K3, rozdział 23

3.2K 325 59
                                    

Mama wywiązała się z zadania. Wypłaciła wszystkie pieniądze, jakie uzbierałam na studia i kupiła potrzebne mi łóżko. Do domu przetransportowali mnie po tygodniu. Tygodniu upokorzeń leżąc bez ruchu i załatwiając się do basenu.
Mój nastrój poprawiał się tylko wtedy, kiedy odwiedzała mnie Meg. Resztę czasu gapiłam się w sufit płacząc.
Najgorsze było to, że sama byłam sobie winna. Sama wbiegłam prosto pod koła. Na szczęście kierowcy nic się nie stało. I nikt więcej nie ucierpiał przez moją głupotę. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby było inaczej.
Oczywiście Meg była jedyną osobą, która mnie odwiedzała w szpitalu. Kategorycznie zabroniłam wpuszczać pielęgniarce kogoś innego. No chyba, że był to Jacob. Dla niego robiłam małe wyjątki. Zresztą, umiał mnie dobrze przekupić. Zdawał nam męskie ploteczki i przynosił czekoladę. Warto było pokazać się w takim stanie za kawałek czekolady, prawda?
Bałam się więc powrotu do domu. Nie byłam pewna czy mama będzie równie umiejętnie odganiać Jareda i Vincenta. Nie wspominając o Alexie i jego bracie.
Mój młody lekarz obiecał, że zajrzy do mnie na dniach. Był cholernie miły i to mnie wkurzało. Chciałam, wręcz pragnęłam, żeby ktoś na mnie nakrzyczał. W końcu wybiegając na ulicę postąpiłam bardzo głupio, ale oni wszyscy obchodzili się ze mną, jak z jajkiem. Miałam ochotę wrzeszczeć i wyrywać sobie włosy z bezsilności, a to był dopiero początek.
Łóżko w moim pokoju zostało zastąpione nowym, szpitalnym. Dostosowanym do tego typu złamań. Nie miałam gipsu, miałam po prostu leżeć bez ruchu i modlić się, żeby wszystko było dobrze. I szczerze mówiąc robiłam to bardzo często. Gdzieś między podziwianiem sufitu, a płakaniem. Nie chciałam zostać przywiązana do łóżka do końca życia.
Tak właśnie mijał mi czas. Pogrążałam się w swojej rozpaczy nie chcąc widzieć nikogo. Wszystko runęło. Stałam się wrakiem człowieka i nie mógł mnie nikt widzieć w takim stanie. Nikt poza Megan. Nawet Jacob sprawiał, że miałam ochotę zniknąć. Chociaż jego akurat dużo lepiej znosiłam, niż wizyty pielęgniarki, którą wynajęła mama.
Rozejrzałam się po pokoju. Poza zamianą łóżka, wyglądał zupełnie tak, jak wcześniej. Jakby nie leżała w nim teraz chora osoba. Jakby nic złego się nie stało.
Usłyszałam ciche pukanie.
-Mogę? - Głos kobiety wreszcie wrócił do normy.
-Tak. - Mruknęłam.
Cóż, jeśli było coś dobrego w moim wypadku to fakt, że postawił on mamę na nogi. Nie piła od dnia, kiedy znalazłam się w szpitalu. Nawet teraz zaskoczyła mnie swoim eleganckim wyglądem.
-I jak? - Zapytała okręcając się dookoła własnej osi.
Przyglądałam się jej ołówkowej spódnicy i białej, koronkowej koszuli. Całość dopełniały czarne buty na obcasie.
-Fajnie. - Przyznałam. - Gdzie idziesz?
-Mam rozmowę w sprawie pracy.
Zamknęłam oczy.
-Wywalili cię z poprzedniej? - Zapytałam, ale szczerze mówiąc nie czułam nic. Wcześniej się tym zamartwiałam i pewnie, gdyby tak się stało zapłakałabym się na śmierć. Teraz? Teraz nie umiałam wykrzesać z siebie żadnych głębszych emocji.
Przeszło mi przez głowę, że byłyśmy w takim razie w czarnej dupie, ale nic więcej. Wypaliłam się.
-Nie. - Uśmiechnęła się. - Szukam czegoś lepiej płatnego, może się uda. Pielęgniarka kosztuje.
-Nie wiem po co nam ona.
Westchnęła.
-Nie chciałaś zostać w szpitalu, a ja nie mogę rzucić pracy, żeby się tobą zajmować. Ktoś musi pracować.
-Sama się sobą zajmę. - Warknęłam. - Zawsze tak było.
-Przepraszam. - Wyszeptała. - Może nasza sąsiadka ma rację?
Poczułam, że zalewa mnie złość.
-To znaczy?
-To moja wina. - Powiedziała łamiącym się głosem, wskazując na mnie.
No dobra było coś bardziej wkurzającego, niż moje przykucie do łóżka. Płacz mamy. Działał na mnie, jak płachta na byka.
-Przestań do cholery jasnej! - Wydarłam się. - Idź sobie! Pieprzysz takie głupoty, że nie mogę na ciebie patrzeć!
Złość rozsadzała mi klatkę piersiową. I właśnie to był mój główny problem. Byłam wściekła i nie miałam, jak tego rozładować. Mogłam tylko krzyczeć i wyzywać. Nie miałam, jak inaczej pozbyć się wściekłości na samą sobie, a matka tylko pogarszała mój stan. To nie była jej wina i szlag mnie trafiał, kiedy zaczynała obwiniać siebie.
-Sama się nie załatwisz. - Wytknęła mi.
Obróciłam głowę w bok udając, że jej nie słucham.
-Ktoś musi być z tobą. - Mruknęła. - Powinnaś zacząć uzupełniać zadania ze szkoły, żebyś nie miała problemów, kiedy staniesz na nogi i wrócisz do...
-Przestań. - Przerwałam jej. - Proszę cię nie rób mi tego. Nie karm mnie nadzieją, która może okazać się niczym, bo tego nie przeżyję.
-Więc lepiej trwać w rozpaczy? - Zapytała i wyszła, trzaskając drzwiami.
Z moich oczu pociekły pierwsze łzy. Nie chciałam być dla niej taka wredna, ale sami zrozumcie człowiek leżący całe dnie i noce w łóżku traci umiejętność komunikacji z innymi. Jest nabuzowany złością i pała nienawiścią do siebie. Siebie i innych. Przynajmniej ja właśnie tak reagowałam na całą tę sytuację. Poza tym nie przywykłam do tego, że to mama się mną zajmuje. Zawsze było na odwrót. Wiem, powinnam się cieszyć z tego, ale byłam w tak złym stanie, że nie potrafiłam inaczej.
Usłyszałam trzask drzwi wyjściowych i odruchowo spojrzałam na okno. Miałam ochotę podbiec i zerknąć przez szybę, w którą stronę idzie, ale to było niemożliwe.
Ktoś zapukał cicho do drzwi.
Przerażona wstrzymałam oddech. Bałam się tego, kogo mogę zobaczyć, ale tej osoby nie spodziewałam się ani trochę.
-Tato. - Mruknęłam, gapiąc się na siwiejącego mężczyznę z trzydniowym zarostem, w koszulce polo i spranych, modnych jeansach. Oczywiście na lewym nadgarstku miał złoty zegarek, który dostał od swojego ojca w prezencie ślubnym, gdy żenił się z moją mamę. Miał go również w dniu, w którym spakował wszystkie swoje rzeczy i poszedł do młodziutkiej kochanki. Widocznie jego nowa dziewczyna nie miałam nic przeciwko temu, żeby nosił rzeczy przypominające mu byłą żonę.
-Wyglądasz...
-Jak tu wszedłeś? - Nie dałam mu skończyć.
-Wciąż mam klucze.
-Wyjdź stąd, zanim wróci mama! - Rozkazałam, ale on widocznie nie brał mnie na poważnie, bo usiadł na krześle. - Wyjdź, zanim znów zniszczysz nam życie.
-Przesadzasz Gabi. - Powiedział spokojnym tonem. Miałam ochotę go uderzyć. Zacisnęłam dłonie nie pościeli.
-Gdybym mogła chodzić, sama wypchnęłabym cię za drzwi. - Włożyłam w to zdanie tyle jadu ile tylko przez te lata jego nieobecności potrafiłam zebrać. I wyraźnie go tym zaskoczyłam.
-Twoja mama wie, że tu jestem. - Zaczął. - Prosiła mnie, żebym z tobą porozmawiał.
-Porozmawiał? - Prychnęłam. - Nie, dzięki.
-Kiedyś nie byłaś taka wyrachowana. Źle traktujesz mamę.
-Ja!? - Tym razem straciłam nad sobą kontrolę! - Do jasnej cholery ja!? To ty ją porzuciłeś! I nigdy ci nie wybaczę tego, co przez ciebie przeszliśmy! Nigdy! - Miałam się nie denerwować. Wiem, ale sami powiedzcie czy was nie trafiłby szlag, gdyby taki dupek dawał wam rady i mówił, jak macie się zachowywać? Właśnie. Trafiłby!
-Uspokój się.
-Wynoś się stąd! Nigdy więcej nie chcę cię widzieć! - Cieszyłam się, że chociaż gardło mam zdrowę, bo w tej chwili wrzaski były moją jedyną ochroną.
Nagle bez jakiegokolwiek ostrzeżenia drzwi od pokoju uchyliły się i stanął w nich Alex.
Z przerażeniem zakryłam sobie twarz poduszką.
-Chyba prosiła, żeby Pan wyszedł. - Jego głos nie znosił sprzeciwu.
-Słucham!? - Tato wyraźnie się oburzył.
-Mam Pana wyprowadzić siłą czy wyjdzie Pan sam?
Moje serce zgubiło rytm.
Zerknęłam na chłopak zza poduszki, chcąc się upewnić czy nie żartuje. Na jego wciąż tak boleśnie pięknej twarzy odmalowała się wściekłość.
Zdecydowanie nie żartował.
Ojciec spojrzał na mnie, a potem znów na niego.
-Przyjdę później! - Oświadczył i nie mówiąc nic więcej po prostu sobie wyszedł.
Pragnęłam, żeby Alex zrobił to samo. Zakryłam się znów poduszką.
Między nami panowała cisza.
Korciło mnie, żeby sprawdzić czy czasem sobie nie poszedł, ale mimo, że tego chciałam bałam się rozczarowania. Bałam się, że poszedł naprawdę. Bo jeśli chciałam być ze sobą szczera to był jedyną osobą, która od dawna obudziła we mnie jakieś dobre emocje. Na przykład moje serce biło, jak szalone, a policzki rumieniły się na samą myśl o tym, że jest blisko.
Zaryzykowałam.
Przecież nie miałam już nic do stracenia.
-Co tutaj robisz?
-Rozmawiałem z twoją mamą przed domem, kiedy usłyszeliśmy twój krzyk. - Jego głos dochodził gdzieś z boku. Usłyszałam, jak podwija roletę. - Kazałem jej zostać, ale to chyba nie był dobry pomysł.
Poddałam się.
Odłożyłam poduszkę.
Musiałam zobaczyć jego twarz.
Stał do mnie tyłem gapiąc się w okno.
-Dlaczego? - Mój głos był tak cichy, że przez chwilę zastanawiałam się czy w ogóle mnie usłyszał, ale potem obrócił się w moją stronę i odpowiedział.
-Bo właśnie obgaduje nas z moją mamą.
-Naprawdę? - Uniosłam brwi udając, że nie widzę jego zbolałej miny. Wiedziałam, że przerażają go zadrapania na mojej twarzy, ale szczerze mówiąc miał szczęście, że nie widział mnie jeszcze tydzień temu. Teraz chociaż zeszła opuchlizna.
-Naprawdę.
Westchnęłam.
-Chciałabym to zobaczyć.
W jego oku zamigotał wesoły błysk. Sięgnął do kieszeni, a potem znów odwracając się w stronę okna, zrobił zdjęcie.
Chwilę później podszedł bliżej, aby mi je pokazać.
Owiał mnie znajomy zapach cytrusów. Jego żel pod prysznic.
Całe moje ciało przeszedł dreszcz. Wciąż na mnie działał.
Zerknęłam w ekran.
Przed domem na chodniku stała moją mama z tą samą kobietą, która wybiegła pewnej nocy za Alexem.
Spojrzałam na chłopaka.
-Co właściwie się stało?
Uniósł brwi.
-Kiedy?
-Po tym, jak straciłam przytomność. Mój lekarz mówił, że miałam dużo szczęścia.
Uśmiechnął się.
-Bo miałaś. - Przyznał. - To mój przyrodni brat prowadził twoje leczenie.
____________
Tam taaa daaaan! Kolejny! Ah wasze komy czynią cuda! Mam tyle dzięki Wam weny, że hoho! 😎 dziękuję!

Chłopiec Ze Snów ✔Where stories live. Discover now