Rozdział 7.

5.4K 289 15
                                    

Siedzimy w moim pokoju już od godziny i omawiamy szczegóły co do przyjazdu chłopaków. Znaleźliśmy już hotel, w którym będą nocować, teraz musimy tylko dopełnić formalności. Oczywiście dla Matta nie będzie problemem zapłacenie za nocleg piątki przyjaciół, bo jak sam stwierdził, ceny są wyjątkowo niskie. Pewnie i tak będą się upierać, że oddadzą mu pieniądze, bo to godziłoby w ich dumę. A przynajmniej Matt tak uważa. Tak więc siedzimy na łóżku i ślęczymy nad laptopem.

-Nie widzę potrzeby dłuższego roztrząsania tej kwestii - stwierdzam.

-Powinienem do nich zadzwonić i ich uprzedzić.

-Wiesz, w sumie mógłbyś zapytać Christine, czy zgodziłaby się na dwóch, wtedy tylko trzech musiałoby mieszać w hotelu.

Naszą rozmowę przerywa dźwięk przychodzącego połączenia. Matt wyjmuje telefon z tylnej kieszeni spodni i spogląda na mnie przepraszająco.

-Idź. - Przewracam oczami i klepię go w ramię.

Blondyn wstaje i odchodzi do okna, a następnie odbiera.

-Tak? - mówi rzeczowym tonem do telefonu.

Przechadza się tam i z powrotem, a kiedy mówi, energicznie gestykuluje. Słyszę tylko strzępki rozmowy i nie mam pojęcia o co chodzi.

Odrywam wzrok od Matta i przenoszę go na materac. Z kieszeni chłopaka wysypały się jakieś ulotki i karteczki. Ostrożnie biorę je do ręki i czytam, co na nich jest napisane. Jedna z kartek to ulotka jakiejś pizzerii. Dziwi mnie, że Matt najwyraźniej się z nią nie rozstaje, nawet kiedy jest w zupełnie innym mieście, na drugim końcu kraju. Lub o niej zapomniał, co w sumie jest bardziej prawdopodobne.

Jest tam też maleńki skrawek papieru, na którym widnieje jakiś numer. Odkładam go na bok i przyglądam się kolejnej karteczce. Jest to najwyraźniej lista zakupów, nic specjalnego. Kładę ją na wcześniejsze miejsce, ale zahaczam o nią palcem i odwraca się na drugą stronę. Z zaciekawieniem analizuję ciąg cyfr i liter, ale zupełnie nie mam pojęcia, co to takiego. Zauważam, że kartkę można otworzyć, ale w środku jest dokładnie taki sam szyfr. Przepisuję go na oddzielną kartkę i wracam do skrawka papieru z numerem telefonu. Jego także przepisuję, a następnie odkładam wszystko na swoje miejsce. Nie wiem po co to robiłam, chyba żeby po prostu zająć się czymś w międzyczasie. Nie było to raczej nic osobistego, więc nie mam powodów żeby czuć się przez to głupio. I tak nic z tego nie zrozumiałam.

Odwracam się dokładnie w momencie, gdy Matt kończy rozmawiać.

-I co? - pytam zaciekawiona.

-Jednak przyjedzie ich trochę więcej niż pięciu. - Mówi to mimochodem, jakby nie miało żadnego znaczenia, z nadzieją, że nie zwrócę na to uwagi.

-Że jak?!

Idzie w moją stronę, a przynajmniej na początku. Za chwilę skręca w stronę drzwi.

-Chloe, pogadamy później - rzuca w moją stronę zanim jego ręka dotyka klamki. Unika mojego wzroku, czuję, że coś ukrywa.

-Zaczekaj! - Gestem ręki wołam go do siebie, z zamiarem oddania mu ulotek.

Matt najwyraźniej odbiera to inaczej, a przynajmniej udaje, bo pochyla się nade mną i całuje w policzek, zanim zdążę jakkolwiek zareagować. Mrugam kilkakrotnie i biorę gwałtowny wdech.

-Co to było? - Unoszę brwi wysoko. To jedyne, co jestem w stanie z siebie wydobyć. Niech nie myśli, że jestem łatwa. - To, że nazywasz się Matthew Espinosa, nie znaczy że możesz sobie pozwalać.

Staram się ukryć rozbawienie w moim głosie. Jestem pewna, że słyszy, jak głośno bije teraz moje serce.

-Ale - zaczyna - musisz przyznać, że ci się to spodobało.

Different | Matthew Espinosa & Cameron Dallas Where stories live. Discover now