K2, rozdział 12

3.3K 307 67
                                    

Księga 2; Rzeczywistość.
Rozdział 12.

Otworzyłam oczy i przez moment leżałam nieruchomo czekając, aż Alex weźmie mnie w ramiona. Nic jednak takiego się nie stało.
Poczułam mdłości.
Podniosłam ostrożnie do góry dłoń i dotknęłam swojej twarzy.
To wciąż musiał być sen. Na pewno to był sen. Pewnie w końcu Alex przyśnił mi się w moim pokoju.
Na dole trzasnęły drzwi, ale ja wciąż leżała, gapiąc się w sufit i czekając. Z każdą minutą moje serce zaczynało bić coraz bardziej i miałam wrażenie, że dostanę zawału.
-Alex? - Zapytałam ze strachem bojąc się, że odpowie mi cisza.
Odpowiedziała.
Zamrugałam kilka razy, ale wciąż leżałam w pokoju bez niego.
Uszczypnęłam się nawet w ramię kilka razy, ale to wciąż nie pomogło.
Byłam pewna, że zasnęłam, ale dlaczego nie pamiętałam, żeby śnił mi się Alex? Bo śnił mi się prawda?
Poczułam, jak coś ściska mi gardło.
-Alex? - Powtórzyłam tym razem z rozpaczą w głosie.
Nie było go.
Usiadłam, rozglądając się po pokoju. Próbowałam oddychać, brałam rozpaczliwie głębokie wdechy, ale powietrze, jakby miało mnie w dupie i w ogóle nie dochodziło do moich płuc.
A może tylko mi się wydawało, że oddycham?
Zaczęłam się dusić.
Pochyliłam w przód, głośno kaszląc i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wcześniej wstrzymywałam powietrze. To tylko moja wyobraźnia stworzyła nierealny obraz oddychania.
Bolała mnie okropnie głowa i miałam wrażenie, że wypluję zaraz płuca.
Do moich oczy napłynęły łzy.
Uszczypnęłam się jeszcze raz.
Nic z tego.
Alex zniknął. Przepadł. Nie przyśnił mi się.
Panika zalała całe moje ciało. Dłonie zaczęły się trząś, a łzy leciały dosłownie, jak woda w kranie odkręcona na maksa.
To niemożliwe.
Niemożliwe.
Mój umysł nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
Chciałam zwlec się z łóżka, właściwie nie wiem po co, ale chciałam. Stanęłam na drżących nogach, a sekundę później już leżałam na ziemi.
Miałam wrażenie, że serce pęknie mi z rozpaczy. Nie mogłam żyć bez niego, nie mogłam.
Musiałam...
Musiałam.
Meg. Musiałam zadzwonić po Meg.
Uniosłam się na rękach do pozycji siedzącej. Pierwszy szok minął i wracały mi siły.
Złapałam za telefon i drżącą dłonią wybrałam numer przyjaciółmi. Odebrała niemal od razu.
-Chwilę się spóźnimy, więc... - Zaczęła od razu trajkotać. - I to wcale nie moja wina. Jared...
-Nie ma go. - Wyszeptałam w słuchawkę, wchodząc dziewczynie w słowo.
-Co? - Urwała.
-Zniknął. - Dodałam przerażonym głosem.
-Gabi, nie rozumiem. Kogo nie ma?
-Alex. - Wydukałam, przełykając słone łzy. - Alex zniknął.
Nie musiałam dodawać nic więcej. Zielonooka pojawiła się w moim domu parę minut później.
Zdążyłam wziąć się na tyle w garść, że przestałam płakać, ale wciąż trzęsły mi się ręce, a serce za cholerę nie chciało zwolnić swojego szaleńczego biegu. Bankowo, gdyby to były jakieś zawody to wygrałoby jakiś pieprzony maraton.
Chodziłam po salonie w tę i z powrotem, a zielonooka gapiła się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Nie przyśnił ci się?
-Nie. - Krzyknęłam, chowając twarz w dłonie. - Nie wiem, co mam robić. On nie mógł od tak zniknąć.
-Może...
-Nie przeżyje tego! Nie dam rady - Zatrzymałam się nie dając jej dojść do słowa. - To dla mnie za wiele.
Przez moment walczyłyśmy ze sobą na spojrzenia. Przegrałam.
Do moich oczu napłynęły łzy i znów się rozkleiłam.
-Gabi. - Meg wstała, obejmując mnie ramieniem. - Daj sobie na wstrzymanie.
-Co? - Zaskoczyła mnie.
-Może to jednorazowe? Może dziś wieczorem położysz się spać, a on tam będzie?
Zamrugałam.
-Tak myślisz? - Zapytałam, chociaż nie byłam do tego przekonana.
-Nie ma co od razu panikować. - Zapewniła. - Może był gdzieś i nie poszedł spać w ogóle.
-Przecież wykluczyłyśmy jego prawdziwe istnienie.
-Nie możemy być pewni na sto procent.
Wzięłam głęboki oddech.
-Nie możemy. - Przyznałam, ale wciąż czułam niepokój.
-Usiądź. - Poprowadziła mnie do sofy. - Zrobimy sobie wagary. Wstawię wodę na herbatę, co?
Pokiwałam głową.
-Ale co, jeśli znów mi się nie przyśni?
-Podejmiemy poszukiwania na nowo. - Uśmiechnęła się.
-Okej. - Zgodziłam się, bo przecież pamiętacie, co mówiłam o nadziei? Umierała zawsze ostatnia czy tego chcieliśmy, czy nie. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z jej obecności, póki nie wyparuje, jak dym z komina.
***
Czas mi się dłużył. Meg została ze mną i dzielnie starała się zajmować mi czymś myśli, ale i tak mój wzrok, co chwilę biegł w stronę zegara. A ja, z każdą godziną robiłam się coraz bardziej niespokojna.
-Mówiłam, że ten aktor to ciacho? - Zachwycała się, a kiedy dotarło do niej, że nie podzielam jej zdania, zupełnie, jak byśmy miały po pięć lat, zaczęła okładać mnie poduszkami. Oczywiście musiałam się bronić.
Oglądałyśmy telewizję. Ćwiczyłyśmy pupę, a nawet jogę. Grałyśmy w karty i czytałyśmy na podziały "Romeo i Julię" Szekspira, a czas wciąż leciał dla mnie za wolno.
Po południu Meg zabrała mnie do kuchni i obie zabrałyśmy się za robienie obiadu. Miałam tylko nadzieję, że mama doceni nasze starania i będzie trzeźwa.
Tak, tak. Znów ta nadzieja. Widzicie?
Niestety przed piętnastą Meg, musiała jechać do domu. I kiedy tylko poszła miałam ochotę łyknąć tabelki nasenne. Bez niej dom wydawał się zbyt pusty i zbyt cichy. Niestety czekała mnie jeszcze dziś praca.
Matka wróciła chwilę przed moim wyjściem. Nie była jeszcze pijana, ale kiedy zobaczyłam, jak z torby wyjmuje wino uznałam, że to tylko kwestia czasu.
-Idziesz do pracy? - Zapytała, siadając na krześle, aby ściągać buty.
-Tak. W lodówce masz obiad. - Rzuciłam. - Odgrzej sobie.
-Dzięki.
Obróciłam się do niej plecami i już kładłam dłoń na klamce, kiedy zatrzymały mnie jej słowa.
-Będziemy miały nowego sąsiada. - Powiedziała. - Miły chłopak. Pomógł mi przesunąć kosz.
Zamknęłam na sekundę oczy.
-Nie pij dziś, dobra? - Poprosiłam.
-Tylko lampkę wina. - Oświadczyła i ruszyła do kuchni.
Jasne.
Otworzyłam drzwi i bez rozglądania się, wybiegłam na chodnik, aby być tylko, jak najdalej od domu.
***
Kiedy tylko znalazłam się za barem, włączyłam ekspres do kawy i zawinęłam sobie dookoła talii fartuszek. Jacob pojawił się chwilę później. Rozłożył na blacie książki i uśmiechając się do mnie, zamówił kawałek ciasta.
-Nie było was w szkole. - Zauważył, kiedy podałam mu talerzyk z jego zamówieniem.
-Miałyśmy dziś babski dzień.
Uniósł brwi.
-Cholera, laski to mają dobrze.
Uśmiechnęłam się, ale widząc jego minę zrozumiałam, że raczej wyszedł z tego grymas.
-Co jest?
Wzruszyłam ramionami.
-Jeszcze nie wiem. - Przyznałam.
Zmrużył oczy.
-Chodzi o twoją mamę?
-O Alexa. - Mruknęłam czując, jak drży mi głos. Nie mogłam teraz płakać. Nie mogłam. - Muszę zająć się pracą. - Dodałam i zabierając notes, ruszyłam w stronę klientów.
Oczywiście mój przyjaciel nie odpuszczał. Zapytał mnie jeszcze co najmniej trzy razy, czy Alex mi coś zrobił, a kiedy upewnił się, że nie działa mi się żadna fizyczna krzywda, zaczął zapewniać mnie, że zawsze mogę na niego liczyć.
Nie musiał tego robić. Wiedziałam to, ale pozwoliłam mu mówić.
Znów odprowadził mnie po pracy do domu, a kiedy tylko weszłam do środka pierwszy raz poczułam ulgę, że matka śpi pijana. W końcu nie musiałam się nią zajmować. Czekać, aż zaśnie, albo zbierać ją z podłogi.
Nawet nie zjadłam kolacji.
Od razu pobiegłam do pokoju i pełna niepokój położyłam się na łóżku. Tak, jak byłam ubrana. Nie miałam siły się przebrać. Chciałam już tylko zasnąć i upewnić się, że Alex wciąż tam jest.
_____________
Drama Time ;D. Chociaż ta książka ma jej już meeeega wiele. Buziaki!

Chłopiec Ze Snów ✔Where stories live. Discover now