Rozdział 7 - Owoc Wieczności

331 24 2
                                    


-Nigdy więcej nie idę z tobą na misję!- Krzyknęła Lou, łapiąc za wystającą półkę skalną.

-Ge-he.- Jej towarzysz zachichotał tylko w odpowiedzi i złapał ją za rękę, aby wciągnąć jej ciało na grunt. -Nie marudź młoda. Mogłaś iść z Lucy, Zapałką, Fullbasterem i Erzą, żeby grać w teatrze.
-Już wolę wspinaczkę.- Mruknęła blondynka. Po ponad godzinnym wspinaniu, nareszcie znaleźli się na szczycie góry Kiobe. Przed nimi rozpościerał się Rajski Ogród. Wiecznie kwitnące kwiaty, owocujące drzewa i soczyście zielona trawa. -Nie rozumiem tylko, dlaczego zabrałeś mnie, a nie Levy (dop. au. I każdy już wie o kogo chodzi :-:)...- Westchnęła, ruszając w głąb ogrodu.
-Mała nie dałaby rady ze wspinaczką.- Wzruszył ramionami Redfox, a ona zaśmiała się cicho.
-Jak blisko jesteście? No wiesz... Jestem w Fairy Tail od półtora miesiąca, a nadal nie ogarniam wszystkich drużyn i innych takich.- Zapytała po chwilowej ciszy.
-Właściwie, to tylko się przyjaźnimy. Znaczy... Dla mnie to przyjaźń, ale ona chyba czuje coś więcej.- Gajeel podrapał się niezręcznie po karku, drugą ręką poprawiając bandanę, zsuwającą się z jego czoła.
-Mira was shippuje. Erza w sumie też... „Galevy!"- Zaśmiała się, ostatni wyraz piszcząc cienkim głosikiem. Czarnowłosy strzelił facepalma, krzywiąc się nieznacznie.
-Dlacze...- Zaczął, lecz przerwało mu trzęsienie ziemi. -Co do chu... Ekhem!- Urwał przekleństwo, widząc jej minę.
-Doprawdy urocze...- Powiedział głęboki, męski głos. Lou i Gajeel natychmiast zwrócili głowę w jego stronę. Starszy, posiwiały mężczyzna w szerokim, bordowo-czarnym kimono powoli kroczył w stronę dwójki magów. -Czego szukacie w Rajskim Ogrodzie?- Zatrzymał się, a trzęsienie ustało.
-Em... Lou? Może się wypowiesz?- Gajeel uśmiechnął się nerwowo w stronę blondynki.
-Czemu ja?! To ty wybierałeś misję.- Warknęła dziewczyna, jednak po chwili spojrzała na kapłana. -Owoc Wieczności. Gdzie go znajdziemy?- Zapytała otwarcie.
-Ach... Szukacie wieczności? „Wieczność odnajdzie ten, kto wieczność przebył..."- Zacytował jednego z Czterech Mędrców. -Czyste serce i lojalny umysł, to wymagania. Któreś z was musi wykazać się lojalnością. Dziewczyno, chłopcze. Które z was zechce przejść moją próbę?- Zapytał wyczekująco.
-Moje serce zdecydowanie czyste nie jest...- Mruknął Gajeel i delikatnie popchnął dziewczynę w stronę kapłana.
-Dobrze zatem. Niech dzieje się wola Raju...- Powiedział i pstryknął, przenosząc całą trójkę do wnętrza świątyni.
Jednak nie wszystko było tak jak powinno. Kapłan zasiadał na tronie, znajdującym się na dwu metrowym podwyższeniu. Lou stała między Gajeelem, którego nadgarstki i kostki zostały związane, a owocem, przypominającym złote jabłko.
-Wybierz dziewko... Lojalność względem pracodawcy czy lojalność względem towarzysza. Jeśli wybierzesz Owoc Wieczności będziesz mogła przekazać go pracodawcy i wykonać tym samym misję. Twój partner jednak zostanie wymazany z kart przeszłości i zamieniony w jedną ze statuł.- Wskazał dłonią na stojące pod ścianą posągi. Było ich wiele, a każdy przedstawiał cierpienie na twarzy. -Jeśli wybierzesz towarzysza, Owoc przepadnie na wieki, a ty będziesz mogła wrócić z przyjacielem.
-Ty się serio pytasz?! To chyba oczywiste!- Warknęła Louise. Jednym ruchem przyzwała piorun, który za jej rozkazem rozciął sznury wiążące Gajeela. -Jedna misja nie jest warta mojego przyjaciela!- Mogłaby kłócić się dłużej, lecz przerwało jej klaskanie kapłana.
-Jestem zachwycony. Większość magów, którzy stają przed tym wyborem, wolą zdobyć wieczne życie dzięki Owocowi Wieczności.- Powiedział kapłan, wstając z tronu. Przy użyciu magii, stworzył kamienne schody, aby podejść do Lou i rozcierającego nadgarstki Gajeela. Drugie już pstryknięcie przeniosło ich z powrotem do Rajskiego Ogrodu. W dłoni Lou pojawił się Owoc Wieczności. -Nagrodą dla twojego serca, będzie Owoc.
-Że jak?! A-a-ale... Dlaczego?- Zapytała zdezorientowana magini.
-Wybrałaś dobro partnera zamiast własnego. Przeszłaś moją próbę. Gratuluję.- Powiedział kapłan, po czym rozpłynął się w powietrzu.
-Da hale?! Może faktycznie powinienem pozwalać Levy wybierać misje...- Mruknął zagubiony nieco Redfox, patrząc na spokojnie idącą przed siebie Lou. Blondynka zerknęła na niego przez ramie.
-Mniejsza. Ważne, że ma...!- Urwała, nie czując gruntu pod nogami. -Kyaaa!- Krzyknęła widząc oddalający się szczyt i sylwetkę Gajeela.
To koniec. Mój marny żywot kończy się w tym momencie. Umrę spadając z góry. Dosłownie. Cholera! Nawet chłopaka nie miałam! Do dupy z takim życi...
-Wow! Uważaj nielocie.- Zaśmiał się blondyn, zacieśniając uścisk wokół ciała Lou. -Jakim cudem spadłaś z tak wysoka?!- Zapytał Mistrz, zerkając w górę. Gdzieś na skałach majaczyła mu sylwetka Redfoxa.
-Co?! Miałam umrzeć!- Pisnęła Lou, otwierając oczy. Zerknęła na swojego wybawcę i jego towarzyszkę. -Co wy tu robicie?- Zapytała zdezorientowana.
-Wracamy z misji.- Uśmiechnęła się do niej białowłosa. - A wy?
-Też.- Westchnęła Louise i tyrpnęła chłopaka w ramie, aby postawił ją na ziemi. Niebieskooki niechętnie spełnił jej niemy rozkaz. -Od kiedy mistrzowie gildii chodzą na misje?- Zapytała podejrzliwie, patrząc na Stinga.
-Od kiedy maginie spadają mistrzom gildii w ramiona?- Odgryzł się chłopak.
-Odkąd wykonują idiotyczne misje wybrane przez swoich towarzyszy.- Warknęła, głową wskazując na, znajdującego się nadal na skałach, Gajeela.
-Odkąd dzielą to stanowisko z drugim magiem.- Odpowiedział również.
-Um... Sting... Powinniśmy wracać.- Wymamrotała Yukino, przyglądając się tej dwójce.
-Hai, hai...- Westchnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. -Może jakieś podziękowania, Alberona?- Zapytał z wrednym uśmieszkiem.
-Chciałbyś, Eucliffe.- Odwzajemniła uśmieszek. -Redfox! Rusz wreszcie dupę albo ci pomogę!- Wydarła się do czarnowłosego. Poskutkowało, gdyż już dwie minuty później Gajeel stał obok niej.
-Idziemy?- Uśmiechnął się lekko.
-Aye.- Przytaknęła, na co on ruszył przed siebie. Pokręciła głową z rozbawieniem i podeszła bliżej Stinga. Stanęła na palcach i uśmiechnęła się krzywo.
-Dziękuję.- Szepnęła do ucha chłopaka i pocałowała go w policzek. Trwało to zaledwie sekundę, gdyż dwie później doganiała Redfoxa.
Sting za to szedł za Yukino i szczerzył się jak głupi.
-Ech... Biedny zakochaniec...- Westchnęła białowłosa pod nosem.
__________________

886 słów.

Wrzesień 2015 (sprawdzony 01.09.2018).

Godslayer [Fairy Tail Fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz