w stronę Wielkiej Sali, gdy usłyszałem ich rozmowę.

-I jak po meczu? –zapytała rudowłosa.

-Nawet nie pytaj. Artur uparł się na imprezę po meczu i nie udało mi się wymknąć. Wróciłam dopiero po pierwszej.

-Jaki Artur?

-Kapitan drużyny.

-Jasne. – Lily popatrzyła na szatynkę znacząco.

-Bez żadnych spekulacji Lily. – powiedziała, grożąc jej palcem.

-No co? Musisz sobie kogoś znaleźć.

-Nawet tak nie mów. Ne jestem gotowa na związki, w szczególności po tym co się stało. – mruknęła niemrawo.

-Cami, nie możesz cały czas o tym myśleć. – powiedziała Evans patrząc na nią ze współczuciem i troską.

-Tylko to nie jest takie proste. Zginął na moich oczach. Kochałam go, rozumiesz?

-Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz żyć dalej. On na pewno by ciał, abyś była szczęśliwa. – próbowała przekonać ją Lily. Dalszej rozmowy nie słyszałem. Zastanawiało mnie czy chodzi im o Erica, o którym mówiła. Będę musiał z nią porozmawiać.

Siostra PotteraDonde viven las historias. Descúbrelo ahora