K2, rozdział 17

3.2K 302 53
                                    

-Jak to cię nie pamięta? - Zapytała dziewczyna, kiedy wciągnęłam ją oknem.
-Po prostu! - Jęknęłam i opowiedziałam jej całą historię, a potem wykończona opadłam na łóżko. Zielonooka ułożyło się obok mnie i teraz obie patrzyłyśmy w biały sufit z gwiazdkami. Świeciły w ciemności.
-Może to chwilowe? - Zapytała, łapiąc mnie za dłoń.
-Może. - Mruknęłam, ale nie byłam przekonana.
-W końcu powiedział, że ładnie pachniesz, przypomni sobie.
Zamknęłam oczy.
-A może nie byłam dla niego nikim szczególnym i nie chce mnie pamiętać?
Ścisnęła moje palce.
-Nawet tak nie mów! - W jej głosie dało wyczuć się zdenerwowanie. - Dobrze wiesz, że cię kocha!
-Naprawdę?
Nagle usiadła.
Otworzyłam powieki i zerknęłam na nią.
-Jeśli sobie nie przypomni sam, zrobimy wszystko, żeby dotarło do niego kim jesteś!
Westchnęłam i również usiadłam.
-A kim jestem, bo nie bardzo wiem? - Przyznałam.
Popatrzyła na mnie, jak na wariatkę.
-Jak to kim!? - Krzyknęła, wyrzucając w górę ręce! - Miłością jego życia! Nie codziennie można wyśnić sobie drugą osobę! I niech mnie szlag trafi, jeśli nie mam racji!
-Uważaj. - Ostrzegłam. - Nie chciałabym, aby cię trafił.
Puściła moje słowa mimo uszu.
-No dobrze. - Przyłożyła palec do ust. - Jutro przyjdę trochę wcześniej i zrobimy cię na bóstwo.
Jęknęłam.
-Nie ma mowy!
Machnęła lekceważąco dłonią, nic sobie nie robiąc z moich protestów, po czym podeszła, pocałowała mnie w czubek głowy i życząc dobrej nocy, wyszła oknem.
Opadłam na poduszki.
Czekał mnie jutro ciężki dzień.
***
Usłyszałam na dole głośny trzask drzwi, więc niechętnie zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do okna, podciągnąć roletę. Mama szła do pracy, ale nie to przyciągnęło moją uwagę.
Przed domem Grece stał jakiś mężczyzna i wyciągając ze stojącego samochodu pudła, podawał je młodemu chłopakowi. Przez moment myślałam, że to Alex, ale ten był sporo niższy i miał za długie włosy. I niestety musiał mnie dostrzec, bo spojrzał prosto w moją stronę. 
Odskoczyłam w tył, jak oparzona. Cholera jasna. Nie chciałam wyjść na wścibską.
Obróciłam się w kierunku półki i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że na blacie biurka wciąż leżą szkice, przedstawiające twarz mojego chłopca ze snów. Poczułam się zażenowana. Teraz, kiedy tu był i nie pamiętał, że mu się śniłam mógłby wziąć mnie za wariatkę. Podeszłam więc do blatu i otwierając szufladę, wrzuciłam wszystko do środka.
Następnie zamknęłam ją i jak każdego ranka, sięgnęłam po pigułki.
Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi. Popiłam więc szybko tabletki i pobiegłam otworzyć.
Meg stała na progu ze swoim magicznym kuferkiem. Uśmiechała się szeroko i widać było, że już nie mogła doczekać się przerabiania mnie na bóstwo.
Cóż, miałam całkowicie odmienne uczucia. Najchętniej zaszyłabym się w łóżku i nigdy więcej nie poszła do szkoły. Jak miałam walczyć o Alexa, kiedy cała szkoła wytykała mnie przez matkę i ojca palcami?
-Uczesz się i biorę się do pracy. - Oświadczyła mijając mnie w przejściu. - Mamy pół godziny.
Zamknęłam za nią drzwi.
-Naprawdę musimy?
Pokiwała głową i kładąc na stolę kuferek, otworzyła go. Moim oczom ukazały się różnego rodzaju kosmetyki.
Idąc, jak na skazanie poszłam po szczotkę do włosów.
***
Dziewczyna pracowała tak szybko, jak mogła. I kiedy skończyła z moim makijażem, zabrała się za ubranie. Nie miałyśmy dużo czasu, ale obiecała, że przyjdzie w sobotę rano i zrobi porządek z tymi "szmatami". Tak. Właśnie tak nazwała moje ulubione ubrania.
-Jeśli muszę się dla niego zmieniać to nie jest mnie wart. - Marudziłam, zakładając przez głowę sukienkę.
-Nie zmieniasz się. - Powiedziała zdecydowanie. - Po prostu ukazujesz swoje walory.
-Nie chcę.
-Chcesz.
-Będą się na mnie gapić! - Jęknęłam i wreszcie uporałam się z sukienką.
-Odjazdowa! - Stwierdziła. - Czemu w niej nie chodziłaś?
Wzruszyłam ramionami.
-Chodziłam.
Uniosła brwi z po wątpieniem.
-Byłam w niej na weselu!
Przewróciła oczami.
-Dziewczyno masz świetne nogi, powinnaś w niej chodzić częściej! - Podała mi buty.
-Nie założę szpilek. - Oświadczyłam, krzyżując dłonie na piersi.
Westchnęła, ale zlitowała się i podała mi koturny.
Skrzywiłam się i wskazałam palcem na płaskie sandałki, ale pokręciłam głową.
-Nie ma mowy!
-Meg!
-Zakładaj koturny!
Zgrzytnęłam zębami.
-Jutro nie wpuszczę cię do środka. - Warknęłam i zabrałam buty, wkładając je na nogi. - Czy teraz mogę iść zobaczyć się w lusterku?
-Jasne. - Wyszczerzyła się. - Spakuję twoje rzeczy do torby.
-Po cholerę? Mam plecak!
-Nie pasuje.
Zacisnęłam wargi, ale nie kłóciłam się. Miałam na dziś dość, a przecież to był dopiero początek dnia.
Poszłam na przedpokój i biorąc głęboki wdech, zerknęłam nieśmiało w lustro.
Och.
Cholera jasna.
Moja przyjaciółka przeszła samą siebie. Tak, jak obiecała makijaż nie był mocny, ale podkreślał moje oczy i kości policzkowe. Wyglądałam, jak ja, ale mniej dziecinnie. Bardziej kobieco. I muszę przyznać, że podobało mi się. 
-I jak? - Meg stanęła za mną.
-Jest... - Przez moment trzymałam ją w napięciu. - Cudownie.
Uśmiechnęła się, kładąc brodę na moim ramieniu.
-Mówiłam? Nie było się czego bać.
Spojrzałam na jej odbicie.
-Jesteś najlepsza wiesz?
Zachichotała.
-Pamiętaj o tym, kiedy będziesz chciała mnie następnym razem zabić.
Przyjrzałam się sukience. Była kremowa. U góry dopasowana z dość sporym dekoltem, ale w granicach rozsądku. W pasie miała gumkę, a dół spływał luźno do połowy ud.
-Gotowa?
-Gotowa. - Przyznałam i biorąc od niej torebkę, ruszyłam do drzwi. Wyszłyśmy na zewnątrz i dosłownie kilka sekund później podjechał Jared.
Przekręciłam klucz w zamku i ramię w ramię z Meg, ruszyłam w stronę chłopaków.
Vincent otworzył okno.
-Gabi? - Zapytał zdziwiony, a brat mojej przyjaciółki tylko gapił się w naszą stronę.
Tego właśnie się obawiałam. Takich reakcji, ale olać to! Czułam się dobrze i nie miałam zamiar wracać się do domu.
Zabaczymy czy w szkole też będę taka odważna!
Uradowana Meg, otworzyła mi drzwi, niczym jakieś ważnej osobistości.
-Nie wygłupiaj się. - Poprosiłam i wsiadłam do środka.
Oczywiście obaj Panowie obrócili się w moją stronę. Zielonooka zajęła miejsce.
-Wyglądasz... - Zaczął Vin'c, przyglądając mi się od góry do dołu. - Chcesz iść ze mną w piątek na imprezę?
Zamrugałam zaskoczona.
-Co?
-No wiesz. - Wzruszył ramionami. - Do naszych znajomych.
-Raczej nie. - Pokręciłam głową i przeniosłam wzrok na Jareda. Wciąż się na mnie gapił, ale nic nie mówił.
-Bracie, potrzebujesz lekarza? - Zażartowała moja koleżanka i w końcu zielonooki się ocknął.
-Nie. - Powiedział rozkojarzony.
-Zrobić ci usta usta? - Zaproponował Vin'c.
Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
-Przestań się na mnie gapić, jakbyś nigdy nie widział mnie w sukience.
-Widziałem cię w sukience, kiedy miałaś z dziesięć lat. - Powiedział z wyrzutem. - Wtedy jeszcze nie wyglądałaś tak...
-Ładnie? - Podrzuciła Megan.
-Kobieco. - Dodał Vincent.
-Zajebiście. - Oświadczył Jared, a ja poczułam, jak różowieją mi policzki.
-Przesadzacie. - Mruknęłam i odwracając wzrok w stronę szyby, zamarłam. Przed drzwiami domu Grece stał ten sam chłopak, co wcześniej, a obok niego Alex.
Wciągnęłam z sykiem powietrze, obracając się w stronę Megan.
Nie musiałam dodawać nic więcej. Wystarczyła moja reakcja. Na szczęście Jared już ruszał i nie zwrócił na moje zachowanie uwagi.
-O cholera. - Syknęła.
-To chyba ten nowy. - Zauważył Vincent, oglądając się.
-A ten niższy to kto? - Zaciekawiła się Meg, ale ja nie byłam w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa.
-To jego młodszy brat. - Wyjaśnił chłopak.
Chciałam zapaść się pod ziemię. Moje ciało zalała panika.
Alex nie mógł mieszkać po drugiej stronie ulicy! Po prostu nie mógł!
Przed oczami stanęły mi wszystkie razy, kiedy wciągałam do domu pijaną matkę.
Nie dobrze.
Supeł w moim żołądku zacisnął się niebezpiecznie mocno. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
Sny z nim były cudowne.
Rzeczywistość zaczęła przypominać koszmar.
__________
Miłego wieczoru!

Chłopiec Ze Snów ✔Where stories live. Discover now