15.

1K 55 116
                                    

- Ostrze Azraela. Najpotężniejszy sztylet na Ziemi. Przyjaciel Anioła Śmierci. Nie tylko zabija, ale unicestwia każde istnienie. Taka dusza przestaje istnieć. Nie trafia do Nieba, ani do Piekła lub na Drugą Stronę. Nie ma odwrotu po zadaniu ciosu tym ostrzem.- Marie Anne uniosła biały sztylet na wysokość oczu tak, aby pozostali mogli ujrzeć śmiertelne ostrze.- Nie można takiej istoty wskrzesić. Dlatego zapamiętajcie te noc jako tą, w której Niklaus Mikaelson przestanie istnieć na wieki! I nie bójcie się reszty.- Dopowiedziała widząc niepewne miny reszty czarowników.- Ich też czeka zgubny los. Jeśli nie zabiją się sami, zrobi to ktoś inny...

Odłożyła ostrze na blat szklanego stołu. Była pewna co do powodzenia swojego planu. Planowała to bardzo długo, robiła wszystko małymi kroczkami, krok po kroku, była cierpliwa. Nie było szans na niepowodzenie. Tym bardziej, że istnieje dowód na działanie sztyletu.

Na środku pustkowia, w ciemnym grobie leży ten, który Ostrzem Azraela ugodzony odnalazł pokój po mileniach nieustannej walki o byt w łasce Ojca...

- Skąd masz pewność, że ten mityczny sztylecik zadziała? Masz jakieś dowody na jego działanie?- Zapytał jeden z czarowników wyrywając Marie Anne z zamyślenia.

- Nie jest mityczny. Prędzej MY WSZYSCY jesteśmy mitem dla Nich, niż ten sztylet dla nas.- Ostrzegła go.- Zadziała. Jestem tego pewna. A jeśli wątpisz we mnie i w to co mówię, to możesz odejść, Gregore.

- Tego nie powiedziałem.

- A więc dobrze.- Powiedziała stanowczo jednocześnie uśmiechając się.- Musimy się spieszyć zanim odkryją, że sztylet zniknął.

- Kto?- Spytała jedna z czarownic.

- Nie chcesz wiedzieć.

***

Ubrany w czarny smoking z białą muszką, stał z kieliszkiem w ręce i obserwował przychodzących gości. Podziwiał pięknie ubrane kobiety choć wolałby, aby to Caroline przeszła przez bramę. Chciał ją zobaczyć w sukni, którą pięć wieków temu ukradł prawdziwej księżnej Monako. Pragnął podziwiać ją w każdym calu, a bardziej niż to, pragnął zedrzeć z niej drogi materiał. Jednak ona nie przychodziła co sprawiało, iż się denerwował. Uczucia, które żywi wobec swego anioła, niszczą go. Za dużo pragnie, za mało dostaje. Jest świadom, że Caroline pomimo chwil słabości, nie odda mu się drugi raz tak szybko. To w niej kocha, ponieważ jeśli odda się mu, to z miłości, a nie z pożądania. Jest tego pewny...

- Tysiące tanich dziwek.- Stwierdziła Care podchodząc do zamyślonej hybrydy.- Mam wielkie szczęście, że mam ciebie, bo bym wyglądała jak one.- Obrzuciła przelotnym spojrzeniem przybyłe kobiety po czym nieco zawstydzona uśmiechnęła się i złożyła pocałunek na policzku pierwotnego.

Zaskoczony zachowaniem blondwłosej wampirzycy nie był w stanie nic powiedzieć. Patrzył na nią jak na jedno ze swoich największych dzieł malarskich. Idealna, nieco drapieżna, ale subtelna dzięki delikatnie pofalowanym włosom.

- Wyglądasz... pięknie.- Wydukał zachwycony.- Perfekcyjnie.

- Dziękuję.- Powiedziała nadal zawstydzona. Tego dnia obiecała sobie, że będzie dla niego miła i zaprzestanie prób odpychania mieszańca. Myśl ta przyszła jej z trudem, ale z doświadczenia wiedziała, że nie zdoła uciec przed przeznaczeniem. Będzie co ma być, pomyślała.- Twoja zasługa, ale ostrzegam: jeszcze raz zrobisz taki numer, a poćwiartuję cię na kawałki.

- Kochana, mnie nie da się zabić. Jestem Klaus Mikaelson i jestem niezniszczalny.- Uśmiechnął się w geście żartu choć oboje wiedzieli, że to co mówi jest prawdą.- Pozwól, że przeproszę cię na chwilę.- Odstawił kieliszek z szampanem na tacę stojącego obok kelnera po czym zniknął w tłumie gości.

|| Last Love ||Where stories live. Discover now