20.

733 44 114
                                    

- Stan pani Decker jest krytyczny. Nie wiadomo czy dożyje jutra.- Oznajmił lekarz i poszedł na drugi koniec korytarza, by dać im wszystkim czas na pogodzenie się z ewentualną śmiercią Chloe.

Amenadiel i Maze stali bez ruchu patrząc na nieprzytomną detektyw przez szybę oddzielającą ich od sali, w której leżała. Lucyfer chodził niespokojnie w kółko, klnąc pod nosem i wyzywając wszystkich możliwych bogów, w tym swojego Ojca. Biedna Linda próbowała go uspokoić, ale z marnym skutkiem. Natomiast Dan, były mąż postrzelonej, musiał zająć się ich córką. Obiecał, że przyjedzie najszybciej jak może, ale nie obiecywał, że będzie to w krótkim czasie.

Nastał wieczór. Nikt z ich piątki nie ruszył się z miejsca. Nawet Caroline, która przez te kilka godzin pobytu w szpitalu u boku przyjaciół detektyw Decker, nie ruszyła się o centymetr. Było jej o tyle łatwiej, że była wampirem. Miała silniejszą wolę od reszty. Nawet kiedy reszta to anioł, demon, diabeł i terapeutka.

Wstała gwałtownie czym wzbudziła zainteresowanie wszystkich. Spojrzeli na nią w taki sposób jakby była wariatką, która dopiero co uciekła z psychiatryka.

- Mogę ją uratować- powiedziała stając w bezruchu. Była wpatrzona w nieprzytomną Chloe, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wzrok miała pusty choć gdyby się przyjżeć do oczu naszły jej łzy. Od chwili postrzelenia na ulicy, aż do teraz myślała nad tym intensywnie. Mogła podać jej krew w chwili kiedy traciła przytomność, kiedy przywieźli ją z bloku operacyjnego... Ale nie chciała. Nie chciała skazywać kogoś na wybór pomiędzy życiem, a śmiercią. A Chloe była bliska śmierci. Ale z drugiej strony równie dobrze mogła przeżyć. Nie musiała przecież umierać zaraz po podaniu przez nią krwi. W podjęciu decyzji pomogły jej zmartwione twarze Lindy, Maze, Lucyfera i jego brata.- Mogę to zrobić.- Powiedziała nieco pewniej.- Ale musicie o czymś wiedzieć.- Dodała nadal wpatrzona w śpiącą detektyw.

Lucyfer podbiegł do niej pierwszy. Zdenerwowany nie wyczuł jak mocno złapał Caroline za ramiona. Nawet ją to zabolało pomimo bycia wampirem. Jednak teraz liczyła się tylko Chloe. Tylko ona. Wszystko inne nie było ważne. I Care doskonale to rozumiała.

- Mów! Zrobię wszystko tylko ją uratuj!- Krzyknął. W jego głosie można było wyczuć wysoką desperację.

- Mogę podać jej swoją krew.- Oznajmiła. Oderwała wzrok od kobiety, którą Lucyfer darzy uczuciem i spojrzała kolejno na każdego. Wszyscy mieli taką samą minę, więc postanowiła wyjaśnić o czym mówi.- Jestem wampirem. Moja krew może ją uleczyć. Jednak jeśli jest za późno, a ona umrze z moją krwią w organiźmie, to za jakiś czas wstanie. Ożyje tak jakby. Wtedy będzie musiała wybrać: umrzeć czy pożywić się i być tym kim ja.

- To niemożliwe.- Odezwał się ciemnoskóry anioł.- Wampiry nie istnieją.

- Anioły i diabły też- odparowała obdarzając Mazikeen i Lucyfera spojrzeniem.

- Właściwie to diabeł jest jeden.- Wtrącił Lucyfer, a Mazikeen przewróciła oczami. Nie mogła uwierzyć, że nawet w takiej chwili jego ego dawało się we znaki.- To dlatego wczoraj poruszałaś się z szybkością światła? Myślałem, że byłem zbyt pijany.

- Jak całe życie od kiedy stąpiliśmy na Ziemię.- Podsumowała Maze. Ale on się nie odezwał. Przyzwyczaił się już do odzywek i ciętych ripost demonicy.

Caroline kiwnęła głową. Skrzyżowała ręce na piersi i przygryzła delikatnie dolną wargę.

- Wolałabym tego nie robić. Nie podejmować za nią decyzji. Tak jak wy nie powinniście, ale mamy mało czasu. Może się udać albo nie. Lucyferze?- Spojrzała na niego, ponieważ stwierdziła, że skoro darzy Chloe uczuciem to on ma najwięcej do powiedzenia.

|| Last Love ||Where stories live. Discover now