Rozdział 16,5 - Nigdy

103 10 0
                                    


 -Gajeel!- Krzyknęła czerwonowłosa dziewczyna, widząc ciało swojego towarzysza upadające bezwładnie na ziemię. Z rany na jego klatce piersiowej powoli sączyła się czerwona posoka, którą umorusaną miał również twarz. Stojąca nad nim postać śmiała się niczym rasowy psychopata, patrząc z radością na okaleczonego Redfoxa. Nicole przymknęła oczy i otarła łzy z policzków. - Pater... Da mihi numine diuum...*- Szepnęła, po czym oblizała językiem dolną wargę. Podniosła się z klęku i lekko zachwiała. Wróg odwrócił się w jej stronę i zachichotał.

-Twoja kolej, Nicole.- Wymruczał i postawił krok w jej stronę. Następnego jednak nie wykonał, gdyż obie kończyny unieruchomił łańcuch. Stal powoli pięła się po nogach mężczyzny, aby w końcu splątać jego ręce.
-Nie. Twoja kolej, Edvinie.- Szepnęła dziewczyna, kierując łańcuch na jego szyję.
-T-t-tryb mędrca?!- Krzyknął zszokowany, widząc jej oczy. Dwukolorowe do tej pory tęczówki, teraz łśniły pięknym szkarłatem.
-Sayonara.- Mruknęła i zacisnęła pięść, a tym samym łańcuch na jego szyi oraz kończynach. Nie patrząc nawet na bezgłowe ciało, leżące w kałuży ciepłej krwi, podbiegła do Gajeela. Drżącą dłonią sprawdziła jego puls, który nie zwiastował niczego dobrego. -Błagam, nie...- Wyszeptała. Rozdarła koszulkę chłopaka, aby zobaczyć, w jakim stanie jest jego tors. Wstrzymała pisk, gdy zobaczyła dziurę w klatce piersiowej, wyrwaną, ostrymi jak brzytwa, pazurami.
Muszę zdążyć... Muszę...
Szybko nacięła swój nadgarstek, nadstawiając go nad ranę. Uważnie odliczyła trzy krople swojej krwi i zamknęła oczy. Zasłoniła ranę dłońmi, cicho odmawiając modlitwy. Energia magiczna, która skumulowała się wokół niej, emanowała czerwienią. Ten sam kolor miało światło, znajdujące się pod jej dłońmi. -Ojcze... Pomóż...- Szepnęła. W tym samym momencie Gajeel podniósł się gwałtownie do siadu i zakaszlał krwią. Oddychał głęboko, próbując powstrzymać drganie swojego ciała.
-Nikki?- Zapytał szeptem, widząc klęczącą obok niego dziewczynę. Skalana krwią i łzami twarz dziewczyny, teraz przyozdobił lekki uśmiech. Uniosła drżącą dłoń i otarła łzy z policzków, brudząc je lekko krwią czarnowłosego.
-Bogom niech będą dzięki...- Wyszeptała i rzuciła się zdezorientowanemu chłopakowi na szyję. Mimo otępienia, od razu otoczył ją ramionami. -Bałam się, że cię stracę.- Wymamrotała w jego ramię.
-Ale... Co się...- Zaczął, jednak widząc zmasakrowane ciało ich wroga od razu umilkł. Po chwili, kiedy poczuł, że Nicole się uspokoiła, odsunął ją o kawałek i uniósł jej podbródek dwoma palcami. -Baka... Nigdy mnie nie stracisz.- Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem, po czym musnął jej usta wargami.
-Nigdy?- Zapytała szeptem, pomimo szoku wywołanego pocałunkiem.
-Nigdy.- Potwierdził, na co czerwonowłosa się uśmiechnęła.
-No to nigdy.- Powiedziała cichutko i ponowiła pocałunek.

*- " Pater... Da mihi numine diuum..." - Uproszczona łacina: "Ojcze... Daj mi siłę..."
______

400 słów.

Październik 2015 (sprawdzony 01.09.2018).

Godslayer [Fairy Tail Fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz