《mój mały braciszek》

512 44 31
                                    

Sherlock i Mycroft
Dzieciństwo

- Mamo, długo jeszcze? - zapytał ośmioletni chłopiec z burzą loków na drobnej, bladej głowie. - Mogę już je rozpakować? - dopytywał zniecierpliwiony.

Pomimo że nie wierzył w Mikołaja, czekał, aż będzie mógł zerwać papier z paczek. W tym roku ubłagał rodziców o kolejny zestaw menzurek, butelek i probówek. Mimo młodego wieku uwielbiał chemię, której szkoła jeszcze nie zdążyła mu obrzydzić.

- Dopiero jutro, synu! - krzyknęła kobieta, stojąc na schodach. Właśnie znosiła ozdobną zastawę do kuchni. Jak zawsze chciała, by wszystko było idealnie. -Skarbie, idź po Mycrofta - powiedziała, przechodząc obok chłopca i czochrając jego loki, co sprawiło, że lekko się skrzywił.

Na dworze było pełno śniegu, a jednak mały Holmes wybiegł bez kurtki. Musiał niezwykle wysilić swój umysł, by znaleźć brata. Zawsze gdzieś się chował. Ach, ten Mycroft.

Małe ślady powoli zapełniały całe podwórze, ale Sherlock się nie poddawał.

Zaszedłwszy do lasu, usłyszał skowyt zmarzniętego dzięcioła. Wszystko, co do tej pory poznał, udało mu się odkryć dzięki starszemu bratu. Najlepszemu straszemu bratu na całym świecie.

Mycroft nie zawsze miał czas dla małego, rozbieganego szatyna o szarych oczach, ale starał się jak mógł. Starał się, by był szczęśliwy i bezpieczny.

- No chodź już! Mama będzie zła! - krzyczał młodszy z nich, szarpiąc brata za rękaw zimowej kurtki. - Szybko! - rzucił i już miał biec w stronę domu, ale Mycroft zatrzymała go, chwytając jego dłoń.

-Nie zimno ci, co? - zapytał. Na sam widok rozebranego brata drżał.

- Nie - odparł spokojnie najmłodszy Holmes z dziarską miną. Jego usta przybrały kolor stali zmieszanej z krwią. - Wcale nie! - Naburmuszył się delikatnie.

Jego brat pokręcił głową. Natychmiast zdjął swoje odzienie i założył chłopcu z lokami na głowie.

- Matka nas zabije - wymamrotał pod nosem, po czy złapał ostrożnie chłopca za chudą dłoń i razem ruszyli do domu.

Zbyt duże ubranie wciąż zsuwało się z drobnego ciała Sherlocka. Przydługie rękawy kurtki ogrzewały mu palce.

- Dlaczego nas zabije? - zapytał zdziwiony, gdy dotrwały do niego słowa brata. Wtedy jeszcze przejmował się jej opinią.

Mycroft zignorował jego pytanie, ponieważ nie chciał siać paniki u chłopca. Po chwili spaceru znaleźli się przed tarasem, który pokryła gruba warstwa śniegu.

- Gdzieś ty znowuż łaził? - zapytała brunetka, stając w progu domu. Nad jej głową zwisał świąteczny wianek z czerwoną wstążką, który kupiła kiedyś na kiermaszu w szkole synów. - Sherlocku, gdzie masz swoją kurtkę? - Wybiegła w kapciach na schody i natychmiast wciągnęła dzieci do domu.

- Przepraszam, mamo - wymamrotał mały Brytyjczyk ledwo słyszalnie.

Wszyscy stali w przedsionku, a śnieg na butach powoli topniał, zostawiając kałuże na drewnianej podłodze.

Matka Holmesów popatrzyła na nich z politowaniem. Powoli pokręciła głową, po czym wyszła do jadalni, zostawiając chłopców w konfundacji.

Blue Velvet |one-shot|Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz