Rozdział 2: Wyjazd

247 41 88
                                    

Wreszcie udało mi się zwlec z łóżka, po krótkiej drzemce, którą załapałam podczas rozmyślania. Dopakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Na szczęcie moja „garderoba" nie była zbyt duża, miałam kilka par spodni i trochę podkoszulek z rękawkiem i jakieś dwie bluzy. Nigdy nie przepadałam za strojeniem się, moje ubieranie zazwyczaj kończyło się na łapaniu losowych rzeczy z szafki. Zapewne zresztą jakbym miała większy wybór kończyło by się to tak samo przez mój ostatniochwlizm.

Kiedy ukończyłam proces pakowania poszłam wziąć prysznic. Po kąpieli stanęłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać moją szopę. Magia mocno falowanych włosów dawała się we znaki podczas tej czynności. To była istna katorga rozczesywać poplątane włosy, na dodatek patrząc na ich nie małą ilość i długość miałam ochotę przerwać, kiedy po raz kolejny szczotka ugrzęzła w kołtunach i nie mogłam jej za żadne skarby wyciągnąć.

Ahh, ten naturalny look na czarownicę, po prostu lofciam

Gdy minęły 2 godziny byłam zapakowana i gotowa do wyjazdu, ale Nina musiała właśnie poprawiać makijaż, a jej to trochę to zajmowało. Oczywiście połowę z jej kosmetyków nawet nie wiedziałam do czego służyły. Nigdy nie rozumiałam jak można było się bawić w małego tynkarza przed każdym wyjściem, aby później prezentować się niczym wymalowana porcelanowa lalka. Chociaż ja bym bardziej to porównała do sugar skull, chociaż ona tego nie potrzebowała, żeby być straszną.
Wreszcie po pół godziny mogliśmy ruszać, więc wstałam z fotela, na co zareagowała rudowłosa.

– Czekałaś na nas?

Nie no co ty ruda Barbie czekałam na autograf.

– Tak. Możemy już jechać?- odparłam jednak grzecznie siląc się na nie zrobienie głupiej miny, przedstawiającej co o niej myślałam.

– Och, zabawna jesteś- zaśmiała się ironicznie- my idziemy na romantyczną kolacje, a ciebie zawiezie kierowca, którego załatwił mój kochany miś- rzekła tak przesłodzonym głosem, że gorzej nie mogło być.

Nina pociągnęła za rękę swojego „misia" i znikli za drzwiami.

Aha n fajnie, fajnie. Zacnie ze strony ojca. Miło, że się pożegnałeś stary pierdzielu, a niech cie ta Urszula udusi swoimi mackami! Albo umrzyj tam z przesłodzenia razem z tym bukietem róż. Oby miały zatrute kolce, na to wiedźmy nie są odporne.

Po chwili do domu wszedł łysy mężczyzna w granatowej marynarce i zabrał mój bagaż. Wsiadłam do czarnego samochodu i mając cały świat w poważaniu, a przy okazji rzucając wyzwiskami, założyłam słuchawki i skupiałam resztki uwagi na muzyce. Tak spędziłam całą podróż do.... no właśnie w sumie nie wiedziałam, gdzie wylądowałam po tych 10 godzinach jazdy.

Dotarliśmy na miejsce z samego ranka. Wyglądało, że wujek nie lubił towarzystwa ludzi bo jego dom stał w środku gęstego lasu przez, który ledwo co przejechaliśmy. Budynek miał dwa piętra, cały zbudowany był z drewnianych bali i wyglądał na bardzo zadbany. Otoczony był przez kamienny wysoki mur, domyślałam się, że zapewne miał chronić przed zwierzętami z lasu. Czyli wieczorne spacery i ogólnie wszelkie wypady brzmiały raczej: NIE.

Dobra Aida szukaj pozytów, na takim zadupiu możesz poczuć się jak w „Pięknej i bestii", może jakiś inteligent młodzieniec cię odnajdzie i uwolni od klątwy.

Z zainteresowaniem przyglądałam się mojemu nowemu wiezieniu, ehm znaczy dom. Co mnie zaskoczyło w każdym oknie budynku znajdowały się grube firany, odcinające całkowicie wnętrze od świata zewnętrznego. Gdy samochód zatrzymał się podeszłam do wielkich dębowych drzwi i zastukałam kołatką. Po chwili w nich ukazał się malutki, łysy mężczyzna około czterdziestki. Zawsze myślałam ze ja byłam mała, chociaż byłam tylko kilka centymetrów niższa od koleżanek, on natomiast sięgał mi jedynie do ramienia. Był ubrany w biały lekarski kitel i w ciemne dżinsy. Wyglądał w skrócie jakby praca nie opuszczała go nawet w domu i domyśliłam się, że zabiegany zapewne zapomniał o jego zdjęciu.

No witam doktorku, strzelbę żeś zagubił?

– Witaj ty pewnie jesteś Aida – uśmiechnął się od ucha do ucha – Chodź pokaże ci dom – powiedział i wziął moją walizkę.

­– A taak- jęknęłam wyrwana nagle z moich głupkowatych przemyśleń.

Zaprowadził mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na fotelach. W całym pomieszczeniu wystój skupiał się na drewnie, czułam się w nim jakbym cofnęła się do średniowiecza. Zero prądu tylko wszędzie świece i półki pełne książek. W pokoju znajdował się kamienny kominek, przed którym leżał dywan z futra niedźwiedzia. Siedziałam na jednym ze skórzanych foteli, przed którym stał mały dębowy stoliczek ze szklanym blatem. Wujek usiadł na drugim z nich i zaczął mówić.

– Jak widzisz mój dom jest w środku lasu, a najbliższe miasto jest oddalone o godzinę drogi więc, gdy nauczysz się jeździć konno będziesz mogła je odwiedzać. Niestety raczej rzadko będziemy się widywać, bo większość czasu spędzam poza domem, gdyż jestem doktorem, a moją specjalizacją jest zajmowanie się wrodzonymi chorobami.

– Do tej pory też większość czasu spędzałam sama, więc sobie poradzę, ale kto mnie nauczy jeździć konno?

– Przez ten tydzień jeszcze tu zostanę więc cię nauczę, ale to jutro. Dzisiaj odpocznij sobie i zobacz cały dom, a ja zaniosę bagaż do twojego pokoju, który jest na drugim piętrze, pierwsze drzwi po prawej.

Uhu będę miała szacuj na dzielni jak pozatajam konno przez miasto, tyle wygrać.

– Dobrze, a mam jeszcze pytanie, jest tu może Internet ?- spytałam z nadzieją.

– Nie ma tutaj w ogóle prądu, co za tym idzie i Internetu, ale jeśli będziesz się nudziła mam mnóstwo książek.

No tak czego mogłam się spodziewać? Przecież nie mogli mnie wysłać na resztę życia do pięciogwiazdkowego hotelu.

– Dobrze, w sumie lubię czytać. To ja może przejdę się po domu- powiedziałam niepewnie i zaczęłam się zbierać, jak zawsze będąc grzeczną w kontaktach z nowopoznanymi.

Obok salonu znajdowała się kuchnia, która była bardzo przytulna. Wszystkie meble wykonane były oczywiście z drewna, a ozdoby typu obrus i poduszki na krzesła były ciemnoczerwone. W rogu stała stara, biała kuchenka na gaz . Na resztę wyposażenia składały się przeróżne szafeczki, niektóre z nich wisiały na ścianach inne natomiast były stojące. Nie był to długi obchód po domu lecz poczułam się zmęczona, więc ruszyłam w stronę mojego pokoju. Znajdowało się w nim wielkie łoże z baldachimem, szafa, krzesła, biurko i inne duperele. Wyglądało na to, że wujek musiał od jakiegoś czasu wiedzieć o planach ojca i zdążył wszystko przygotować na mój przyjazd.

Wszystko było zachowane w odcieniach ciemnego brązu i drewna, więc pomimo licznych świec było niezwykle ciemno, bo oczywiście tak jak w całym domu grube firany zasłaniały szczelnie okna.

W pokoju dostrzegłam drugą parę drzwi, za którą okazało się, że znajdowała się łazienka. Zaczęłam ziewać, a przy tym dziwić jak wiele byłam w stanie spać. Niezbyt się jednak tym przejmując ruszyłam w stronę łóżka. Nie zajęło mi długo, a zasnęłam na miękkim kocu, który pokrywał całe posłanie.

Granica jawy : Jowialne srebro |Tom 1 zakończonyWhere stories live. Discover now