K1, rozdział 4

3.7K 295 38
                                    

Pożegnałam się z Jacobem i niechętnie, weszłam do domu. W czwartkowe wieczory, kiedy wracałam mama zazwyczaj już spała. Tym razem nie miałam tyle szczęścia. W salonie świeciło się światło.
Ściągnęłam buty, marząc tylko o tym, aby zamknąć się w pokoju. Ruszyłam więc pospiesznie korytarzem, ale oczywiście, jak to ja, musiałam zerknąć do salonu, by upewnić się, że żyje.
Zatrzymałam się.
Kobieta siedziała na sofie, trzymając w dłoni lampkę wina, a dookoła niej leżały porozrzucane i podarte zdjęcia taty.
-Mamo? - Wyszeptałam drżącym głosem.
Uniosła na mnie wzrok, a mnie skręciło w żołądku. Była pijana.
-Czego chcesz? - Warknęła.
Przekroczyłam próg salonu.
-Połóż się, a ja to po...
-Spieprzaj! - Wydarła się, wchodząc mi w słowo. - Nienawidzę was! Nienawidzę was wszystkich.
Zacisnęłam wargi.
Kiedyś słysząc jej słowa rozpłakałabym się od razu. Teraz potrafiłam się kontrolować. Po prostu słyszałam to już zbyt wiele razy. Nie mówię, że bolało mniej, ale nauczyłam się z tym żyć.
-Mamo... - Spróbowałam jeszcze raz, ale nic z tego.
-Wynoś się stąd! - Krzyknęła, próbując wstać. Nie dała jednak rady. Była tak zalana, że jej nogi odmawiały posłuszeństwa.
Wycofałam się, a następnie zostawiając ją samą, udałam się do swojego pokoju, gdzie starym zwyczajem przekręciłam się na klucz.
Jakiś czas później usłyszałam dźwięk tłuczonej lampki do wina. Wiedziałam, że powinnam iść tam i to posprzątać, ale nie mogłam się do tego zmusić. Wolałam zaczekać, aż zaśnie lub po prostu sama sprzątanie to rano.
Zrezygnowana usiadłam na chwilę na parapecie. Dom na przeciwko ział pustką. Grace była daleko stąd. Nie świeciła już w moje szyby latarką, ani nie pisała kartek czarnym markerem.
Czułam w sobie taką pustkę, że przez moment bałam się, że zwariuję.
Nie chcąc się dłużej torturować zasłoniłam roletę i udałam się pod prysznic. Nie włączyli jeszcze ciepłej wody, ale jutro już powinna być. Dałam Meg pieniądze na zapłatę i obiecała, że to załatwi.
Weszłam pod strumień zimnej wody, wciągając głośno powietrze. Była lodowata.
Moje ciało przeżyło szok. Raz za razem brałam powolne płytkie wdechy, aż wreszcie w miarę przyzwyczaiłam się do chłodu.
Oparłam czoło o równie zimne kafelki i w końcu pozwoliłam sobie płakać. Słone łzy płynęły po moich policzkach, mieszając się z lecącą wodą. Byłam odrętwiała i cała się trzęsłam, ale to nic. Było w tym coś, co dawało odrobinę ulgi.
Czas płynął, a ja stałam tam długie minuty. Łzy uparcie nie chciały przestać lecieć. Wiedziałam, że nie ruszę się stąd póki nie przestanę płakać. I tak też zrobiłam.
Cierpiałam w ciszy. Cierpiałam, jak nikt inny, a ona myślała, że tylko jej sprawia ból porzucenie ojca. Nie rozumiała, że mnie też to rozrywa od środka, że to ja byłam wytykana palcami, jako "ta porzucona". Raz słyszałam nawet, że ojciec odszedł, bo mnie nie kochał. Przez moment byłam tym zdruzgotana, ale potem uświadomiłam sobie, że jest to bardzo prawdopodobne.
Przecież, jeśli by mnie kochał to nigdy w życiu nie zostawiłby mnie z nią. Widział, że zaczęła pić.
***
Chciałam go już zobaczyć. Chciałam poczuć wokół siebie jego silne ramiona. Wiedziałam, że czeka na mnie. Wiedziałam, że jest tam dla mnie.
Trzęsąc się po lodowatym prysznicu, wskoczyłam do łóżka i zmęczona, zamknęłam oczy.
Tej nocy zasnęłam naprawdę szybko. Pamiętam tylko, że poczułam znajome mrowienie na karku, a potem szczęśliwa osunęłam się w czarną otchłań.
Złapał mnie.
Mimowolnie wydałam z siebie ciche westchnienie ulgi. Wciąż bałam się, że kiedyś zostanę sama. Nawet nie wiedziałam, że płaczę do póki nie przytulił mnie do swojej ciepłej piersi.
-Już cicho. - Wyszeptał, scałowując z moich policzków słone łzy. - Jestem tu, jesteś bezpieczna.
-Alex. - Wyszlochałam.
-Jestem tu. - Zapewnił.
Jęknęłam i obejmując go za szyję przytuliłam się jeszcze mocniej. Potrzebowałam poczuć się kochana. Po tym wszystkim, co działo się w moim realnym życiu chciałam tylko poczuć, że ktoś mnie kocha.
-Już nie daję rady. - Wyznałam. - Chcę zostać tu z tobą na zawsze.
Chłopak postawił mnie na ziemi i zanim zaprotestowałam, wziął w dłonie moje policzki.
-Nie mów tak. - Jego głos trafiał we mnie, otulając ciepłem. - Musisz żyć, słyszysz? Gabriello musisz żyć dla mnie.
Popatrzyłam na jego szczerą i zatroskaną twarz. Chciałam, żeby był prawdziwy. W głowie wciąż miałam obrazy z naszego pierwszego spotkania. Wpadłam do cholernej rzeki, a on stał na brzegu i patrzył na mnie zdumiony tymi swoimi czekoladowymi oczami. Oboje byliśmy zbyt zszokowani, aby się do siebie odezwać, a potem matka, któregoś wieczoru próbowała mnie uderzyć i wpadłam w sen z Alexem cała zalana łzami. Nigdy wcześniej nie podniosła na mnie ręki. Byłam zagubiona i nie potrafiłam się uspokoić, póki nie wziął mnie w ramiona. Trwaliśmy tak, aż do rana. Bez słów, a zanim się obudziłam powiedział mi, że zawsze będzie tu na mnie czekał.
Nie uwierzyłam, ale dni i miesiące mijały, a on wciąż tu był.
-Kocham cię. - Wyszeptał, głaskając moje włosy.
-Ja ciebie też. - Przyznałam.
-Wiem, że to nie wiele, ale znajdę sposób, aby być tam z tobą. I zabiorę cię daleko stąd! Obiecuję.
***
Następnego dnia po szkole, spróbowałam porozmawiać z mamą o imprezie. Ciągle to przekładałam, ale nie zostało mi już wiele czasu. Zbliżała się piąta. Miałam już tylko godzinę.
Czekałam, aż wróci ze sklepu i modliłam się w duchu, aby była trzeźwa. Pomogło.
Weszła do domu z tą swoją ponurą miną, ale wino, które trzymała w torbie było zamknięte.
-Mamo?
-Tak? - Zapytała ściągając buty.
-Dziś jest taka mała impreza i zastanawiałam się czy miałabyś coś przeciwko, gdybym na nią poszła?
Popatrzyła na mnie.
-Będą tam jacyś chłopcy?
Zmarszczyłam brwi.
-Tak. - Co to w ogóle było za pytanie?
-W takim razie nie ma mowy.
Osłupiałam, że co?
-Ale...
-Nie. - Ucięła.
-Możesz chociaż powiedzieć mi dlaczego!? - Podniosłam głos.
-Bo to świnie. - Mruknęła, po czym pogłaskała mnie po policzku. - Nie pozwolę im cię skrzywdzić. Mojej małej córeczki.
Odsunęłam się od niej.
Nie chciałam, żeby mnie dotykała.
-Przecież ty krzywdzisz mnie bardziej. - Powiedziałam. - A to co mówisz jest wariactwem.  W szkole jest pełno chłopaków! Powinnam przestać do niej chodzić?
-Gabi, nawet nie wiesz, jak oni potrafią ranić. - Oświadczyła. - Dużo bardziej, niż ja.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Zwariowałaś! Powinnaś się leczyć. To, że ojciec był świnią, nie oznacza, że... - Urwałam, czując piekący ból prawego policzka. Uderzyła mnie.
-Nienawidzę cię! - Wysyczałam. - Myślisz, że tylko ty cierpisz, a nie widzisz, że niszczysz też wszystko dookoła. - Włożyłam w te słowa cały jad, na jaki było mnie stać. - Jesteś taką samą egoistką, jak ojciec.
Obróciłam się na pięcie.
Złapała nnie za ramię, ale nie miałam zamiaru się z nią szarpać. Wyrwałam się i uciekłam do pokoju, zamykając się na klucz.
Uderzyła pięścią w drzwi.
-Gabi wyjdź! Nie masz prawa tak do mnie mówić! Słyszysz? - Kolejne uderzenie. - Ty mała, podła... - Jej słowa zagłuszył dźwięk telefonu.
Zrezygnowania zerknęłam na wyświetlacz.
Dzwoniła Meg.
Odebrałam.
-I jak? - Zapytała bez o grudek.
-Nie mogę iść. - Jęknęłam. - Nie mogę iść, bo moja matka nienawidzi facetów!
-Zaraz tam będę. - Powiedziała Megan.
-Ale...
-Czekaj na mnie. - Rzuciła, nie dając mi skończy i po prostu się rozłączyła.
_______________
Gabi nie ma łatwego życia.
Miłej soboty ❤.

Chłopiec Ze Snów ✔Where stories live. Discover now