34

5.1K 308 40
                                    

  

      - Black!  Czy to jest twoja skarpetka? - zapytała obrzydzona Aurora, trzymając skarpetkę, którą chwilę wcześniej dostała w twarz. Jeżeli ktokolwiek chciałby wejść do pokoju huncwtów, musiał się dosyć mocno ubezpieczyć, żeby dajmy na to nie dostać w twarz skórką od banana lub co gorsza, brudną, śmierdzącą skarpetką, Syriusza. Robinson co prawda, od dawna nie odwiedzała dormitorium przyjaciół z dwóch powodów.

Pierwszym, była odraza i po jakiejś części trauma, jednak nie było także takiej potrzeby by tam wchodzić - co jakoś bardzo nie smuciło dziewczyny.

- Ładnie pachnie, wiem. Sam hodowałem, ma nawet coś zielonego w środku. Może wynalazłem jakąś nową roślinkę?! - zapytał podekscytowany i spojrzał z szerokim uśmiechem, na leżącą odzież.

Szatynka momentalnie rzuciła skarpetkę i niemal nie zwróciła swojego obiadu.

- Syriusz! To jest grzyb! Jakim cudem on jest na tej, biednej skarpetce?! - chłopak wzruszył ramionami i szybko ją wziął, po czym rzucił w Jamesa, który coś pisał, były to zapewne kolejne wierze dla Lily Evans. Czarnowłosy zaśmiał się głośno, co swoją drogą przypominało szczękanie psa, a Potter szybko obrócił się i spojrzał na przyjaciela wyzywająco.

- To był ruch poniżej pasa! - zawołał dramatycznie i ruchem ręki wylał atrament, na co dziewczyna uniosła wysoko brwi do góry.

- Rogaś, nie chcę cię martwić, ale dostałeś w głowę. - stwierdziła.

- W moją idealną i bardzo cenną głowę! Co jak ta skarpetka przeniknęła mi do mózgu?! - zapytał i zaczął dotykać się po swojej czuprynie. 

Aurora miała ochotę się rozpłakać. Spojrzała za okno, i stwierdziła, że jak na grudzień i śnieg, całkiem dużo osób przechadza się na dworze. Szybko wymknęła się z dormitorium i biegiem ruszyła, na opuszczone piętro, mając nadzieję, że spotkam tam Regulusa. Ku jej zdziwieniu, chłopaka tam nie było. Westchnęła głośno i usiadła na parapecie, mając idealny widok na błonia. 

- Jedziesz na święta do domu? - zapytał dobrze znany jej głos. Od razu uśmiechnęła się szeroko, i spojrzała na swojego ,,przyjaciela".

- Nie. To ostatni rok i chciałabym spędzić je w moim prawdziwym domu. Raczej nigdy już tutaj nie wrócę. - odpowiedziała i oparła głowę o szybę. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem i usiadł naprzeciwko dziewczyny.

- Ja jadę do domu. - oznajmił.

- Kolejny atak? - zapytała, już przyzwyczajona do tego, że chłopak czasem znika. Zastanawiała się czy Dumbledore był naprawdę taki głupi i niczego nie zauważał. Kilkoro uczniów znikało, a on tylko kiwał głową i jak zwykle, uśmiechał się miło i kazał przekazywać by jak najszybciej wracali do zdrowia. Kiedy Black potwierdził, dziewczyna kolejny raz tamtego dnia, westchnęła głośno. - Dasz radę. Zaproponowałabym ci herbatę, wiesz, jak to robi się w domu. - Regulus zaśmiał się cicho i złapał ją za rękę.

- Wolę coś mocniejszego...

- Nie, Regulusie. Jestem huncowtką, a ty ostatnio wypiłeś więcej niż ja! 

- Masz słabą głowę. - skomentował, a Gryfonka prychnęła obrażona. Siedzieli przez chwilę w przyjemnej ciszy, kiedy brunet uśmiechnął się złośliwie. - Może jednak dasz się przekonać? - zapytał i nagle znalazł się bardzo blisko Aurory. Dziewczyna przełknęła ślinę, co spowodowało powiększenie uśmiechu na twarzy Ślizgona. 

Black delikatnie pocałował Robinson, a ona szybko oddała gest. Kiedy w końcu oderwali się od siebie, chłopak uśmiechał się szelmowsko, a szatynka miała ochotę sobie napluć w twarz.

- Jeden kieliszek. - oznajmiła. Ślizgon zaśmiał się złośliwie.

- To chodźmy po mojego braciszka i tamtych, oni na pewno będą chcieli się napoić. - stwierdził i przeczesał swoje włosy ręką.

- No to chodźmy. Ale to ty później będziesz ich zbierać, a uwierz, czterech chłopaków mówiących do ciebie ,, Mamo, ja już będę grzeczny. Nie będę już pić", to serdecznie zapraszam do kupienia od razu kilku litrów Ognistej.

Nie bój się / Regulus BlackWhere stories live. Discover now