- Black! Czy to jest twoja skarpetka? - zapytała obrzydzona Aurora, trzymając skarpetkę, którą chwilę wcześniej dostała w twarz. Jeżeli ktokolwiek chciałby wejść do pokoju huncwtów, musiał się dosyć mocno ubezpieczyć, żeby dajmy na to nie dostać w twarz skórką od banana lub co gorsza, brudną, śmierdzącą skarpetką, Syriusza. Robinson co prawda, od dawna nie odwiedzała dormitorium przyjaciół z dwóch powodów.
Pierwszym, była odraza i po jakiejś części trauma, jednak nie było także takiej potrzeby by tam wchodzić - co jakoś bardzo nie smuciło dziewczyny.
- Ładnie pachnie, wiem. Sam hodowałem, ma nawet coś zielonego w środku. Może wynalazłem jakąś nową roślinkę?! - zapytał podekscytowany i spojrzał z szerokim uśmiechem, na leżącą odzież.
Szatynka momentalnie rzuciła skarpetkę i niemal nie zwróciła swojego obiadu.
- Syriusz! To jest grzyb! Jakim cudem on jest na tej, biednej skarpetce?! - chłopak wzruszył ramionami i szybko ją wziął, po czym rzucił w Jamesa, który coś pisał, były to zapewne kolejne wierze dla Lily Evans. Czarnowłosy zaśmiał się głośno, co swoją drogą przypominało szczękanie psa, a Potter szybko obrócił się i spojrzał na przyjaciela wyzywająco.
- To był ruch poniżej pasa! - zawołał dramatycznie i ruchem ręki wylał atrament, na co dziewczyna uniosła wysoko brwi do góry.
- Rogaś, nie chcę cię martwić, ale dostałeś w głowę. - stwierdziła.
- W moją idealną i bardzo cenną głowę! Co jak ta skarpetka przeniknęła mi do mózgu?! - zapytał i zaczął dotykać się po swojej czuprynie.
Aurora miała ochotę się rozpłakać. Spojrzała za okno, i stwierdziła, że jak na grudzień i śnieg, całkiem dużo osób przechadza się na dworze. Szybko wymknęła się z dormitorium i biegiem ruszyła, na opuszczone piętro, mając nadzieję, że spotkam tam Regulusa. Ku jej zdziwieniu, chłopaka tam nie było. Westchnęła głośno i usiadła na parapecie, mając idealny widok na błonia.
- Jedziesz na święta do domu? - zapytał dobrze znany jej głos. Od razu uśmiechnęła się szeroko, i spojrzała na swojego ,,przyjaciela".
- Nie. To ostatni rok i chciałabym spędzić je w moim prawdziwym domu. Raczej nigdy już tutaj nie wrócę. - odpowiedziała i oparła głowę o szybę. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Ja jadę do domu. - oznajmił.
- Kolejny atak? - zapytała, już przyzwyczajona do tego, że chłopak czasem znika. Zastanawiała się czy Dumbledore był naprawdę taki głupi i niczego nie zauważał. Kilkoro uczniów znikało, a on tylko kiwał głową i jak zwykle, uśmiechał się miło i kazał przekazywać by jak najszybciej wracali do zdrowia. Kiedy Black potwierdził, dziewczyna kolejny raz tamtego dnia, westchnęła głośno. - Dasz radę. Zaproponowałabym ci herbatę, wiesz, jak to robi się w domu. - Regulus zaśmiał się cicho i złapał ją za rękę.
- Wolę coś mocniejszego...
- Nie, Regulusie. Jestem huncowtką, a ty ostatnio wypiłeś więcej niż ja!
- Masz słabą głowę. - skomentował, a Gryfonka prychnęła obrażona. Siedzieli przez chwilę w przyjemnej ciszy, kiedy brunet uśmiechnął się złośliwie. - Może jednak dasz się przekonać? - zapytał i nagle znalazł się bardzo blisko Aurory. Dziewczyna przełknęła ślinę, co spowodowało powiększenie uśmiechu na twarzy Ślizgona.
Black delikatnie pocałował Robinson, a ona szybko oddała gest. Kiedy w końcu oderwali się od siebie, chłopak uśmiechał się szelmowsko, a szatynka miała ochotę sobie napluć w twarz.
- Jeden kieliszek. - oznajmiła. Ślizgon zaśmiał się złośliwie.
- To chodźmy po mojego braciszka i tamtych, oni na pewno będą chcieli się napoić. - stwierdził i przeczesał swoje włosy ręką.
- No to chodźmy. Ale to ty później będziesz ich zbierać, a uwierz, czterech chłopaków mówiących do ciebie ,, Mamo, ja już będę grzeczny. Nie będę już pić", to serdecznie zapraszam do kupienia od razu kilku litrów Ognistej.
YOU ARE READING
Nie bój się / Regulus Black
FanfictionAurora Robinson to huncwotka, dla której najważniejsi są przyjaciele. Kiedy pewnego dnia ucieka przed woźnym trafia na Regulusa Blacka, który wywraca jej życie do góry nogami. - Mówiłaś mi, że on jest tajemniczy, jednak nie wiedziałam, że aż tak! ...