K1, rozdział 1

6.3K 366 67
                                    

Księga 1; Sny.
Rozdział 1.

Rok później;

Przychodził do mnie każdej nocy, ale nie w sposób, o którym myślicie. Nie wchodził oknem, ukrywając się przed rodzicami, ani nie wpuszczałam go drzwiami. Po prostu zamykałam oczy, a on pojawiał się w moich snach. Ta noc nie była wyjątkiem, niestety trwała zbyt krótko.
Otworzyłam z niezadowoleniem oczy, wracając do rzeczywistości. Do życia, które ani trochę mnie nie rozpieszczało.
Możecie powiedzieć, zapytaj go o numer, adres! Jedź do niego i rzuć to wszystko w cholerę, ale to nie było takie proste.
Gdy tylko zaczynaliśmy poruszać temat naszego zamieszkania czy innych rzeczy, które mógłby pomóc nam odnaleźć się w tym wielkim świecie - sen się po prostu urywał. Wyrzucało mnie i nie ważne, czy spałam pięć minut czy całą wieczność, to było tak, jakby jakaś niewidzialna siła nie chciała dopuścić do naszego spotkania. Ale co ja się dziwiłam? Ta historia też wcale nie była normalna.
Jak, co rano usłyszałam trzask drzwi. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podchodząc do okna, odsunęłam roletę.
Poranne promienie słońca niemal od razu wpadły do pokoju, na chwilę mnie oślepiając. Pod zamkniętymi powiekami majaczyły wciąż wyraźne wspomnienia dzisiejszego snu. Na samą myśl o chłopaku, uśmiech wkradał się na moje warga, ale nie miałam czasu tego rozpamiętywać. Byłam tutaj. Nie tam, z nim. Nie mogłam pozwolić sobie na błędy.
Otworzyłam okno. Chłodny wiatr uderzył w moją twarz, a chwilę później, niczym psotnik potargał mi włosy. Zupełnie tak, jakby nie były jeszcze dość mocno splątane po nocy.
Rozglądając się, w końcu dostrzegłam to, czego szukałam. Szła chodnikiem. Cieszyłam się, że mama wciąż miała pracę, ale za każdym razem, kiedy wychodziła z domu modliłam się, aby tym razem wróciła w lepszym stanie, niż zazwyczaj.
Może uda się tym razem?
Westchnęłam, odwracając się tyłem do okna, po czym podchodząc do regału, stanęłam na palcach, aby sięgnąć z góry witaminy.
Następnie zlokalizowałam pod łóżkiem butelkę wody mineralnej i odkręcając ją, popiłam kolorowe pigułki.
Nie, nie musicie się martwić. Nie byłam jakoś specjalnie chora. Miałam po prostu niedobór witaminy B12 i żelaza. Nic strasznego.
Odszukałam w szafie czegoś do ubrania, po czym ostatni raz zerkając w stronę okna, na pusty dom na przeciwko - wyszłam z pokoju.
Udałam się prosto do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, ubrałam się i odrobinę umalowałam. Odrobinę nie dlatego, że nie lubiłam się malować. Ja po prostu nie umiałam tego robić. Megan, moja przyjaciółka starała się wszystko mi wyjaśnić, ale nic z tego. Każda jej wskazówka wlatywała mi jednym uchem, a wylatywała drugim.
Zabrałam z kuchni jabłko na drogę i zarzucając na ramię plecak, wyszłam przed dom.
Dosłownie chwilę po tym, jak przekręciłam w drzwiach zamek, na ulicy zatrzymał się samochód Jareda, brata mojej przyjaciółki.
Ruszyłam przez podwórko.
Brakowało tu męskiej ręki i zdecydowanie przydałoby się skosić trawę. Kiedyś mama płaciła za to chłopakowi z sąsiedztwa, ale potem straciła kontrolę i właściwie już mało co, ją interesowało. Tato zniszczył te pewną siebie, piękną kobietę.
Podeszłam bliżej samochodu, od razu dostrzegając, siedzącą na tyle Meg. Na mój widok dziewczyna niemal skakała z radości. Wiedziałam, że kiedy tylko zostaniemy same zaleje mnie falą pytań. Uwielbiała słuchać o mnie i moich chłopaku, chociaż tylko o nim śniłam.
Początkowo ukrywałam przed przyjaciółką jego istnienie. Bałam się, że weźmie mnie za wariatkę, ale kiedy opowiedziałam jej o wciąż, powracającym w moich snach chłopaku, uwierzyła od razu. Prowadziła też prawie przez pół roku badania nad naszym sennym związkiem. Zapisywała mi na kartkach pytania do niego i nawet raz przesiedziała u mnie całą noc, chcąc sprawdzić, co dzieję się ze mną podczas snu.
Jak możecie się domyślać nic z tego nie wynikało, ponieważ z mojej przyjaciół nie była żadna Pani naukowiec.
Tak więc ani my, a oni chłopiec ze snów, jak miałyśmy w zwyczaju go nazywać - nie znaliśmy odpowiedzi na to, skąd się wziął i czemu śni mi się, co noc. Przyjęliśmy więc, że tak już po prostu jest i żyliśmy z tym każdego dnia.
Złapałam za klamkę i uśmiechając się do dziewczyny, zajęłam swoje stałe miejsce na tyłach samochodu jej brata.
Moja przyjaciółka miała wielkie zielone oczy i obcięte do ramion brązowe włosy, w których zupełnie, tak samo, jak u jej brata, dało wychwycić się rudawe pasma.
Zamknęłam za sobą drzwi, aby Jared mógł ruszyć.
Do szkoły jeździliśmy zawsze we czwórkę. Tego dnia również. Nie zdziwiło mnie więc ani trochę, gdy między zagłówkami przednich foteli ukazała się blond czupryna. Szare oczy chłopaka skanowały moją twarz, a jego pełne, czerwone wargi uniosły się ku górze.
Vincent był najlepszym przyjacielem Jareda. I kiedyś naprawdę mi się podobał, ale potem zaczęłam miewać sny o Alex'ie i wszystko się zmieniło.
-Cześć Gabi. - Rzucił posyłając mi jeden z tych uśmiechów, po którym większości dziewczyn przyspieszał puls.
Och cholera!
Okej. Może już mi się nie podobał tak bardzo, jak kiedyś, ale to nie znaczyło wcale, że przestał mnie onieśmielać. Vin'c, a właściwie Vincent Matthew (o ironio!) King był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w naszej szkole.
Uśmiechnęłam się.
- Hej.
Sekundę później Jared westchnął teatralnie, i jak co rano, wyjął z kieszeni kilka drobnych i dał je blondynowi.
Zmarszczyłam brwi.
O co im z tym do cholery chodziło?
Zerknęłam na Meg. Chichotała, ukrywając twarz we włosach.
Rzuciłam jej oburzone spojrzenie. Już ona dobrze wiedziała dlaczego tak robią, ale jak do tej pory, nie raczyła mi tego wyjaśnić.
Oczywiście nic nie robiła sobie z mojej złości. Przewróciła oczami, a jej brat odpalił silnik.
- Słuchaj Gabi. - Zaczęła. - Starsze klasy robią pod koniec tygodnia domówkę.
Uniosłam w górę brwi, ani trochę nie rozumiejąc do czego, tak właściwie zmierza.
- Dostałam dwa zaproszenia. - Podpowiedziała.
Prychnęłam.
- Dostałaś czy ubłagałaś Jareda?
Wydęła wargi.
- Czy to ważne?
Pokręciłam z rozbawieniem głową. Była niemożliwa.
- Chcesz iść? - Zapytałam, a potem dotarło do mnie, że znam odpowiedź. To była TA domówka. Jedyna impreza, na którą zdecydowanie chciała iść.
Dlaczego jedyna?
Na ogół Meg nie przepadała za znajomymi swojego brata, ale na tej akurat zabawie miał być chłopak, który strasznie jej się podobał. Od pewnego czasu czułam, że coś się święci.
- Tak. - Pokiwała głową. - Postanowiłam, że czas zaszaleć.
Jared wybuchnął śmiechem.
- Po jednej imprezie nie staniesz się imprezowiczką, Meg. - Rzucił. - Przyznaj, że z was nudziary.
Pokazała mu język.
- Nic o nas nie wiesz bracie!
Chłopak pochylił się do siedzącego obok kolegi, udając, że szepcze.
- No tak! - Powiedział. - Zapomniałem o bitwach na poduszki.
Vincent zaczął się śmiać.
Przewróciłam oczami, natrafiając w lusterku na wzrok Jareda, a następnie wzięłam głęboki wdech, dobrze wiedząc o czym myśli.
Kiedyś, podczas jednej z takich bitew, gdy byliśmy dużo młodsi pocałował mnie. I nie mam na myśli buziaka w policzek. Był pierwszym chłopakiem, z którym tak naprawdę się całowałam i mój głupi umysł nie chciał o tym zapomnieć.
Odwróciłam się w stronę szyby.
Drań złamał mi serce. Całowaliśmy się jeszcze trzy razy, a potem powiedział mi po prostu, że nie jestem w jego typie.
Wiem, byliśmy dziećmi, ale i tak zachował się, jak ostatni dupek.
- Przyjdzie. - Rzucił wreszcie. - Tylko nie zróbcie obciachu, bo osobiście was wywalę. - Pogroził.
- Nie możesz skoro to nie twoja impreza! - Oburzyła się Meg. - Poza tyn czy ja, kiedykolwiek narobiłam ci obciachu?
Vincent zaczął się śmiać, a Jared popatrzył na siostrę, jakby ta mówiła w innym języku.
Pokręciłam głową.
Przesadzali.
Pełna optymizmu, zerknęłam na przyjaciółkę. Mogło być fajnie.
- Zapytam dziś mamy i dam ci znać, dobra?
- Super! - Wykrzyknęła, ściskając mnie za szyję. - Nudziary wychodzą z domu!
Skrzywiłam się, a rozbawiony Vin'c schował twarz w dłonie.
Nagle brat Meg wcisnął hamulec, wyrzucając z siebie ciche przekleństwo.
Poleciałam w przód. Na szczęście w porę zasłoniłam twarz dłońmi, ratując ją przed bliskim spotkaniem z zagłówkiem przedniego fotela.
Chłopak spojrzał na siostrę, próbując zabić ją wzrokiem.
- Powiedz tak jeszcze raz, a zamknę cię w piwnicy i nigdzie nie pójdziesz. - Powiedział ostro, ale moja przyjaciółka nic sobie z tego nie robiła.
Pokazała mu język i zanim się połapałam wysiadła, zostawiając mnie w samym środku pola bitwy.
Wściekłe spojrzenie chłopaka powędrowało w moją stronę.
Cholera.
Otworzyłam szeroko usta, chcąc złagodzić sytuację, ale zaraz je zamknęłam nie bardzo wiedząc, co miałabym powiedzieć.
Złapałam więc za klamkę i nie mówić ani słowa, wysiadłam.
Meg czekała na mnie kawałek dalej.
- Jutro jedziemy autobusem! - Oświadczyłam, podchodząc bliżej.
- Nie bój się. - Uśmiechnęła się. - Mój brat nie gryzie.
- Akurat! - Mruknęłam, mając w pamięci nie wyraźne wspomnienie z naszego dzieciństwa. To musiał być jeden z tych weekendów, kiedy nocowałam u Meg. Byłam niemal pewna, że Jared ugryzł mnie przynajmniej raz.
- No dobra. - Klasnęła w dłonie, rozglądając się, czy nikt nas nie podsłuchuje. - Nie mogłam się doczekać, aż zostaniemy same. To już rok! - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Jak minęła noc? Gdzie wylądowaliście tym razem? Świętowaliście? Musisz mi wszystko opowiedzieć! Szkoda, że nie mogę zobaczyć go na żywo! Twoje rysunki są świetne, ale jestem pewna, że w rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej, a....
I tak było każdego dnia.
Jak mówiłam Meg uwielbiała słuchać o moich snach, a ja uwielbiałam jej o nich opowiadać. Próbowałam też narysować jej Alex'a, ale miała rację. Rysunek wcale nie oddawał należycie jego urody.
Zarumieniłam się, przypominając sobie, jak chłopak całował mnie w szyję, a potem pchnęłam drzwi i obie w jednej momencie zapomniałyśmy, o czym rozmawiałyśmy chwilę wcześniej.
Stanęłam, jak wryta w ziemię.
- O cholera. - Mruknęła Meg, rozglądać się dookoła.
- Cholera to za mało. - Szepnęłam, widząc dosłownie wszędzie porozwieszane czerwone kartki. Nie było ucznia, który nie trzymałby, chociaż jednej w dłoni.
Chłopak wchodzący za mną, pchnął mnie do przodu, warcząc coś o tym, że nie stoi się w przejściu. Ruszyłam, więc za przyjaciółką.
Chwilę później stanęłyśmy przed tablicą korkową, czytając zapisany na czerwonym papierze, czarną czcionką napis.
To były zaproszenia.
Zaproszenia na imprezę, na którą chciała iść Meg.
- Chyba... - Zaczęła cicho. - Szykuje się największa domówka w historii naszego miasta.
Przełknęłam ślinę.
- Zaprosili wszystkie trzecie i czwarte klasy?
Spojrzała na mnie z przerażeniem tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami, a potem obie kolejny raz rozejrzałyśmy się dookoła po rozgorączkowanym tłumie.
_______________
No i mamy pierwszy! ❤
W tej książce będę w mediach przy każdym rozdziale dodawała jakąś piosenkę. Nie będzie to piosenka dotycząca rozdziału. Tylko po prostu taka, jaką danego dnia słucham.
Buziaki! ;*

Chłopiec Ze Snów ✔Where stories live. Discover now