25.

735 41 105
                                    

Więzienny Świat 1903

Niekończąca się zima. Nieustannie sypiący śnieg, ciemna gwieździsta noc i dom pośrodku lasu. Taki był Więzienny Wymiar 1903 roku, w którym utknął Kai i takim zastała go Hope wraz z Kolem. Przenosząc się za pomocą magii do równoległego świata zużyła prawie całą moc drzemiącą w niej jak i w Mystic Falls. Ale nie żałowała swej decyzji. Idąc w ciemności między drzewami z Kolem u boku i gdzieniegdzie oświetlającymi drogę gwiazdami bądź księżycem, czuła, że dobrze zrobiła. W końcu robiła to by uratować przyjaciela Caroline, którą zdążyła polubić przez kilka minut rozmowy, opowiadań ojca i malowideł, które starał się ukryć przed każdym, ale nie przed nią. Ona i tak je znajdowała ku niezadowoleniu Niklausa. Jednak on nie potrafił się na nią złościć. Była przecież jego jedyną córką, oczkiem w głowie. Więc jakby mógł? Ale z drugiej strony nie robiła tego dla blond wampirzycy. Robiła to dla ojca, aby nie zrobił czegoś czego będzie żałował do końca życia. A przecież jest nieśmiertelny, więc przez wieczność. A dla kogoś takiego jak on, wieczność to szmat czasu. Być może dla niektórych zbyt długi, gdyż czasami tracą kontrolę chcąc zrobić coś dobrze. Ale nie jej było to oceniać. Chciała jak najszybciej odnaleźć socjopatę, który wymordował całą swoją rodzinę i sabat, a który może pomóc jej bliskim.

Przedzierając się przez gąszcz ośnieżonych drzew nawet nie zauważyła kiedy stanęła przed gankiem dosyć sporej posiadłości, jak zauważyła posiadłości Salvatore'ów.

- Chyba jesteśmy na miejscu.- Powiedział Kol chowając ręce w kieszenie jasnych jeansów.

- Tak. Też tak myślę.- Odparła wpatrzona w drzwi domu. Nie czekając na wujka ruszyła przed siebie i bez pukania weszła do środka.- Halo? Jest tu ktoś?- Zapytała lekko uniesionym głosem, a gdy nie usłyszała odzewu spojrzała się za siebie.- Chyba go tu nie ma- stwierdziła.

Musiała przyznać, że choć jest najsilniejszą i najstraszniejszą istotą na świecie, obawiała się Kai'a. Naczytała się o nim tyle, że wolałaby się na niego natknąć nie wiedząc kim jest. Jej głos drżał, a oddech zamieniał się w parę przez otwarte drzwi.

- Jest. Musi tu być. To psychopata. Pewnie czeka na dogodny moment, aby się ujawnić.- Stwierdził Kol wzruszając ramionami.

- Coś o tym wiesz?- Hope uniosła zabawnie brwi uśmiechając się przy tym wymownie.

- Powiedzmy- odparł z chichotem.- Ja sprawdzę dół, ty górę.

Kiwnęła głową i bez słowa obróciła się na pięcie i pomaszerowała schodami na górne piętro posiadłości. Kiedy weszła po ostatnim stopniu, a podeszwy jej butów zetknęły się z drewnianą podłogą, zauważyła, że na górnym piętrze panuje półmrok. Nie to co na parterze. Przyprawiło ją to o gęsią skórkę, ale dzielnie stawiała kroki zagłębiając się w ciemności piętra.

Była przy jednym z zamkniętych na klucz pokoi, gdy nagle usłyszała brzdęk przekręcającego się metalu oraz zgrzyt zardzewiałej klamki, by po chwili znaleźć się za tajemniczymi drzwiami, w kompletnej ciemnocie, w objęciach silnych ramion przytrzymujących ją przed próbą ucieczki. Porywacz wolną dłonią zakrył usta Hope nim ta zdążyła wydać z siebie dźwięk.

- Ćśśś... no już, spokojnie.- Powiedział łagodnym tonem.- Nic ci nie zrobię pod warunkiem, że powiesz mi kim jesteś i co tu robisz.

Dojrzała dziwną iskrę w spojrzeniu nieznajomego. To była jedyna rzecz jaką dostrzegła nim zaraz po tym ujrzała jasno niebieskie tęczówki.

- Kai... Co tu robisz?- Tylko tyle Caroline była w stanie powiedzieć na widok czarownika, którego nie widziała od lat. Nienawidziła go, bała się mocy jaką posiada syfonista, ale w obecnej chwili poczuła nieprzyjemną ulgę na jego widok.

|| Last Love ||Where stories live. Discover now